Córka nazisty. Max Czornyj
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Córka nazisty - Max Czornyj страница 5

Название: Córka nazisty

Автор: Max Czornyj

Издательство: OSDW Azymut

Жанр: Любовно-фантастические романы

Серия:

isbn: 978-83-8195-251-4

isbn:

СКАЧАТЬ z nim porozmawiać. Chciałabym, żeby siedział obok mnie i po prostu się uśmiechał. Moglibyśmy milczeć.

      Stanisław na moment odwraca wzrok. Nerwowo splata dłonie na lasce i znów na mnie zerka. Tylko przez chwilę. Przeczesuje palcami nieuczesane siwe włosy.

      – Twój syn nie żyje – stwierdza i zaciska usta.

      – Co takiego?!

      Mój Boże. Kręci mi się w głowie i oblewa mnie pot. Chcę poderwać się z fotela, lecz Stanisław podchodzi, po czym z trudem się pochyla. Delikatnie chwyta moją dłoń. Przez moment mam wrażenie, że chce ją pocałować, lecz się rozmyśla.

      – On nie żyje od ponad trzydziestu lat. Przez tę chorobę czasem o tym zapominasz.

      – Co ty pleciesz?

      Mam ochotę zdzielić go w twarz. To cholerny żart, a z takich rzeczy się nie żartuje. Przecież kilka tygodni temu rozmawiałam z Erykiem. Był tu. Siedział na krześle przy ścianie i zaśmiewał się, opowiadając mi jakąś historię.

      – Wyjdź! – krzyczę. – Wynocha stąd!

      Stanisław spuszcza głowę i czołem dotyka mojej ręki. Chcę wstać, lecz czuję, że ugięłyby się pode mną nogi. Z trudem łapię oddech. Zabieram dłoń i zacis­kam palce na skórzanym podłokietniku.

      Stanisław podnosi się i wspiera na lasce. Pochyla głowę, a jego twarz wydaje mi się potwornie blada. Tak blada, jak blade są twarze na upiornych obrazach tego… Zapomniałam, jak się nazywał twórca tych szkaradzieństw. Ojciec obiecywał, że w naszym bawarskim domu jego dzieła zawiesimy nad kominkiem.

      – Greta… Proszę. Uspokój się.

      – Czego ty chcesz? Wygadujesz takie rzeczy o moim synu, a potem chcesz, żebym była spokojna! Ja jestem spokojna! Kurewsko spokojna! Nie chcę cię, kurwa, znać!

      Przekleństwo mnie razi, ale nie potrafiłam go powstrzymać. Podobnie jak potoku kolejnych. Podnoszę się z fotela i wspieram na oparciu. Dyszę.

      Stanisław cofa się i spuszcza głowę. W oczach ma łzy. Przygryza wargi, jakby zaraz miał się rozpłakać. Zaczyna się cały trząść, co przyprawia mnie o jeszcze większą furię.

      – Wynocha! – krzyczę i nagle braknie mi tchu. Nie wiem, co więcej miałabym powiedzieć. Nie wiem, dlaczego krzyczę.

      Mrugam i dostrzegam przed sobą starca. Skądś go kojarzę, lecz nie wiem, co robi w moim domu. Chwytam szal i szczelniej się nim okrywam.

      – Kim pan jest?

      Starzec uśmiecha się ponuro. Z zaczerwienionych oczu ciekną mu łzy. Robi krok w moją stronę, ale nagle się zatrzymuje. Pochyla głowę, po czym cicho wzdycha. Ciężarem całego ciała wspiera się na bambusowej lasce tak, że boję się, że ta zaraz się złamie.

      W ogóle w piersi dusi mnie strach. O siebie, o niego, o…

      – Stanisław – odzywa się, znów na mnie patrząc. – Nazywam się Stanisław i jestem twoim przyjacielem.

      – Przyjacielem? Ledwie pana pamiętam.

      – To się zdarza…

      – Słucham? Co niby się zdarza?

      To jakiś obłęd.

      – Proszę stąd wyjść, nim wezwę policję. Jak się pan tu w ogóle dostał? Czego pan chce?! – Mimowolnie podnoszę głos. Boję się, że ten mężczyzna coś mi zrobi. Nie wiem, dlaczego czuję z jego strony zagrożenie. Jest mi bardzo nieswojo i chciałabym uciec. Nie powinien tu wchodzić bez pozwolenia. To mój dom. Mój. – Proszę natychmiast iść!

      Starzec kiwa głową i stara się wyprostować.

      – Przepraszam – odzywa się. – Przepraszam, że cię wystraszyłem.

      Nie jesteśmy na ty, ale już nic nie mówię. Chcę, żeby jak najszybciej wyszedł z tego pokoju. Jeżeli kiedyś byliśmy przyjaciółmi, teraz to zupełnie nieważne. Zapomniałam o nim. Nieistotni ludzie ulatują z naszej pamięci. Gdy starzec podchodzi do drzwi, robię kilka kroków w jego stronę.

      – Nie chcę odświeżać dawnych znajomości – stwierdzam. – Stoję nad grobem i nie chcę stać nad innymi. Mam dość pogrzebów. – Taka jest prawda.

      Starzec otwiera drzwi i z powrotem wspiera się na lasce. Drugą dłonią ukradkiem ociera łzę. Staje w progu i sięga do wewnętrznej kieszeni znoszonej marynarki.

      – Mam coś dla ciebie.

      Podaje mi gruby, zniszczony zeszyt w twardej oprawie.

      – Niczego od pana nie chcę.

      – Proszę, weź go.

      – Co to? – Nieufnie zerkam na okładkę, ale nie widzę, co na niej zapisano. – Nie mam okularów…

      – Spodoba ci się. Zobaczysz. Wystarczy, że zaczniesz czytać.

      – Nie chcę go. – Wzbraniam się i unoszę dłonie. – Proszę już iść!

      Starzec rozgląda się wokół i kładzie zeszyt na stojącym przy ścianie niciaku. Boję się go. Naprawdę chcę, żeby już poszedł.

      Mężczyzna kłania mi się i przez chwilę zatrzymuje wzrok na mojej twarzy. Jest tak bardzo smutny. Nigdy nie widziałam równie smutnego człowieka. Boję się jego smutku.

      – Do widzenia – szepcze, po czym zamyka za sobą drzwi.

      W pomieszczeniu pozostał po nim delikatny zapach kosmetyków do golenia. Powinnam otworzyć szerzej okna, ale boję się przeziębienia.

      Moje spojrzenie pada na pozostawiony przez niego zeszyt. Może lepiej by było, gdybym mu go oddała? Albo natychmiast wyrzuciła?

      Nie wiem, dlaczego go biorę i otwieram na pierwszej stronie. Wygładzam dłonią kartki. Na palcu mam złoty pierścień z małym rubinem, którego nie kojarzę. Nie wiem, od kogo go dostałam. Nie wiem, co obok niego robi obrączka.

      Nie chcę wiedzieć.

      Boże, myśli tak bardzo mi się plączą…

      Znowu ktoś puka do moich drzwi.

      ANNA

      Nigdy wcześniej nie słyszałam tak głośnego pukania. Nie przypominało stukania, a łoskotanie, jakby ktoś chciał wyważyć drzwi. Jakby walił w nie czymś metalowym.

      Raz za razem.

      Łup-łup.

      Sam ten odgłos potrafi przerazić.

      Łup-łup.

      Nie potrafię go właściwie opisać, choć moje opowiadania ponoć są całkiem dobre i niektórym się podobają. Mama lubi СКАЧАТЬ