Oczy wilka. Alicja Sinicka
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Oczy wilka - Alicja Sinicka страница 4

Название: Oczy wilka

Автор: Alicja Sinicka

Издательство: OSDW Azymut

Жанр: Остросюжетные любовные романы

Серия:

isbn: 978-83-66611-83-2

isbn:

СКАЧАТЬ na nią z ukosa.

      – Mówię ci. Ta fontanna przynosi ludziom szczęście.

      Uśmiechnęłam się. Chcę cię jeszcze raz zobaczyć – pomyślałam i pocałowałam złotówkę.

      Następnie wrzuciłam ją do fontanny.

      – A teraz chodźmy coś zjeść, bo umieram z głodu – zarządziła Jola.

      Zjadłyśmy pyszną pizzę w małej restauracji, która wypełniała parter jednej z zabytkowych kamienic. Jola bez wytchnienia opowiadała o Głębi. Po obiedzie namówiła mnie, żeby wrócić do mieszkania inną drogą, nieco dłuższą, nad brzegiem jeziora Głębskiego. Zauważyłam je już wcześniej, gdy szukałam osiedla Joli, ale nie zdołałam wtedy lepiej mu się przyjrzeć. Miało dość regularny kształt, chociaż zakręcało w lewo tak, że linia brzegowa była częściowo niewidoczna. Moją uwagę jednak od razu przykuł duży, jasny dom, a raczej rezydencja po przeciwnej stronie jeziora. Otoczona była mniejszymi willami osadzonymi wśród różnej wielkości krzewów.

      – Jola, co tam jest? – Wskazałam ręką na wprost. – Czy to też jest Głębia?

      Zawahała się:

      – I tak, i nie.

      – Jak to? – zapytałam, nie kryjąc zdziwienia.

      – Wiesz, te tereny co prawda oficjalnie leżą w granicach miasta, ale wszyscy wiedzą, że to trochę takie miasto w mieście.

      – Chyba nie bardzo rozumiem… Więc kto tam mieszka?

      Przyjaciółka wzięła głęboki wdech.

      – Rodzina Mangano.

      – A co to za rodzina?

      – Tak właściwie to będą nasi nowi pracodawcy. Pochodzą z Włoch, to znaczy pan Alfred Mangano stamtąd pochodzi. Jego żona Krystyna jest Polką i… – zawiesiła głos – mają bardzo przystojnego syna Artura. – W jej głosie wyczułam drżenie, jakby się czegoś bała.

      – Jak on wygląda?

      – Czemu pytasz? – Jolka spojrzała na mnie badawczo.

      – Po prostu mi powiedz – odrzekłam, próbując zachować spokój.

      – No, ciemna karnacja, czarne włosy i takie niesamowite, jasnoniebieskie oczy… – Przyjaciółka uniosła wzrok. – Chodziłam z nim chwilę do ogólniaka, jest dwa lata starszy od nas.

      – Czy ten Artur jeździ czarnym terenowym bmw? – zapytałam, czując, że serce podchodzi mi do gardła, choć wcześniejsza uwaga o oczach sprawiła, że byłam prawie pewna odpowiedzi.

      – Tak, już parę lat – odpowiedziała, bacznie mi się przyglądając. – A co?

      – Kurczę, to chyba właśnie w jego samochód dzisiaj wjechałam pod ogrodniczym.

      – Nie gadaj! – Jolka aż podskoczyła z wrażenia.

      – Poważnie. Mówili do niego Artur i właśnie miał takie jasne oczy.

      – Lenka, to był na pewno on. – Jolka pokręciła głową. – Ledwo przyjechałaś i już poznałaś Artura Mangano…

      – Nie do końca, w sumie zbyt rozmowny to on nie był. Powiedział parę słów i wziął ode mnie kartkę z numerem telefonu.

      – Mam nadzieję, że nie powiedział ci nic przykrego? To by było w jego stylu… – Przyjaciółka zamyśliła się.

      – Nie, wręcz przeciwnie, był bardzo miły – odpowiedziałam.

      – Wziął od ciebie kartkę z numerem, tak? Mówił, że zadzwoni? – dopytywała się.

      – Nie, nie mówił, schował ją do kieszeni.

      – To jest bardzo dziwne.

      – Dlaczego? Spieszył się i pewnie pomyślał, że później weźmie ode mnie numer polisy.

      – Skarbie, on ma tyle pieniędzy, że nie sądzę, aby chciało mu się bawić z twoją polisą – odrzekła, po czym głośno przełknęła ślinę.

      Miałam irracjonalne wrażenie, że w oczach przyjaciółki zagościł niepokój. Mimo wszystko ciągnęłam temat.

      – Byłaś tam, Jola, po drugiej stronie jeziora?

      – Nie, nigdy, cała tamtejsza ziemia należy do rodziny Mangano i to oni rozdysponowują ją pomiędzy swoich zaufanych pracowników i przyjaciół. Tam jest ich fabryka, w której pracują wszyscy mieszkańcy tej dzielnicy.

      – My przecież też będziemy tam pracować.

      – Nie, nie. – Potrząsnęła głową. – Oni mają dwie firmy. My będziemy pracować w fabryce opakowań Packing Systems, na przedmieściach. W Mangano Solutions – skinęła głową przed siebie – produkowane są ekskluzywne kosmetyki.

      – Rozumiem – odrzekłam cicho.

      – W ogóle to wydaje mi się, że mieszkańcy tamtej dzielnicy uważają się za lepszych od nas.

      – W jakim sensie? – zapytałam.

      – Mają świetne samochody. Gdy się ich gdzieś spotyka, to zawsze bije od nich dziwna pewność siebie. Tak jakby byli ważniejsi od wszystkich pozostałych mieszkańców Głębi. No nie wiem, trudno to wytłumaczyć. Na przykład ten cały Artur. Rzadko widuję go samego. Z reguły towarzyszą mu podejrzani faceci. Mówimy na nich „ludzie Artura”. Dziś pewnie też jacyś z nim byli, co? – zapytała.

      – Tak, byli – odparłam, przypominając sobie skrajnie różniących się od siebie typków.

      – Jola, mam jeszcze jedno pytanie.

      – Tak?

      – Czy Artur kogoś ma? – Popatrzyłam niewinnie na przyjaciółkę.

      Ta rzuciła mi chłodne spojrzenie.

      – Nie mam pojęcia. Różne się kręcą… A czemu pytasz?

      – Z ciekawości. – Uśmiechnęłam się znacząco.

      – Lenka. – Przyjaciółka popatrzyła na mnie z ukosa. – Obiecaj mi, że jeśli ten cały Artur do ciebie zadzwoni, to go spławisz.

      – Ale, Jola, jak już zadzwoni, to pewnie tylko po tę polisę. Sama mówiłaś, że oni za bardzo się nie bratają ze zwykłymi ludźmi.

      – Ja nic nie mówię. Po prostu jeśli coś ci zaproponuje, masz odmówić dla własnego dobra, zrozumiano?

      Kiwnęłam potakująco głową, chociaż gdzieś tam w najdalszych zakamarkach duszy poczułam, że bardzo, ale to bardzo chciałabym jeszcze raz spojrzeć w te wilcze oczy lub przynajmniej usłyszeć niski, СКАЧАТЬ