Miazga. Jerzy Andrzejewski
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Miazga - Jerzy Andrzejewski страница 28

Название: Miazga

Автор: Jerzy Andrzejewski

Издательство: Public Domain

Жанр: Зарубежная классика

Серия:

isbn:

isbn:

СКАЧАТЬ on i tak pokieruje rozmowę, jak zechce. Przecież biorąc pod uwagę charakter Panny Młodej, a również przebieg rozmowy z Panem Młodym uwzględniając, wreszcie i inne, może jeszcze mgliste, a może i nie tak bardzo mgliste plany życiowe oblubienicy włączając do ogólnego podsumowania elementów istniejących, nie popełni się chyba wobec tajemnic czasu przyszłego szczególniejszego nadużycia, jeśli się podejmie pewne ryzyko i na życzeniową deklarację Raszewskiego zostanie Monice podrzucone pytanie:

      – Zna pan pewne przysłowie?

      – Zależy jakie?

      – Kto przychodzi ostatni…

      – Ten zjada ostatki?

      – Ten jest piękny i gładki!

      Po tak błyskotliwej intradzie Monika z pewnością zwycięsko wytrzyma uważne, choć bynajmniej nie natarczywe spojrzenie Raszewskiego. On zaś po chwili napiętego milczenia:

      – Nie znam się na przysłowiach, ale pani się pomyliła.

      – Doprawdy?

      – Kto zjada ostatni, ten jest piękny i gładki.

      – Rzeczywiście, ma pan rację! Ale to właściwie na to samo wychodzi, sens podobny.

      – Niezupełnie. Zjadać ostatki potrafi byle dureń. A przyjść ostatnim…

      – Znaczy zwyciężyć?

      – Zależy kto przychodzi ostatni. I kiedy.

      – Mówi pan jak polityk.

      – Na razie jak mężczyzna.

      Znów chyba nastanie moment ciszy. Lecz gdyby się zdarzyło (a dlaczego miałoby się nie zdarzyć?), że dyrektor Teatru Stołecznego i Eryk Wanert znaleźliby się gdzieś nieopodal, Monika z pewnością by to zauważyła i zawołała w ich stronę:

      – Halloo, chłopcy! Jak się bawicie?

      A skoro chłopcy podejdą, na progu pokoju ze schodami utworzy się grupa – natychmiast przez wiele osób dostrzeżona, szybkimi komentarzami podstemplowana i podana dalej.

      Monika:

      – Jak wam leci?

      – Świetnie – odpowie dyrektor Otocki – pracowaliśmy.

      Po czym wewnętrznym i chyba automatycznie działającym magnetyzmem poruszony zwróci się ku Raszewskiemu:

      – Kolega Wanert przedstawił mi właśnie, towarzyszu Raszewski, swoją koncepcję Makbeta. Wydaje mi się bardzo interesująca i odkrywcza.

      Raszewski, który w ubiegłym roku ostro skrytykował ostatni film Wanerta Zagubieni i sprawił, że to wybitne działo znakomitego reżysera nie weszło na ekrany, teraz, jak się zdaje, słowem ani spojrzeniem nie zachęci dyrektora Teatru Stołecznego do dalszych wyjaśnień. Natomiast niewątpliwie uczyni to Monika:

      – Szalenie dowcipni jesteście! Dlaczego mnie nie było przy tej rozmowie, zdaje się, że i ja jestem w tej historii zainteresowana?

      – Wybacz, Moniczko – na to Otocki – ale rozmowa po prostu się zaimprowizowała. Wiecie oczywiście, towarzyszu Raszewski, że kolega Wanert ma u mnie robić Makbeta?

      – Słyszałem – odpowie krótko Raszewski.

      Otocki:

      – To bardzo obecnie typowe zjawisko, że wybitnych filmowców pociąga i interesuje teatr. Kazan i Bergman zaczęli co prawda od teatru, ale Visconti, Peter Brook…

      Wanert:

      – Peter Brook…

      – Oczywiście! – Otocki wyminie łatwo i tę mieliznę – ale zjawisko jest typowe. Jestem jak najdalszy od niedoceniania filmu, ale mimo wszystko teatr pozostanie teatrem, teatr daje artyście inne możliwości, przede wszystkim bezpośredni kontakt z widzem, a to z punktu widzenia psychologii twórczej…

      Wanert:

      – Nie wiem, czy w moim wypadku można mówić o psychologii twórczej, poprzez moje filmy też mam kontakt z widzem. A jeżeli teraz chcę coś robić dla teatru, to po prostu dlatego, że w filmie nie mam na razie nic do roboty.

      Po tym mało samokrytycznym i nieprzemyślanym do końca stwierdzeniu Wanerta sytuacja mogłaby się stać cokolwiek drastyczna, gdyby dyrektor Otocki dzięki swemu wewnętrznemu magnetyzmowi nie zareagował bezbłędnie. Całym ogromnym i ciężkim ciałem zwrócony ku swemu biegunowi, przecież Monice przekaże niniejsze oznajmienie:

      – Wiesz, Monika, Eryk uważa, że pani Makbet powinna być blondynką.

      – Nie! – wykrzyknie Monika – chcecie mi zmienić upierzenie? To straszne! Jak ja będę wyglądać w jasnej peruce?

      – Cudownie! – uspokoi ją Otocki, wciąż jak igła busoli, owej przewodniczki zbłąkanych, ustawiony właściwie. – Nic się nie martw, nowe perspektywy otworzą się przed tobą, jak się zmienisz w blondynkę.

      Lecz Monika nazbyt jest sobą, aby tak łatwo zaakceptować zmianę kolorytu.

      – Nie, to koszmarne! Eryk, nie możesz mi tego zrobić, naprawdę uważasz, że to konieczne?

      – Bardzo wskazane – odpowie grzecznie Wanert. – To wynika po prostu z tego, jak ja widzę postać Lady Makbet.

      Chyba jednak Stefan Raszewski uzna za wskazane zaznaczyć, że jest.

      – Mam nadzieję, panie Wanert, że na tekście szekspirowskim nie zamierza pan dokonać równie ryzykownych zabiegów, jak na włosach naszej utalentowanej artystki?

      Otocki:

      – Mogę was zapewnić, towarzyszu Raszewski…

      Lecz Wanert mu przerwie:

      – Reżyserowanie zawsze jest pewnego rodzaju zabiegiem.

      Raszewski:

      – Słusznie, zależy tylko, czemu, względnie komu, podobny zabieg służy. W ostatnich latach dokonywano u nas na tekstach Szekspira i nie tylko Szekspira różnych zabiegów, niektóre były nawet bardzo efektowne, a ich wymowa ideowa i polityczna budziła poważne zastrzeżenia. Wszelkie próby tak zwanej aktualizacji Szekspira, próby odczytywania problemów historycznie odległych, jakby dotyczyły naszej współczesności i naszych konfliktów są obiektywnie błędne, niezgodne z właściwym, naukowym rozpoznaniem rzeczywistości, a wykorzystywane bywają przede wszystkim przez naszych wrogów.

      – Niestety, tak jest – westchnie Otocki.

      – Oczywiście, rozwoju twórczości nie można pobudzać przy pomocy rozkazu, twórczość nie toleruje podejścia formalno-biurokratycznego, drobiazgowej kurateli i reglamentacji. Owocny rozwój nauki, literatury i sztuki wymaga występowania różnych szkół i kierunków, różnych stylów i rodzajów współzawodniczących między sobą, ale jednocześnie złączonych jednością ideową i światopoglądową.

      – No, СКАЧАТЬ