Dzieci zapomniane przez Boga. Graham Masterton
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Dzieci zapomniane przez Boga - Graham Masterton страница 8

Название: Dzieci zapomniane przez Boga

Автор: Graham Masterton

Издательство: PDW

Жанр: Зарубежные детективы

Серия: horror

isbn: 9788381887687

isbn:

СКАЧАТЬ na stole, przykryta jasnozielonym prześcieradłem. Po przeciwnej stronie stołu operacyjnego czekała jedna z najbardziej doświadczonych położnych, obok stał na specjalnym stojaku ekran chirurgiczny przekazujący obraz w standardzie 4K. Młoda pielęgniarka sprawdzała instrumenty potrzebne doktorowi Macleodowi do przeprowadzenia cięcia cesarskiego.

      Gdy tylko doktor Macleod pojawił się przy stole, akuszerka uniosła prześcieradło, odsłaniając nabrzmiały brzuch Chiasoki.

      – Dziękuję ci, Glendo – powiedział lekarz i posłał jej mdły uśmiech człowieka, który z głęboką niechęcią miał za chwilę wypełnić swoje obowiązki zawodowe.

      Nasunął na twarz maskę chirurgiczną i poczuł ulgę na myśl, że nikt nie będzie mógł widzieć jego miny.

      – Podstawowe parametry w normie – powiedział Duncan, który zdążył już zasiąść przed monitorami. – Ciśnienie tętnicze dziewięćdziesiąt na sześćdziesiąt, temperatura ciała trzydzieści siedem stopni, tętno siedemdziesiąt pięć. Szesnaście oddechów na minutę.

      Doktor Macleod zobaczył, że na stoliku obok instrumentów chirurgicznych czeka już duża stalowa misa w kształcie nerki. Natychmiast po wydobyciu płodu z macicy miał go tam umieścić. Ładny mi płód, pomyślał. Ale czy mogę to inaczej nazwać?

      – Miejmy już to za sobą – powiedział, po czym skinął na doktora Bhaduriego i na doktor Symonds, aby stanęli po obu jego stronach.

      Zazwyczaj lubił, kiedy w czasie operacji grała muzyka, Morze Debussy’ego, ale dzisiaj chciał pracować w absolutnej ciszy, zakłócanej jedynie przez popiskiwanie kardiomonitora. Pielęgniarka podała mu skalpel numer 10 i doktor Macleod sprawnie wykonał pierwsze horyzontalne nacięcie powłok brzusznych. Wokół rany natychmiast pojawiła się krew, którą pielęgniarka szybko wytarła. Potem doktor rozciął cienką, lśniącą ścianę macicy.

      Doktor Bhaduri odwiódł brzegi rany za pomocą retraktorów i przytrzymał je w taki sposób, aby doktor Macleod mógł sięgnąć do środka i wydobyć płód.

      – O Jezu – wyszeptała doktor Symonds pod maską chirurgiczną.

      Zwykle po otwarciu macicy ukazuje się czubek głowy dziecka, a następnie jego twarz i mocno zaciśnięte oczy. W ciele Chiasoki zobaczyli jednak mieszaninę rurek przypominających grube cannelloni w misce, choć część tych rurek miała na końcach rzędy małych wypustek, które mogły być bardzo słabo rozwiniętymi palcami.

      Oczywiście doktor Macleod widział już te rurki czy macki, cokolwiek to było, na fotografii wykonanej w trakcie badania ultrasonograficznego i bardzo uważnie się im przyjrzał. Fakt ten jednak nie zmniejszył jego obrzydzenia ani przerażenia, jakie czuł, wydobywając je z macicy Chiasoki, ponieważ nie mógł mieć wątpliwości – widząc, jak przesuwają się jedna po drugiej, jak skręcają się i prostują – że dotyka czegoś, co rzeczywiście żyje.

      Doktor Symonds odwróciła się, zrobiła parę kroków i zwymiotowała pod ścianą sali operacyjnej. Duncan otwierał i zamykał usta, ale nie był w stanie wydobyć z siebie głosu, a położna i pielęgniarka stały w miejscu jak skamieniałe, mimo że doktor Macleod już wcześniej pokazał im fotografie i ostrzegł, że płód jest „katastrofalnie zdeformowany, ma nadmierną liczbę kończyn, a poza tym wiele innych wad”.

      Chociaż fotografie były bardzo wyraźne i szczegółowe, prezentowały nieruchomy obraz. Widok drżących i wijących się jak żmije rurek wstrząsnął kobietami.

