Strzemieńczyk, tom drugi. Józef Ignacy Kraszewski
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Strzemieńczyk, tom drugi - Józef Ignacy Kraszewski страница 4

Название: Strzemieńczyk, tom drugi

Автор: Józef Ignacy Kraszewski

Издательство: Public Domain

Жанр: Зарубежная классика

Серия:

isbn:

isbn:

СКАЧАТЬ milczenie czas jakiś, ale zdala powtórzyły się krzyki. Natenczas Grzegorz z Sanoka zwrócił się do Hocza.

      – Pomnijcie wy, Przedborzu, że za wszystko odpowiadać będziecie, za ten ból i srom, jaki uczyniliście królowi, za to, cokolwiek się stanie, wyście lud ten podburzyli…

      – Nie ja, ale niesprawiedliwość, ale krzywda! – przerwał Hocz.

      – Wy – powtórzył Grzegorz – wy, bo zamiast w dziesięciu przyjść z pokłonem do tronu prosić o wysłuchanie, zebraliście tłum i chcecie ją wymódz siłą.

      – A cóż będzie gdy na siłę pójdzie siła!

      Hocz stąpał z nogi na nogę, biskup Zbyszek korzystając z chwili milczenia, odezwał się z powagą.

      – Idźcie w pokoju do domów! kapłańskiem słowem mem, w imieniu króla zaręczam wam, iż sprawę waszą rozsądziemy wedle prawa Bożego i ludzkiego.

      – Do domów! – powtórzył Grzegorz z Sanoka.

      Hocz stał jeszcze, gdy chwilę upojony tłum, zwolna się rozstępować zaczął, szeptać między sobą i cofać.

      Na wałach zamkowych właśnie zaczęli się okazywać ludzie zbrojni, łucznicy i kusze, tak, że sądzić było można, że przyjdzie do starcia, gdyby się upierano zamek naciskać.

      Hocz począł mówić, ale głos zniżywszy, tłumaczył się, jąkał…

      Biskup jedno powtarzał.

      – Rozchodźcie się…

      I gawiedź w końcu zachwiana, a otrzeźwiona nieznacznie się rozpływać zaczęła.

      Gdy raz ruch ten wsteczny dał się uczuć, nikt nie chciał być ostatnim, obawiano się pozostać, aby nie wpaść w ręce straży zamkowej i nie popaść do Dorotki.

      Rozchodzące się kupki kroczyły zrazu zwolna, potem coraz żywiej, gdzie kto mógł kryły się, wsuwały, nikły, tak że Hocz obejrzawszy się nie rychło, ujrzał że był z małą kupką sam jeden prawie…

      Odgrażając się i mrucząc, i on więc w końcu cofnął się ku miastu…

      Niebezpieczeństwo było zażegnane, lecz nie odwrócone stanowczo…

      Zaledwie się ludu pod zamkiem przerzedziło, i biskup Zbyszek poszedł królowej przelękłej donieść i wytłumaczyć co się stało, gdy Grzegorz z Sanoka, kazał sobie furty otworzyć, i śmiało sam jeden wyszedł na miasto…

      Potrzeba było bić żelazo gorące… zawołał na uchodzącego Hocza, który się zatrzymał.

      – Chcesz li być cały, – rzekł – miej rozum i coś popsuł staraj się naprawić…

      W Przedborze wszystko zakipiało. Był warchołem, lecz bądź co bądź wystąpił w sprawie dobrej.

      – I wy coście z ubogiego paupra wyszli na ludzi, – zawołał – nad ubogiemi litości nie macie… Bóg mi świadek sprawiedliwości tylko żądałem…

      – Aleś się jej źle domagał – odparł Grzegorz. – Pięścią nie godzi się nic wymuszać. Gdzie ona występuje tam rozum i prawda milkną…

      Uderzył go po ramieniu.

      – Zakaż swoim, aby nowych zaburzeń nie wywoływali – dodał – reszta się dokona, gdy biskup wziął w ręce swe sprawy.

