Córka nazisty. Max Czornyj
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Córka nazisty - Max Czornyj страница 2

Название: Córka nazisty

Автор: Max Czornyj

Издательство: OSDW Azymut

Жанр: Любовно-фантастические романы

Серия:

isbn: 978-83-8195-251-4

isbn:

СКАЧАТЬ mówi. Czasem myślę, że chodzi tylko o wzbudzenie mojej ciekawości.

      Wspomnienia są tak silne, że mimowolnie wracam do opowiadania.

      – Któregoś dnia podjechałam z ojcem pod bramę obozu. Myślisz pewnie o tablicach „Arbeit macht frei”, ale tam niczego takiego nie było… Albo nie pamiętam. – Wzruszam ramionami. Mówię coraz szybciej i coraz mniej składnie. – Lubiłam jeździć kabrioletem, a szofer miał zabrać mnie z powrotem do domu. W pewnym momencie przy wieżyczce strażniczej zobaczyłam zarys postaci. Kręciła się jak marionetka albo kukiełka.. – Zataczam w powietrzu kółka palcem i wymownie wydymam wargi. Ten obraz często staje mi przed oczami. Być może dlatego nigdy nie poszłam do teatru lalek. – Dopiero po chwili uświadomiłam sobie, że to powieszony mężczyzna. Słońce oświetliło jego nabrzmiałą, siną twarz i rozwarte usta z wypchniętym językiem. To zostało we mnie na zawsze…

      Stukam palcem w głowę, gdzie siedzi to przeklęte wspomnienie. Akurat je potrafię ulokować w czasie całkiem poprawnie. Alicja pochyla się jeszcze mocniej w moją stronę. Wiem, o co teraz zapyta, i się nie mylę. Odgrywałyśmy tę scenę już wiele razy.

      – Wiesz, kim był?

      – Chciał uciec.

      – To nie jest odpowiedź na moje pytanie. Osądzasz go z perspektywy tego, co zrobił, i pozbawiasz go przez to człowieczeństwa.

      – To nie jest osądzanie. Stwierdzam fakt.

      Alicja głośno wypuszcza powietrze. Nie ma pojęcia, że doskonale pamiętam nasze rozmowy na ten temat. Przygładzam spódnicę i przymykam oczy.

      – Wiesz, co zrobił mój ojciec?

      Nie odzywa się, więc zaraz dodaję:

      – Kazał mi na niego patrzeć. Powiedział, że ten, przepraszam za słowo, sukinsyn mógł wylecieć kominem, ale to byłoby zbyt łatwe. Pamiętam te słowa i to, że dopiero wtedy powiązałam więźniów obozu i dym z kominów. To było pokrętne dziecięce rozumowanie i nie dostrzegałam w nim nic złego. Polegało na intuicji, bez analizowania faktów. – Milknę, lecz zaraz dodaję tonem usprawiedliwienia: – Zdaję sobie z tego sprawę.

      – Rozmawialiście później o tym… zajściu?

      – Tak.

      – To znaczy?

      Uśmiecham się nerwowo.

      – Ojciec wspomniał, że tamten mężczyzna wisiał nad bramą tak długo, aż zgnił i odpadła mu głowa. Nie widziałam tego, ale nie wahał się mi o tym opowiedzieć.

      – Tak jak i ty teraz nie wahasz się o tym mówić.

      Przez twarz Alicji przemyka grymas, którego nie widziałam nigdy wcześniej. Trwa to tylko sekundę, ale zdołałam go odnotować. Odkłada notes oraz długopis. Przez chwilę spogląda na kwitnący cytrus, wreszcie przenosi wzrok na mnie. Jej ptasie oczy świdrują mnie pilnym spojrzeniem.