      Bhaduri skierował na Macleoda swoje szeroko otwarte orzechowe oczy.

      – Co teraz, panie doktorze?

      – Najpierw wyciągnijmy z niej to wszystko. A potem… Nie wiem, co potem. Duncan, jaki jest stan pacjentki?

      – Tętno nieznacznie przyśpieszone, ciśnienie tętnicze spada, ale nie ma powodu do paniki. No, jeśli nie liczyć tych kalmarów w jej brzuchu. To znaczy… ja pierniczę.

      Doktor Bhaduri starał się jak najbardziej rozszerzyć nacięcie na brzuchu, a tymczasem doktor Macleod wsunął obie ręce do łona Chiasoki i złapał płód w dłonie najdelikatniej, jak potrafił, mimo że w chwili, gdy zacisnął na nim palce, ten zaczął gwałtownie wierzgać. W mackach wyczuwało się stawy i cieniutkie kości, co przywodziło na myśl odnóża żaby. W każdym razie – chociaż okropnie zdeformowane – naprawdę były to kończyny.

      – Chodź do mnie – wyszeptał pod maską. – Chodź do mnie, ty mały potworze.

      Musiał ciągnąć coraz mocniej i mocniej, ponieważ płód zdawał się stawiać opór. Gdy tylko Macleodowi udało się unieść go na sześć albo siedem centymetrów, stwór natychmiast wyślizgiwał się i wracał do środka. Gdy powtórzyło się to trzy razy, doktor Macleod wsunął palce prawej dłoni pomiędzy skręcające się macki i dopiero wtedy zdołał użyć całej siły, żeby go wydostać. Szarpnął i rzucił go na prześcieradło pomiędzy uda Chiasoki. Płód, okrwawiony i śliski od płynów owodniowych, w dalszym ciągu wściekle wił się i skręcał.

      Miotał się także wtedy, gdy lekarz z trudem przecinał pępowinę. Przez lata wykonał mnóstwo trudnych operacji, ale dotyk koszmarnych macek obrzydliwego płodu wywołał u niego odruch wymiotny, który ledwie stłumił. Doktor Symonds wciąż stała pod ścianą, odwrócona plecami do stołu operacyjnego. Także Glenda i pielęgniarka odwróciły głowy i jedynie Duncan wpatrywał się z niedowierzaniem w to, co doktor Macleod właśnie wyciągnął z Chiasoki.

      – Doktorze Bhaduri – odezwał się Macleod. – Oksytocyna.

      Chodziło mu o podanie hormonu, który miał przyspieszyć pozbycie się łożyska. Doktor Bhaduri przygotował strzykawkę i zbliżył się, by zrobić zastrzyk. Nie potrafił się jednak zdobyć na to, by spojrzeć na płód, i nie zdołał zapanować nad drżeniem rąk.

      – Ja… ja… – zaczął. – Przepraszam, panie doktorze. Ja chyba nie…

      – Rozumiem. Ja to zrobię – powiedział Macleod.

      Spokojnie odebrał strzykawkę z rąk Bhaduriego. Ku jego uldze macki płodu przestały drgać i powoli się rozprostowały. Dobry Boże, pomyślał, pozwól temu stworowi umrzeć. Ale gdy macki się rozwinęły, stopniowo odsłoniły owalny biały kształt, wciąż lśniący od śluzu i umazany krwią. Kształt ten nie ujawnił się wyraźnie podczas badania ultradźwiękowego, ponieważ te macki czy kończyny, cokolwiek to było, mocno zaciskały się wokół niego, praktycznie go ukrywając. Widoczny był tylko jako fragment tkanki przypominający guz, ale skoro wydawał się połączony ze zdeformowanym kręgosłupem, doktor Macleod przyjął, że jest to mózg płodu.

      Jednak teraz, gdy macki zwiotczały i opadły, doktor Macleod zobaczył, że ma do czynienia ze zniekształconą ludzką głową obdarzoną twarzą. Z potylicy wyrastały macki a od szyi odchodziły dwa wydęte balony pokryte skórą, półprzejrzyste i pokryte siecią czerwonych naczyń włosowatych. Balony rytmicznie powiększały się i zmniejszały, pracując jak płuca. Macleod mógł jedynie przyjąć, że naprawdę są to płuca.

      Stwór posiadał też miniaturowy korpus, nie większy od dziecięcej rękawiczki, drobne męskie genitalia i wiotkie, nierozwinięte nogi.

      Doktor Macleod widywał już wynaturzone płody СКАЧАТЬ