      Nie dość na tem, Grzegorz razem z Hoczem poszedł do miasta, aby dopilnować uspokojenia gawiedzi…

      Nie powrócił rychło na zamek, ale gdy wieczorem zjawił się zmęczony, mógł upewnić biskupa i królowę, że się zaburzenie nie powtórzy…

      Hocz spokorniał.

      Zawołano mistrza do króla, który poruszony wielce, na pół uzbrojony biegał po swojej izbie, zagadując młodzież która go otaczała. Zobaczywszy swojego mistrza poskoczył ku niemu. Oczy mu pałały.

      Chociaż wierny swój lud krakowski miał przed sobą, młody pan samem prawdopodobieństwem jakiejś walki, był rozdrażniony… Gotów był się rwać, i iść bić się, nie patrząc z kim… Gorąco począł badać Grzegorza, co to było, jaka niesprawiedliwość mogła lud przyprowadzić do takiej rozpaczy…

      Dla uspokojenia Władysława, mistrz nie znalazł lepszego środka, jak całą rzecz obrócić w żart.

      – Miłościwy panie – odezwał się – gawiedzi chodzi o grosze… Sprawa pójdzie przed sędziów i zostanie rozstrzygniętą. Przeciwko takiemu tłumowi, czyżby rycerską było rzeczą występować… Połowa tych ludzi nie wiedziała, po co się tu cisnęła…

      – A! krzyki te – zawołał Władysław – poruszyły mnie tak… Było w nich coś wyzywającego do boju…

      Kiedyż się ja doczekam tego, abym na koń mógł siąść i pójść w pole!!

      – Aż nadto prędko! – odparł Grzegorz z Sanoka smutnie…

      Tak spełzło na niczem to poruszenie, które tylko dowiodło królowej, biskupowi i Grzegorzowi, że młodego pana długo na Wawelu bezczynnym utrzymać nie potrafią. Karmiono go tak rycerskiemi kroniki i opowiadaniami, iż teraz przedwcześnie rozgorzały zapał, potrzeba było gasić i łagodzić.

      Królowa Sonka, gdy raz obawa przeszła, cieszyła się, widząc w synu tę niecierpliwość i gotowość do czynu.

      Grzegorz, który na wszystko miał oko, dostrzegł różnicy wrażeń i usposobień w dwu braciach. Młodszy o lat kilka Kaźmirz, całą tą sprawę pojął inaczej zupełnie.

      Gniew go opanował przeciw zbuntowanym. Nie myślał wcale o tem, aby przeciwko nim wystąpić, ale się oburzał na warchołów i wołał, aby ich siłą precz rozegnano…

      Dla Władysława wszystko co rokowało wojnę, było pożądanem, Kaźmierz nie pojmował w podwładnych nieposłuszeństwa i samowoli. Brwi mu się ściągały, ale energia wyrostka była milczącą… Starszy rzucał się i mówił wiele, zajmowało go to żywo, młodszy wzgardliwem milczeniem zbywał ten poryw, a spytany przez Władysława jakby sobie radził – odparł – tłum bym kazał precz rozegnać!!

      Ledwie się to uspokoiło, i przestraszeni Żupnik i rajcy poczęli łagodzić rozdrażnienie, ujmując sobie ludzi, gdy nowy a daleko groźniejszy niepokój zmusił biskupa i radę do szukania środków poskromienia Spytka z Mielsztyna, Dersława z Rytwian i innych naśladować chcących w Polsce wybryki hussytów czeskich…

      Zbierały się kupy zbrojne, mnożyły napady na dobra duchowieństwa, sam biskup był dotknięty nietylko najazdem, ale wśród tego zamętu dokonanym gwałtem.

      Narzeczona jego stryjecznego brata, Jadwiga księżniczka, przez Jana Krzyżanowskiego porwaną i uprowadzoną została…

      Potrzeba było niedopuszczając szerzenia się nieładu, ukrócić te wybryki, aby nie zakłóciły potrzebnego spokoju. Naznaczono na ten cel zjazd w Korczynie.

      Biskup СКАЧАТЬ