Название: Czerń nie zapomina
Автор: Agnieszka Hałas
Издательство: PDW
Жанр: Зарубежное фэнтези
Серия: Teatr węży
isbn: 9788381887656
isbn:
– Cholernie daleko.
– Daleko, ale dla strzały to bez różnicy. A potem… Potem się zobaczy.
– Mieliśmy poszukiwać Krzyczącego. Znajdziemy go w Gangarocai, pani wieszczko?
– Nie wydaje mi się. Wiem, że przebywał w tej osadzie przez jakiś czas, ale jestem prawie pewna, że już ją opuścił. Jednak musimy tam koniecznie załatwić jedną sprawę.
– Nie mówisz mi wszystkiego – stwierdził podejrzliwie Rożek.
– Nie mówię – zgodziła się Lorraine. – Posłuchaj, mam propozycję. Wybierzesz się z nami do Gangarocai i pomożesz załatwić to, co mamy do załatwienia, a jeśli potem uznasz, że nie chcesz dłużej dla mnie pracować, dostaniesz czterysta leri i odstawimy cię za pomocą strzały, dokąd sobie zażyczysz. Umowa stoi?
Czterysta leri… Rożek westchnął i przełknął cisnącą się na usta ripostę. Zaczynał podejrzewać, że wpakował się w coś jeszcze poważniejszego, niż początkowo sądził. Ale ta drobna dziewczyna w czarnej sukni i czarnych koronkowych rękawiczkach realizowała swój zagadkowy plan w takim stylu, że wojownik zaczynał nabierać dla niej szacunku.
– Mógłbym cię po prostu okraść i uciec – powiedział głównie po to, żeby sprawdzić jej reakcję.
– Sprawdzasz moją reakcję – odparła. – Ale wiem, że tego nie zrobisz. Jestem w dal patrzącą, zapomniałeś?
* * *
Kiedy zmaterializowali się na piaszczystym wybrzeżu, słońce stało dość wysoko. Osady nie było stąd widać, jedynie smugi dymu wznoszące się zza drzew sygnalizowały jej położenie. Lorraine rozejrzała się, mrużąc oczy.
– Pora jest odpowiednia – powiedziała w zamyśleniu. – Teraz tylko jeszcze jedna wróżba.
Zdjęła trzewiczki i weszła do wody, nie przejmując się tym, że moczy dół sukni. Po chwili wróciła z garścią kamyków. Rozrzuciła je na piasku i wpatrzyła się we wzór, który utworzyły. Rożek chciał coś powiedzieć, ale Zazel, który z powrotem przemienił się z mopsa w głowę na pajęczych nogach, uciszył go syknięciem.
Chmura przesłoniła słońce. Lorraine wzdrygnęła się i przetarła oczy.
– Mamy niewiele czasu – oznajmiła z napięciem. – Myślałam… Nieważne.
Włożyła buty, po czym wyjęła z psiego koszyka dwie cienkie czerwone tasiemki i zawiązała w pętle. Omotała jedną wokół rozpostartych dłoni jak przy zabawie w kocią kołyskę i przeplotła kilka razy, żeby utworzyć prostą siateczkę, którą następnie zsunęła z palców. Powtórzyła to samo z drugą tasiemką.
– Zazel – powiedziała. – Zanieś je do Gangarocai i zostaw jedną przed wejściem do domu znachora, a drugą przed chatą odmianki imieniem Łasica. Przykryj ziemią, żeby dzieciaki nie znalazły. I oczywiście uważaj, żeby nikt cię nie zobaczył.
Stwór nie zadawał pytań, tylko zabrał plecionki i pobiegł w kierunku osady.
– Co wy robicie? – nie wytrzymał wojownik.
– Zastawiamy pułapkę.
– Na kogo? – nie ustępował Rożek.
Niecierpliwie machnęła dłonią.
– Nie przeszkadzaj mi teraz.
