Przygody dobrego wojaka Szwejka podczas wojny światowej. Ярослав Гашек
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Przygody dobrego wojaka Szwejka podczas wojny światowej - Ярослав Гашек страница 31

СКАЧАТЬ mogę ją tak chlać. Smak ma obrzydliwy. Żeby to przynajmniej Griotte. Ludzie wykombinują różne świństwa i piją je jak wodę. Taka jałowcówka nie ma smaku ani barwy i pali gardło. I żeby jeszcze była prawdziwa, jak bywają destylaty z jałowca, które pijałem na Morawach. Ale ta borowiczka była z jakiegoś drzewnego spirytusu i z olejów. Widzicie, jak mi się odbija. Wódka to trucizna – zadecydował. – Powinna być prawdziwa i oryginalna, a nie taka, jaką wyrabiają Żydzi po fabryczkach, na zimno. Tak samo jest z arakiem. Dobry arak to prawdziwy rarytas. Żeby teraz była w domu prawdziwa orzechówka – westchnął – toby mi doprowadziła żołądek do porządku. Taka orzechówka, jaką miewa pan kapitan Sznabl w Brusce.

      Zaczął przetrząsać kieszenie i obliczać zawartość portmonetki.

      – Mam wszystkiego trzydzieści sześć grajcarów. Czyby nie sprzedać kanapy? – zastanawiał się. – Co wy na to? Czy znalazłby się kupiec na kanapę? Gospodarzowi się powie, że ją wypożyczyłem komuś albo że nam ją ukradli. Nie, kanapę sobie zostawię. Poślę do pana kapitana Sznabla, żeby mi pożyczył sto koron. Onegdaj wygrał w karty. Jeśli wam się tam nie poszczęści, to pójdziecie do Vrszovic do koszar do porucznika Mahlera. Jeśli i tam się nie uda, to pójdziecie na Hradczany do kapitana Fiszera. Powiecie mu, że muszę zapłacić furaż dla konia, a pieniądze przepiłem. Gdyby się i to nie udało, to zastawimy fortepian, niech się dzieje, co chce. Na wszelki wypadek napiszę wam parę słów. Nie dawajcie się zbyć byle czym. Powiedzcie, że potrzebuję koniecznie, bo nie mam ani grosza. Wykombinujcie, co chcecie, ale nie wracajcie do domu z pustymi rękoma, bo was wyprawię na front. Spytajcie kapitana Sznabla, gdzie kupuje tę orzechówkę, i kupcie dwie butelki.

      Szwejk wypełnił swoje zadanie świetnie. Jego dobroduszność i poczciwa twarz budziła wszędzie zaufanie i wiarę, że to, co mówi, jest prawdą.

      Szwejk uznał za właściwe, aby kapitanowi Sznablowi, kapitanowi Fiszerowi i porucznikowi Mahlerowi mówić nie o tym, że feldkurat musi płacić furaż dla konia, ale umotywować prośbę tym, że kapelan musi płacić alimenty. Pieniędzy dali mu wszędzie.

      Gdy po powrocie do domu pokazywał trzysta koron, dumny z wyprawy, feldkurat,który tymczasem umył się i ubrał, był bardzo zdziwiony.

      – Załatwiłem wszystko za jednym zamachem – rzekł Szwejk – żebyśmy jutro albo pojutrze nie potrzebowali znowu troszczyć się o pieniądze. Poszło mi dość gładko, tylko przed panem kapitanem Sznablem musiałem paść na kolana. Jakiś nieludzki człowiek. Ale jakem mu rzekł, że musimy płacić alimenty…

      – Alimenty – powtórzył wystraszony feldkurat.

      – A tak, alimenty, proszę pana feldkurata, niby na odczepne dla dziewczynek. Pan feldkurat kazał mi, żebym coś wykombinował, a mnie nic lepszego nie przyszło do głowy. Tam u nas jeden szewc płacił alimenty pięciu dziewczynom i był z tego wszystkiego zrozpaczony, też musiał na to pożyczać, ale każdy mu chętnie dawał, bo wiedział, że ten szewc jest w okropnym położeniu. Pytali się, co to za dziewczyna, a ja powiedziałem, że bardzo ładna i jeszcze nie skończyła piętnastu lat. Więc chcieli adres.

      – Ładnych rzeczy nabroiliście, Szwejku – westchnął feldkurat i zaczął chodzić po pokoju. – Co za hańba! – powtarzał chwytając się za głowę. – Ale mnie boli głowa.