      – Od jedenastu lat rozmawiamy o tym samym – stwierdza zmęczonym głosem. – W kółko i w kółko. Te same historie, te same wspomnienia, te same emocje. Chciałabym, abyś się zastanowiła, czy nasze spotkania naprawdę w czymś ci pomagają. Czy mają jakikolwiek sens…

      Wzbiera we mnie złość, ale natychmiast ją opanowuję. Fala paniki rozlewa się po moim ciele. Nie mogłabym skończyć tych rozmów, tej terapii. Nie mogłabym przestać. Tylko w tym gabinecie czuję się komfortowo. Nie w swoim domu, nie wśród znajomych z kółka geriatrycznych przyjaciół demencji, ale właśnie tu i teraz.

      – Żałuję, że nie mówię o tym od siedemdziesięciu jeden lat – odzywam się nieco nerwowo. – Może wtedy czułabym się lepiej. W końcu mam wiele do przekazania, prawda? Pozwól mi opowiedzieć o tym wszystkim raz jeszcze. Dobrze? Proszę.

      Alicja ostrożnie kiwa głową.

      KRZYSZTOF

      Jest. Od razu ją poznaję. Wygląda dokładnie tak, jak na zdjęciu. Szczupła sylwetka, krótkie blond włosy i ledwie zarysowany pod bluzką biust. Bez wątpienia jest w niej coś pociągającego. Porusza się szybko i z gracją. Stawia długie, pewne kroki. Rozwiewa wokół siebie aurę kobiety sukcesu.

      Ruszam ku niej. Jeszcze raz staram się odtworzyć wszelkie opracowane przeze mnie scenariusze naszej rozmowy. Myślałem o niej setki razy. Mimo to teraz mam w głowie pustkę. Totalną żałosną pustkę pryszczatego nastolatka, który chce zagadać do najfajniejszej dziewczyny w klasie.

      Zbliżam się do niej i macham jak ostatni frajer. Alicja Nowińska zwalnia, ale się nie zatrzymuje. Zaszczyca mnie jedynie przelotnym spojrzeniem. Zapewne myśli, kim jestem i jak powinna zareagować. Mam wrażenie, jakby zaraz miała przyśpieszyć kroku. Być może nachodzą ją rozmaici pacjenci. Albo ich rodziny. A może po prostu nachodzą ją demony własnego zawodu, poznanych sekretów i traum.

      Przesuwam się, stając jej na drodze. Wiem, że zmierza do któregoś z aut, i wiem, że może być w miarę spokojna, bo parking jest monitorowany.

      – Mam na imię Krzysztof – przedstawiam się. – Mój ojciec to Stanisław Kossowski.

      Kobieta zatrzymuje się jakieś dwa metry przede mną i spogląda na mnie z konsternacją. Jednak nie należy do tych płochliwych dziewcząt, gotowych rzucić się do ucieczki. Widzę, że moje nazwisko nic jej nie mówi.

      – Tata jest przyjacielem pani pacjentki, Grety Rott.

      – Ach tak?

      – Tak. Nic pani o nim nie opowiadała?

      Terapeutka uśmiecha się wymownie.

      – Nie mogę rozmawiać o tym, o czym opowiadają mi pacjenci. – Ściska torebkę i chce mnie wyminąć. – Przepraszam, śpieszę się.

      Tak, właśnie tego się spodziewałem. „Śpieszę się”, „Jestem umówiona”, „Mam pana w dupie”. Dlaczego w tak elementarnych sprawach zawsze mam rację?

      Wypuszczam powietrze i przechodzę do sedna.

      – Możemy porozmawiać? Proszę jedynie o kilka minut przy kawie.

      – Chce się pan ze mną umówić?

      Oficjalne początki nie wróżą niczego dobrego. Pomyślałem o tym, przygotowując się do tej rozmowy. Przeczytałem o tym w jakimś biznesowym poradniku. Trzydzieści kroków, by zostać milionerem czy coś takiego. Mam długą historię edukowania się w nieprzydatnych do niczego dziedzinach. W dzieciństwie chciałem być telegrafistą.

      – Proszę mi mówić po imieniu. – Uśmiecham się głupkowato.

      – A więc, Krzysztofie, wybacz mi, lecz bardzo się śpieszę.

      – Ale…

      – Przepraszam.

      Mija mnie i ściskając pilot do auta, przecina parking.

      – Hej, zaczekaj!

      – СКАЧАТЬ