Название: Miazga
Автор: Jerzy Andrzejewski
Издательство: Public Domain
Жанр: Зарубежная классика
isbn:
isbn:
– Zna pan pewne przysłowie?
– Zależy jakie?
– Kto przychodzi ostatni…
– Ten zjada ostatki?
– Ten jest piękny i gładki!
Po tak błyskotliwej intradzie Monika z pewnością zwycięsko wytrzyma uważne, choć bynajmniej nie natarczywe spojrzenie Raszewskiego. On zaś po chwili napiętego milczenia:
– Nie znam się na przysłowiach, ale pani się pomyliła.
– Doprawdy?
– Kto zjada ostatni, ten jest piękny i gładki.
– Rzeczywiście, ma pan rację! Ale to właściwie na to samo wychodzi, sens podobny.
– Niezupełnie. Zjadać ostatki potrafi byle dureń. A przyjść ostatnim…
– Znaczy zwyciężyć?
– Zależy kto przychodzi ostatni. I kiedy.
– Mówi pan jak polityk.
– Na razie jak mężczyzna.
Znów chyba nastanie moment ciszy. Lecz gdyby się zdarzyło (a dlaczego miałoby się nie zdarzyć?), że dyrektor Teatru Stołecznego i Eryk Wanert znaleźliby się gdzieś nieopodal, Monika z pewnością by to zauważyła i zawołała w ich stronę:
– Halloo, chłopcy! Jak się bawicie?
A skoro chłopcy podejdą, na progu pokoju ze schodami utworzy się grupa – natychmiast przez wiele osób dostrzeżona, szybkimi komentarzami podstemplowana i podana dalej.
Monika:
– Jak wam leci?
– Świetnie – odpowie dyrektor Otocki – pracowaliśmy.
Po czym wewnętrznym i chyba automatycznie działającym magnetyzmem poruszony zwróci się ku Raszewskiemu:
– Kolega Wanert przedstawił mi właśnie, towarzyszu Raszewski, swoją koncepcję Makbeta. Wydaje mi się bardzo interesująca i odkrywcza.
Raszewski, który w ubiegłym roku ostro skrytykował ostatni film Wanerta Zagubieni i sprawił, że to wybitne działo znakomitego reżysera nie weszło na ekrany, teraz, jak się zdaje, słowem ani spojrzeniem nie zachęci dyrektora Teatru Stołecznego do dalszych wyjaśnień. Natomiast niewątpliwie uczyni to Monika:
– Szalenie dowcipni jesteście! Dlaczego mnie nie było przy tej rozmowie, zdaje się, że i ja jestem w tej historii zainteresowana?
– Wybacz, Moniczko – na to Otocki – ale rozmowa po prostu się zaimprowizowała. Wiecie oczywiście, towarzyszu Raszewski, że kolega Wanert ma u mnie robić Makbeta?
– Słyszałem – odpowie krótko Raszewski.
Otocki:
– To bardzo obecnie typowe zjawisko, że wybitnych filmowców pociąga i interesuje teatr. Kazan i Bergman zaczęli co prawda od teatru, ale Visconti, Peter Brook…
Wanert:
– Peter Brook…
– Oczywiście! – Otocki wyminie łatwo i tę mieliznę – ale zjawisko jest typowe. Jestem jak najdalszy od niedoceniania filmu, ale mimo wszystko teatr pozostanie teatrem, teatr daje artyście inne możliwości, przede wszystkim bezpośredni kontakt z widzem, a to z punktu widzenia psychologii twórczej…
Wanert:
– Nie wiem, czy w moim wypadku można mówić o psychologii twórczej, poprzez moje filmy też mam kontakt z widzem. A jeżeli teraz chcę coś robić dla teatru, to po prostu dlatego, że w filmie nie mam na razie nic do roboty.
Po tym mało samokrytycznym i nieprzemyślanym do końca stwierdzeniu Wanerta sytuacja mogłaby się stać cokolwiek drastyczna, gdyby dyrektor Otocki dzięki swemu wewnętrznemu magnetyzmowi nie zareagował bezbłędnie. Całym ogromnym i ciężkim ciałem zwrócony ku swemu biegunowi, przecież Monice przekaże niniejsze oznajmienie:
– Wiesz, Monika, Eryk uważa, że pani Makbet powinna być blondynką.
– Nie! – wykrzyknie Monika – chcecie mi zmienić upierzenie? To straszne! Jak ja będę wyglądać w jasnej peruce?
– Cudownie! – uspokoi ją Otocki, wciąż jak igła busoli, owej przewodniczki zbłąkanych, ustawiony właściwie. – Nic się nie martw, nowe perspektywy otworzą się przed tobą, jak się zmienisz w blondynkę.
Lecz Monika nazbyt jest sobą, aby tak łatwo zaakceptować zmianę kolorytu.
– Nie, to koszmarne! Eryk, nie możesz mi tego zrobić, naprawdę uważasz, że to konieczne?
– Bardzo wskazane – odpowie grzecznie Wanert. – To wynika po prostu z tego, jak ja widzę postać Lady Makbet.
Chyba jednak Stefan Raszewski uzna za wskazane zaznaczyć, że jest.
– Mam nadzieję, panie Wanert, że na tekście szekspirowskim nie zamierza pan dokonać równie ryzykownych zabiegów, jak na włosach naszej utalentowanej artystki?
Otocki:
– Mogę was zapewnić, towarzyszu Raszewski…
Lecz Wanert mu przerwie:
– Reżyserowanie zawsze jest pewnego rodzaju zabiegiem.
Raszewski:
– Słusznie, zależy tylko, czemu, względnie komu, podobny zabieg służy. W ostatnich latach dokonywano u nas na tekstach Szekspira i nie tylko Szekspira różnych zabiegów, niektóre były nawet bardzo efektowne, a ich wymowa ideowa i polityczna budziła poważne zastrzeżenia. Wszelkie próby tak zwanej aktualizacji Szekspira, próby odczytywania problemów historycznie odległych, jakby dotyczyły naszej współczesności i naszych konfliktów są obiektywnie błędne, niezgodne z właściwym, naukowym rozpoznaniem rzeczywistości, a wykorzystywane bywają przede wszystkim przez naszych wrogów.
– Niestety, tak jest – westchnie Otocki.
– Oczywiście, rozwoju twórczości nie można pobudzać przy pomocy rozkazu, twórczość nie toleruje podejścia formalno-biurokratycznego, drobiazgowej kurateli i reglamentacji. Owocny rozwój nauki, literatury i sztuki wymaga występowania różnych szkół i kierunków, różnych stylów i rodzajów współzawodniczących między sobą, ale jednocześnie złączonych jednością ideową i światopoglądową.
– No, СКАЧАТЬ