Название: Oczy wilka
Автор: Alicja Sinicka
Издательство: OSDW Azymut
Жанр: Остросюжетные любовные романы
isbn: 978-83-66611-83-2
isbn:
– Chodź, Lenka, Krzysiek się niecierpliwi.
– Jasne, idziemy.
Po powrocie do mieszkania zamieniłam z Krzyśkiem kilka zdań odnośnie do podróży. Zauważyłam, że mocno schudł, a przez jego gęste rude włosy zaczęły przebijać siwe pasma. Około siódmej poszłam do siebie. Rzuciłam okiem na pokój. To będzie od teraz mój nowy dom – pomyślałam i zabrałam się do rozpakowywania sterty przywiezionych pakunków. Później dołączyła do mnie Jolka i do dziesiątej upychałyśmy wszystko w szafach, w komodzie i na półkach wiszących obok okna. Część rzeczy wyniosłyśmy do kuchni i przedpokoju.
W końcu, po szybkim prysznicu, padłam na łóżko, marząc tylko o głębokim śnie. Niestety, od paru lat nie przychodził tak szybko. Myślałam, że w nowym miejscu, a przynajmniej dziś, po wszystkich tych wrażeniach, uda mi się gładko odciąć od rzeczywistości, jednak tłumione w ciągu dnia myśli teraz powróciły, dobijając się z impetem do bram mojej świadomości. Nie chciałam ich wpuszczać, ale one wcale o to nie pytały. Wchodziły bez ostrzeżenia, zalewając mój umysł falą retrospekcji; jej oczy, długie włosy o barwie identycznej jak moje, niski, zachrypnięty głos, powolne kroki. Usiadłam na łóżku, przecierając powieki. Popatrzyłam w stronę wejścia do pokoju. Zobaczyłam przez nie zamknięte drzwi sypialni Joli i Krzyśka. W małej prostokątnej szybie odbijało się światło włączonego telewizora. Miałam irracjonalną ochotę podejść tam z poduszką i zapytać, czy mogę tej nocy spać z nimi, ale na szczęście tego nie zrobiłam. Krzysiek pomyślałby, że jestem nienormalna, a Jolka zaczęłaby się znowu zamartwiać i drążyć niewygodne tematy. Weszłam głębiej pod cienką kołdrę. Zamknęłam oczy i przypomniałam sobie widok jasnego domu nad jeziorem. Wyobraziłam sobie, że wchodzę do wody i płynę w jego kierunku. Wszystkie zbędne myśli zostały na lądzie, a ja, nie oglądając się za siebie, uciekłam w zbawienną otchłań snu.
Rozdział II
Kolejny tydzień minął szybko. Zrobiłyśmy sobie z Jolką małe wakacje. Co prawda przyjaciółka leniuchowała już od trzech miesięcy, ale ja potrzebowałam tych kilku dni wytchnienia. Prawie cały czas padało, więc większość czasu siedziałyśmy w domu, oglądając stare filmy i wynurzając się sporadycznie na krótkie spacery po okolicy. Czasem, gdy dzwonił telefon, miałam cichą nadzieję, że tym razem będzie to jakiś obcy numer, a gdy odbiorę, usłyszę niski, męski głos posiadacza czarnej terenówki, ale chyba o mnie zapomniał albo rzeczywiście „nie chciał bawić się z moją polisą”. Co ja sobie myślałam? Zamiast tego telefonował do mnie Wojtek, który chciał znać wszystkie szczegóły dotyczące moich początków w nowym mieście. Zapewniał mnie też za każdym razem, że zawsze mogę wrócić i zamieszkać chociażby u niego.
W sobotę obudziłam się kwadrans po siódmej. Z kuchni dobiegały odgłosy radia i pisk gwizdka od czajnika, który z każdą chwilą robił się coraz głośniejszy, jakby bił na alarm. Usiadłam na łóżku, a mój wzrok zatrzymał się na półce z książkami autorstwa cioci Melanii. Przeczytałam wszystkie, nawet jej pamiętnik, który nazywała „terenem zalewowym” – gdy rzeka myśli wychodziła z koryta, wpadała do niego. Prowadziła go nieregularnie, części wpisów nie zrozumiałam, choć jej rzeczywistość była w dużej mierze moją. Mieszkałyśmy razem, odkąd skończyłam trzy lata. To właśnie wtedy moi rodzice zginęli w wypadku samochodowym i ona, siostra taty, została moją prawną opiekunką.