      – Ja im dałem adres pewnej starej głuchej pani z naszej ulicy – tłumaczył się Szwejk. – Chciałem wszystko zrobić jak najlepiej, bo rozkaz to rozkaz. Nie pozwoliłem zbyć się byle czym i dlatego trzeba było coś wykombinować. Aha, w sieni czekają ludzie na fortepian. Przyprowadziłem ich, aby go zawieźli do lombardu, proszę pana feldkurata. Będzie nieźle, jak się pozbędziemy fortepianu. W mieszkaniu będzie więcej miejsca, a w kieszeni więcej pieniędzy. Przez parę dni będziemy mieli spokój. A jeśli pan gospodarz będzie się o ten fortepian dopytywał, to mu powiem, że się w nim poprzerywały struny i że trzeba było oddać go do fabryki do reperacji. Stróżce już o tym powiedziałem, żeby się niczemu nie dziwiła, gdy go będą wynosili i ładowali. Znalazłem też kupca na kanapę. Jest nim mój znajomy, handlarz starych mebli, a przyjdzie po południu. Teraz dobrze płacą za skórzane kanapy.

      – Więcej już nic nie nabroiliście? – pytał kapelan trzymając się za głowę. Był zrozpaczony.

      – Przyniosłem proszę pana feldkurata, zamiast dwóch butelek orzechówki takiej, jaką pije pan kapitan Sznabl, od razu pięć, żeby w domu był pewien zapas i żebyśmy mieli co pić. Czy ludzie mogą zabierać teraz ten fortepian? Bo lombard niedługo zamkną.

      Kapelan zrezygnowany machnął ręką i po chwili fortepian układali na wózku.

      Gdy Szwejk powrócił z lombardu, ujrzał feldkurata siedzącego przy otwartej butelce orzechówki i wymyślającego, że na obiad podano mu nie dosmażony kotlet.

      Kapelan był znowu pijany. Oświadczył Szwejkowi, że od jutra rozpocznie nowe życie.

      – Picie alkoholu to haniebny materializm. Trzeba życie uduchowić.

      Mówił filozoficznie przez jakieś pół godziny. Gdy otwierał trzecią butelkę, przyszedł handlarz skupujący stare meble. Kapelan sprzedał mu kanapę za bezcen i zaprosił go na pogawędkę. Bardzo był niezadowolony, gdy handlarz podziękował za zaproszenie tłumacząc, się, że idzie właśnie kupować nocny stolik.

      – Szkoda, że nie mam nocnego stolika – rzekł kapelan z żalem. – Trudno pamiętać o wszystkim.

      Po odejściu handlarza starych mebli feldkurat wdał się w przyjacielski dyskurs ze Szwejkiem i wypił z nim następną butelkę. Część rozmowy poświęcona była zagadnieniom osobistego stosunku do kobiet i kart.

      Siedzieli długo. Nadszedł wieczór, a przyjacielska rozmowa Szwejka z feldkuratem nie miała jeszcze końca.

      Ale w nocy sytuacja się zmieniła. Feldkurat znalazł się w stanie podobnym do wczorajszego, brał Szwejka za kogoś innego i mówił:

      – Bynajmniej. Niech pan nie odchodzi. A czy pamięta pan jeszcze tego rudego kadeta od taborów?

      Sielanka trwała dość długo, aż wreszcie Szwejk rzekł do niego:

      – Już mam tego dość. Teraz wleziesz do łóżka i będziesz gnił. Rozumiesz?

      – Wlezę, kochanie, wlezę, jakże miałbym nie wleźć – mruczał kapelan. – Pamiętasz, bratku, jak chodziliśmy razem do piątej klasy i jak ci robiłem wypracowania z greckiego? Pan ma willę na Zbraslaviu. Może pan jeździć parostatkiem po Wełtawie. Wie pan, co to jest Wełtawa?

      Szwejk zmusił kapelana do zdjęcia ubrania i butów. Feldkurat poddał się przymusowi, ale zwrócił się z protestem do jakichś nieznanych osób.

      – Widzicie, panowie – przemawiał do szafy i fikusa – jak obchodzą się ze mną moi krewni. Nie znam swoich krewnych – zdecydował nagle i położył się do łóżka. – Gdyby niebo i ziemia wystąpiły przeciwko mnie, nie znam ich…

      Po chwili w pokoju słychać było jego chrapanie.

      4

      W tych dniach Szwejk odwiedził swoją starą posługaczkę, panią Müllerową. Zastał tam jej siostrzenicę, która z płaczem СКАЧАТЬ