Córka nazisty. Max Czornyj
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Córka nazisty - Max Czornyj страница 3

Название: Córka nazisty

Автор: Max Czornyj

Издательство: OSDW Azymut

Жанр: Любовно-фантастические романы

Серия:

isbn: 978-83-8195-251-4

isbn:

СКАЧАТЬ Trafiłem na to! – Macham w ręku znaleziskiem. – Mam błagać o kilka minut? Mogę doczołgać się na kolanach albo opowiedzieć kilka żartów!

      Nic. Alicja podchodzi do białej mazdy i odblokowuje drzwi.

      – Nie macie w swoich kodeksach etycznych czy jak to tam nazywacie obowiązku działania dla dobra pacjentów? Nawet poza godzinami pracy?

      Ta ostateczna broń wreszcie przykuwa jej uwagę. Terapeutka zatrzymuje się i odwraca w moją stronę. Opiera się o drzwi auta.

      – Czego pan chce?

      – Krzysztof – powtarzam z naciskiem.

      – Czego chcesz?

      Podchodzę do niej i wyciągam zawiniątko.

      – Zobacz, proszę.

      – Co to?

      – Czy każdy terapeuta wszystkiego chce się dowiedzieć z rozmowy? Zerknij, a wszystkiego się dowiesz.

      Alicja niechętnie sięga po zaplamiony brulion. Otwiera go i powoli przerzuca jego strony. Na jej twarzy z sekundy na sekundę odmalowuje się rosnące zaciekawienie. Przez parkingową uliczkę z rykiem silnika przejeżdża motocykl, ale nie zwraca na niego uwagi. Lektura całkowicie ją pochłonęła.

      Dokładnie tak, jak sądziłem. Wreszcie wszystko toczy się po mojej myśli. Mógłbym zacisnąć pięści i odtańczyć taniec zwycięstwa. Mógłbym, ale przy pierwszym spotkaniu wolę nie robić z siebie pajaca.

      Terapeutka zerka na mnie i marszczy czoło.

      – Czy to…

      Kiwam głową.

      – Tak, właśnie tak.

      – I…

      Pewnie rzadko się zdarza, by terapeucie zabrakło języka w gębie. Właśnie doświadczam prawdziwego cudu natury.

      – Chciałbym go dać pani Rott.

      – Skąd pan… go masz?

      Wiem, że mi nie ufa. To nic dziwnego.

      – Przez czysty przypadek. Wierzysz w przypadki?

      – Nie. Nie wierzę też w zbiegi okoliczności.

      – A jest między nimi jakaś różnica?

      Alicja zbywa moje pytanie machnięciem ręki. Jeszcze raz zerka na brulion. Jej oczy się skrzą i wydaje się jeszcze bardziej interesująca.

      – Hmm… – Zabawnie przygryza usta. Jest w niej coś uroczego. Coś, co każe mi sprawdzić, czy nie ma obrączki. Nie ma.

      – Wiesz co? – mówi po chwili. – To nie jest zły pomysł. Choć chyba powinnam to przemyśleć…

      – Chwilę temu nie chciałaś ze mną rozmawiać.

      – Bo…

      Milknie, jakby wstydziła się swojej nieufności sprzed kilku minut. Albo to tylko wyćwiczona poza, abym właśnie tak myślał.

      – Czyli mogę go jej wręczyć?

      Alicja kręci głową. Przeczesuje palcami włosy i głoś­no wypuszcza powietrze.

      – Nie – odzywa się zdecydowanie. – Myślę, że powinien zrobić to ktoś inny. Pani Rott wyjątkowo ciężko nawiązuje nowe relacje. Podarunek od obcego może ją wystraszyć. Nie sądzę, by w ogóle do niego zajrzała.

      – A jeżeli wręczy go jej mój tata? Albo ty?

      – Ja nie mogę tego zrobić. To byłoby nieetyczne.

      – Czyli zostaje tylko mój pierdołowaty ojciec, który każdą scenkę odegra z lekkością Johna Wayne’a?

      Terapeutka kiwa głową.

      – To chyba jedyne wyjście. Nie wiem, czy dobre, ale zróbmy to.

      Uśmiecham się.

      GRETA

      Zaletą alzheimera jest możliwość śmiania się z tych samych żartów bez końca. Usłyszałam to od pewnego lekarza i nie do końca byłam przekonana, czy jego słowa to właśnie jeden z tych ponurych żartów, czy gorzka prawda. Okazało się, że prawda. Po pewnym czasie zaakceptowałam ją i powtarzam jako żart za każdym razem, gdy spotykam tego sympatycznego człowieka. A widujemy się naprawdę często. Chyba zaczął żałować swojej wesołkowatości.

      Siedzę w dolnej sali zachodniego skrzydła mojej rezydencji. Mam osiemdziesiąt cztery lata. Albo osiemdziesiąt siedem. Pewnych faktów już nigdy nie ustalę. Wymagałyby wyprawy na drugi koniec domostwa i odnalezienia dowodu osobistego, w którym, swoją drogą, mogą tkwić kłamstwa.

      Jestem złym człowiekiem. Mimo że zrobiłam sporo dobrego, odziedziczyłam gen zła i nic nie mogę na to poradzić.

      Kiedyś nosiciela genu zła nazywano po imieniu: hitlerowskim dzieckiem, niemrą lub tak, jak nie wypada mi nawet myśleć. Lista epitetów była długa i każdy z nich w pełni zasłużony. Dzięki temu, w jaki sposób się do mnie zwracano, nauczyłam się kląć.

      Alzheimer rzeczywiście pozwala mi czasem na chwilę zapomnienia. Ulatują mi z głowy imiona, daty i fragmenty wspomnień. Potem jednak znów powraca świadomość, a wraz z nią przekonanie o tym, że zostałam naznaczona. I nie tylko ja.

      Niklas Frank, syn Hansa Franka, generalnego gubernatora i ministra Rzeszy, rozliczył się ze swoim ojcem w pełnym popłuczyn dzienniku. Gudrun, córka Heinricha Himmlera, do swoich ostatnich dni nie zaakceptowała prawdy i broniła pamięci o ojcu. Podobnie zachowały się również dzieci Mengelego oraz Hessa. Natomiast kilkoro potomków Hermanna Göringa poddało się sterylizacji, by nie przekazać genów marszałka Rzeszy. Takie same kroki mieli też podjąć krewni Hitlera.

      Żałuję, że nie zrobiłam tego samego. Że nie przecięłam linii, którą płynęła krew SS-Hauptsturmführera Martina Rotta.

      Tyle że ja go naprawdę kochałam. Pamiętam zapach jego wody kolońskiej oraz wygłupy, gdy biegał po domu, udając konia i nucąc Marsz Radetzkiego. Pamiętam prezenty oraz czułe słowa na dobranoc. Pamiętam, jak gładził mi włosy.

      – Przejedziesz się ze mną? Masz dzisiaj ochotę na krótką przejażdżkę?

      – Oczywiście! Jak się cieszę!

      – Wiesz dokąd?

      – Dokąd?

      – Może niedługo będziemy musieli stąd wyjechać. Tylko my dwoje. Aż do Rzeszy, ale nie na długo. Do samego domu. Pewnie już prawie nie pamiętasz Bawarii?

      Nie pamiętałam, dlatego interesowało mnie, kiedy w końcu wyjedziemy.

      – Już dziś?

СКАЧАТЬ