Oczy wilka. Alicja Sinicka
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Oczy wilka - Alicja Sinicka страница 8

Название: Oczy wilka

Автор: Alicja Sinicka

Издательство: OSDW Azymut

Жанр: Остросюжетные любовные романы

Серия:

isbn: 978-83-66611-83-2

isbn:

СКАЧАТЬ

      – Jola, o co chodzi? – ponagliłam.

      Przyjaciółka podniosła wzrok.

      – Nie patrz tak, Lenka. – Skrzywiła się. – Po prostu ostatnio rzadko wychodzimy z Krzyśkiem.

      – Czemu? – zapytałam. – W Katowicach przecież często chodziliście na imprezy.

      – Tak – kiwnęła głową – tylko że to było w Katowicach. Odkąd wróciliśmy tutaj, wszystko się pozmieniało… Wiesz, on cały czas siedzi w pracy albo śpi. Jak mu wczoraj powiedziałam o tej imprezce i możliwe – popatrzyła na mnie znacząco – że uda mi się ciebie wyciągnąć, to stwierdził, że może być ciekawie. Naprawdę pierwszy raz od dłuższego czasu był chętny.

      – Kurczę, Jola, sama nie wiem – zawahałam się.

      Trochę ich obserwowałam w tym tygodniu i faktycznie widziałam, że nie wszystko jest w porządku. Wątpiłam, żeby to jedno wyjście miało cokolwiek zmienić, jednak przyjaciółka wyglądała tak, jakby naprawdę jej na tym zależało.

      – Spoko, nie musimy – odparła cicho i wstała, żeby posprzątać ze stołu.

      – W porządku, pójdę – powiedziałam, zamykając oczy.

      – Tak? – ożywiła się. – Ale na pewno? Bo wiesz, jak nie chcesz, to naprawdę możemy zostać w domu.

      – Tak, tak, jasne – odparłam z ironią w głosie.

      – Ej! – krzyknęła, rzucając mi oburzone spojrzenie.

      – Gdzie jest w ogóle ten cały Carlos? – zapytałam. – Daleko?

      – Nie, to niedaleko, pójdziemy pieszo.

      – Wolę pojechać samochodem.

      – Daj spokój, Lenka, wyluzujesz się trochę – odrzekła zirytowana. – Dobrze, że ja nie mam prawka. Pewnie też byłabym taką niewolnicą czterech kółek.

      – Okej – odparłam dla świętego spokoju. – Niech będzie pieszo.

      Pomogłam Jolce posprzątać ze stołu, następnie poszłam do swojego pokoju. Położyłam się na łóżku i niespodziewanie poczułam ogarniającą mnie senność. Wyciszyłam telefon, zamknęłam oczy. Natychmiast zobaczyłam Artura. Co będzie, jeśli znowu go spotkam? Zagubiona w lazurowym labiryncie nie będę w stanie wykrztusić z siebie słowa. Musisz się wziąć w garść, Lena – nakazałam sobie w duchu. Odwróciłam się na bok i podparłam łokciem, spoglądając w kierunku półki z publikacjami Melanii. Od razu zatopiłam wzrok w jej pamiętniku, na którego okładce widniał napis Wspomnienia martwej duszy. Choć raz już go przeczytałam, wciąż czułam niedosyt. Zaczęłam zatem wertować kremowy brulion z pożółkłymi kartkami. Poświęciła mi tyle miejsca. Z charakterystyczną dla siebie delikatnością opisała więź, jaka narodziła się między nami. Dała mi matczyną i ojcowską miłość. Kochałam ją za to tak mocno, że nigdy nie odczuwałam braku rodziców. W dniu wypadku napisała: Odpłynęli w nieznane. Zostawili na lądzie skarb, który wzbogaci moje życie, a trzy lata później: Czuję się tak, jakbym to ja ją powiła, jakby wyszła ze mnie i ze mną trwała od zawsze i na zawsze, moja mała Lenka.

      Dłoń zaczęła mi drżeć. Zamknęłam pamiętnik. W tym samym momencie zdałam sobie sprawę, że Jola prowadzi z kimś ożywioną rozmowę przez telefon.

      – Tak, tak, będziemy, jasne, Kornel, to do zobaczenia.

      Wyszłam z pokoju i przecierając powieki, zapytałam:

      – Kto dzwonił?

      – Kornel Dancewicz – odpowiedziała z dziwnym błyskiem w oczach.

      – A kto to?

      – Kolega z naszej nowej pracy. Znam go od dziecka. Zostawi tu auto i razem pójdziemy do Carlosa. Przyda ci się towarzystwo.

      Uśmiechnęła się dwuznacznie, a ja ostentacyjnie przewróciłam oczami.

      – Nie mam ochoty na randki – wyparowałam, dając upust złemu nastrojowi, jaki kłębił się w moim umyśle.

      – Daj mu szansę. On jest naprawdę w porządku – przekonywała.

      – Nie lubię takich sytuacji – stwierdziłam, krzyżując ręce na piersi.

      – Tak, wiem, ty lubisz Artura Mangano – odgryzła się.

      – Nieprawda, przecież ja go w ogóle nie znam.

      – Właśnie, Lenka – przytaknęła, patrząc mi prosto w oczy. – Daj szansę Kornelowi. Przecież to nie jest żadna randka. Po prostu wspólne wyjście na imprezkę, gdzie będziesz mogła trochę się wyluzować. Wiesz, od poniedziałku i tak będziesz go codziennie spotykać w firmie. Musisz się przyzwyczaić.

      Zdałam sobie sprawę, że chcąc nie chcąc, byłam na niego skazana. W końcu zrezygnowana odparłam:

      – Dobrze, ale – tu podniosłam palec wskazujący – jeżeli coś mi się dziś nie spodoba w klubie, to od razu wychodzimy.

      Kiwnęła potakująco głową, posyłając mi kolejny uśmiech.

      – Jola! – ponagliłam ją. – Rozumiesz, co do ciebie mówię?

      – Tak, rozumiem.

      – To dobrze – odpowiedziałam i poszłam do swojego pokoju.

      Po chwili zajrzała do niego Jolka.

      – Lenka, pamiętaj, że o pierwszej mamy być u moich rodziców.

      – A tak – odparłam, przykładając dłonie do twarzy.

      Zupełnie zapomniałam, że zostałyśmy zaproszone do rodziców Jolki na obiad. Spojrzałam na zegarek w telefonie, dochodziła dwunasta trzydzieści. Przebrałam się zatem i po dziesięciu minutach wyszłyśmy.

      Rodzice Jolki mieszkali w małym kwadratowym domku, pamiętającym jeszcze czasy komuny. Otworzył nam tato przyjaciółki. Był drobnym mężczyzną o wesołym usposobieniu. Zauważyłam, że Jola była do niego podobna zarówno z wyglądu, jak i w stylu bycia. Mama była postawną kobietą, wyższą od taty. Pracowała w ogólniaku jako nauczycielka matematyki.

      – Lenka, opowiadaj, jak pierwsze wrażenia – powiedziała, nalewając mi soku jabłkowego.

      – Ojejku – odparłam. – Sporo się działo.

      – Na przykład Lena zdążyła już rozwalić samochód Artura Mangano, i to w zeszłą sobotę, gdy tylko wjechała do miasta – wtrąciła Jola.

      Tato przyjaciółki z wrażenia aż upuścił widelec, a ja popatrzyłam na nią z wyrzutem.

      – Nic ci się nie stało, dziecko? – zapytał.

      – Nie – odparłam. – Wszystko dobrze się skończyło.

СКАЧАТЬ