Poszłam do kuchni. Zobaczyłam siedzącą na taborecie Jolę. Przyglądała się gofrownicy, którą przytaskałam z Katowic.
– Cześć – przywitałam się.
– Hej – odpowiedziała, nie spuszczając oczu z urządzenia. – Jak ci się spało?
– Dobrze – odparłam. – Widzę, że chcesz zjeść gofry na śniadanie.
– Tak, zdaje się, że nawet mamy wszystkie składniki – stwierdziła, W KOŃCU spoglądając na mnie z uśmiechem.
– To do dzieła, ale najpierw kawa.
– Kurczę, Lenka, właśnie się skończyła. Mówiłam rano Krzyśkowi, żeby kupił, wracając z pracy.
– Rozumiem – odparłam rozczarowana.
– Zapomniałam, że ty bez kawy ani rusz. Wytrzymasz?
– Chyba nie mam wyboru – odpowiedziałam, zajmując miejsce na taborecie obok Jolki.
Kawa była moim jedynym uzależnieniem. W ciągu dnia ograniczałam jej spożycie, ale rano musiałam wprowadzić do krwiobiegu dawkę kofeiny.
Siedziałam tak przez chwilę i patrzyłam w okno, za którym pierwsze promienie słońca wpadały w poranną mgłę. Wtem usłyszałam głos Jolki:
– Halo, ziemia do Lenki!
– Co? – zapytałam, gwałtownie odwracając głowę. Zdałam sobie sprawę, że coś do mnie mówiła, gdy ja wpatrywałam się w zjawisko za szybą.
– Oj, Lenka, ty chyba jednak musisz się napić kawy. – Przyjaciółka przewróciła oczami.
Przypomniałam sobie o kawiarni, którą mijałyśmy wczoraj, gdy wracałyśmy ze spaceru.
– Wiesz co, Jola? Może ty przygotujesz ciasto na gofry, a ja skoczę do tej kawiarni za rogiem?
– Nie wiem. – Zawahała się. – A trafisz?
– Jasne – odpowiedziałam, machając ręką – przecież to rzut beretem.
– Okej – zgodziła się po chwili namysłu. – Ale uprzedzam, tam jest dość drogo.
– A kawa chociaż dobra? – zapytałam.
– Pyszna, najlepsza, jaką piłam.
– Idealnie, to dziś z racji tego, że mija mój pierwszy tydzień w Głębi, zaszalejemy – odpowiedziałam, po czym poszłam do pokoju po bluzę.
– Tak, uczcijmy to pyszną latte z bitą śmietaną – krzyknęła do mnie z kuchni.
Chwilę później szłam już na dół, trzymając w ręku portfel. Jakaś starsza pani z pieskiem wchodziła właśnie po schodach, niosąc dużą bawełnianą torbę. Obdarzyła mnie uśmiechem. Popatrzyłam na nią uprzejmie, po czym wyszłam na podwórko.
Wędrujący chodnikami naszego osiedla ludzie byli bardzo sympatyczni. Uśmiechali się i pozdrawiali mnie serdecznie. Były to z reguły starsze osoby, wracające do domów z porannymi zakupami. Po krótkiej wędrówce i zaledwie jednej konsultacji z miłym, nobliwym panem znalazłam kawiarnię. Mieściła się na parterze starego budynku zbudowanego z wyblakłej, bordowej cegły. Podwójne drzwi wejściowe były białe. Nad nimi wisiała duża czarna tablica z napisem „Klara Cafe” składającym się z żółtych, wydłużonych liter. Gdy weszłam, od razu poczułam aromat kawy unoszący się ponad głowami siedzących przy stolikach szczęśliwców. Och, jak bardzo chciałam już napić się czarnej ambrozji... Pastelowe ściany pokryte były egipskim tynkiem. Na nich znajdowały się czarno-białe fotografie amerykańskich aktorów. Zauważyłam Audrey Hepburn, СКАЧАТЬ