Wzruszywszy ramionami, usiadł i przyglądał się, jak Lorraine zrywa rosnące w pobliżu plaży błękitne kwiatki, a potem układa z nich figury na piasku i skrapia je morską wodą, nucąc jednostajnie w dziwnym języku.
– Twierdziłaś, że nie jesteś ka-ira – powiedział, kiedy skończyła i stała bez ruchu, podziwiając swoje dzieło.
– Bo nie jestem. Gdybym była, rzuciłabym na ciebie zaklęcie, żebyś nie gadał.
Wyjęła ukryty za dekoltem niewielki sztylet i nakreśliła ostrzem na piasku jeszcze więcej symboli. Z osady przybiegł zdyszany Zazel.
– Załatwione – zameldował.
– Doskonale. Zdążyłeś w samą porę. – Lorraine popatrzyła na niebo. – Mamy jeszcze odrobinę czasu. Rożek, potrzebuję teraz twojej broni. Wyjmij rapier.
– Ale…
– Rapier! – powtórzyła nadspodziewanie twardo. – Ja tutaj wydaję polecenia.
Posłusznie dobył broni. Ku jego zdumieniu dziewczyna skaleczyła się sztyletem w dłoń, a następnie przeciągnęła nią po klindze rapiera, zostawiając na stali długi krwawy ślad.
– Teraz posłuchaj. Za chwilę w tym kręgu – wskazała ułożone na piasku kwiaty – zmaterializuje się demon. Masz tylko jedno zadanie: przebić go rapierem. Jeśli tego nie zrobisz, wszyscy zginiemy. Rozumiesz?
Rożek jedynie zamrugał. Lata doświadczenia kazały mu ukryć szok pod pozorami niewzruszonego opanowania.
– Jeszcze nigdy nie walczyłem z demonami – odparł. – Ale widać zawsze musi być ten pierwszy raz.
* * *
Laaz-Azlith wielokrotnie zabijał dla swojego władcy demony z innych Dolin, pozbawiał życia sylfy, gnomy i undyny, ale jeszcze nigdy nie zdarzyło mu się zamordować człowieka. Prawa ustanowione przez bogów mówiły, że jeśli demon własnymi rękami rozerwie więź między ludzkim ciałem a duszą, ta dusza nigdy nie będzie mogła przejść na własność Otchłani. A Otchłani zależało właśnie na duszach – były dla niej paliwem, znacznie lepszym źródłem energii niż siła życiowa żywiołaków czy innych mieszkańców astralu. Żeby je pozyskiwać, demony wykorzystywały ludzi i inne rozumne istoty w charakterze agentów. Dusze wszystkich, których zabijał agent służący danej Dolinie, wzmacniały tę Dolinę.
Ale skoro władca Doliny Śniedzi nakazał zabić szaleńca z Gangarocai, szaleniec musiał zginąć.
Laaz-Azlith nie przewidywał większych problemów, lecz na wszelki wypadek zabrał ze sobą trzech braci niemal dorównujących mu siłą. Zmaterializowali się w Gangarocai – każdy demon, który bywał w świecie ludzi, doskonale znał jego geografię – i popełzli środkiem osady niczym mroczna, cuchnąca padliną chmura. Potworki zamieszkujące to miejsce uciekały przed nimi z krzykiem.
Laaz-Azlith wypatrzył jednego, który wyglądał obiecująco, to znaczy jak ktoś, kto potrafi myśleć i mówić po ludzku, co wśród odmieńców nie było oczywiste. Stwór miał trzy żółte ślepia, wydatny brzuch i skórę niczym stary popielaty zamsz. Zamarł w zgrozie przy wejściu do jednej z lepianek. Demon wyciągnął długą czarną rękę, złapał go za gardło i przywlókł do siebie.
– Gdzie mieszka Łasica? – wysyczał.
Przerażony odmieniec wydukał coś niewyraźnie. СКАЧАТЬ