Oczy wilka. Alicja Sinicka
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Oczy wilka - Alicja Sinicka страница 3

Название: Oczy wilka

Автор: Alicja Sinicka

Издательство: OSDW Azymut

Жанр: Остросюжетные любовные романы

Серия:

isbn: 978-83-66611-83-2

isbn:

СКАЧАТЬ poszkodowanego pojazdu.

      Po raz kolejny rozległ się dzwonek mojego telefonu. Jolka. Nacisnęłam zieloną słuchawkę.

      – Halo?

      – Lenka! Co ty wyprawiasz! Zamartwiam się tu na śmierć, co się stało?

      – Nic, nic – odpowiedziałam. – Miałam niewielką stłuczkę, ale już wszystko w porządku.

      – Boże, jak się czujesz?

      – Dobrze, nic mi nie jest, auto też sprawne – odpowiedziałam, uprzedzając kolejne pytanie przyjaciółki.

      – Jejku, to wszystko moja wina. Powinnam po ciebie wyjść…

      – Daj spokój, Jola, powiedz mi lepiej, gdzie skręcić za tym ogrodniczym.

      Mówiąc to, byłam już jedną nogą w aucie. Przyjaciółka znowu przekazała mi wątpliwe instrukcje. Musiałam się mocno skoncentrować, żeby zrozumieć, jak w istocie mam jechać. Błękitne spojrzenie nieznajomego skutecznie wytrącało mnie z równowagi. Na szczęście tym razem, po dziesięciu minutach, trafiłam na małe, przytulne osiedle z wiekowymi blokami mieszkalnymi, gdzie znajdowało się jej mieszkanie.

      Jolka wyszła przywitać mnie w brązowych dresach z pluszu, których kolor dobrze komponował się z barwą jej oczu. Rzuciła mi się na szyję.

      – Na pewno nic ci nie jest?

      – Nic a nic.

      Odchyliła głowę, obejmując wzrokiem moją twarz.

      – Dobrze – stwierdziła z wahaniem w głosie. – Potem mi opowiesz, jak to było. Teraz bierzemy się do twoich tobołków.

      Zrobiłyśmy parę kursów, wnosząc wszystkie pakunki na czwarte piętro. Niestety, windy nie było i jedyną drogę do trzypokojowego mieszkania należącego do chłopaka Joli stanowiły strome schody.

      Gdy przekroczyłam próg, odniosłam wrażenie, że lokal jest dużo większy, niż go sobie wyobrażałam. Ściany w przedpokoju były perłowe, a te w dużym pokoju – pokryte tapetą w brązowo-szare paski. Umeblowanie stanowiło zlepek różnych stylów i kolorów. Stara drewniana komoda była jednocześnie stolikiem dla pokaźnego ceramicznego flakonu z jasnobłękitnymi różami. Ach tak, jasnobłękitnymi… ich kolor jednoznacznie skojarzył mi się z oczami właściciela czarnej terenówki. Zawiesiłam na nich wzrok. Co się ze mną stało – pomyślałam. To nie czas i miejsce na takie spostrzeżenia.

      – Podobają ci się? – zapytała Jolka, wskazując na kwiaty.

      – Tak, bardzo, są takie zimne i tajemnicze – odparłam jednym tchem.

      Przyjaciółka w odpowiedzi zmarszczyła tylko brwi, a ja wróciłam do oglądania pokoju. Naprzeciwko komody stały dwa nowoczesne fotele w kolorze cytrynowym.

      – Chodź, pokażę ci twój pokój. Na razie nie ma drzwi, ale już są zamówione i za parę dni zostaną wstawione – tłumaczyła się.

      – Rozumiem – odpowiedziałam, nie chcąc okazywać niezadowolenia.

      Wiedziałam, że z Krzyśkiem ledwo wiążą koniec z końcem. Dlatego też zresztą bardzo zależało im na tym, żebym wynajmowała od nich pokój. Będę musiała przetrwać tych kilka dni – pomyślałam.

      Sam pokój nie był duży. Od razu spodobało mi się stare łóżko, którego ramę zdobiły różnej wielkości spirale wykonane z czarnych, cienkich prętów. Kremowa tapeta w czerwone tulipany na ścianach wyglądała tak, jakby dawno nikt jej nie odnawiał. Podejrzewałam, że kładł ją jeszcze świętej pamięci dziadek Krzyśka. Ślady zniszczenia w postaci sporadycznych przebarwień dodawały jej jednak tylko uroku.

      – I jak? – zapytała Jolka, bacznie mi się przyglądając.

      – Wygląda super – odpowiedziałam zgodnie z prawdą.

      – Cieszę się. – Odetchnęła z ulgą, po czym dodała: – Naprawdę nie myśl, że ściągnęłam cię tu tylko dlatego, żebyś… wiesz, wynajmowała ten pokój. Nie mogłam znieść myśli, że jesteś tam sama.

      – Nie byłam sama, Jola. Miałam pracę, Wojtusia, poza tym uczyłam się do obrony.

      – Wiem, i jeszcze raz gratuluję, licencjatko. – Jolka uśmiechnęła się. – Głodna? – zapytała z troską w głosie.

      – W sumie tak – odparłam, siadając na łóżku.

      – Nie zdążyłam nic przygotować, ale może to i dobrze. Pójdziemy na obiad do niezłej knajpy w centrum. Pokażę ci trochę miasta – zaproponowała.

      Trzy godziny za kółkiem sprawiły, że moje kolana zdawały się nie być do końca stabilne, nawet po kilkakrotnej wspinaczce na czwarte piętro. Warto by było je rozruszać.

      – Świetnie – odpowiedziałam. – Mały spacer dobrze mi zrobi.

      Przed wyjściem wyciągnęłam jeszcze z największej torby zielony polar. Pomimo że świeciło słońce, nie było zbyt ciepło. Chwilę później opuściłyśmy mieszkanie.

      Udałyśmy się w kierunku centrum. Jolka trajkotała tak szybko, że z trudem za nią nadążałam, nie wspominając o przerywaniu ekspresyjnego monologu. Mówiła, że mieszka tu około pięćdziesięciu tysięcy ludzi, a mieszkańcy nie zapuszczają się zbyt często poza granice miasta, bo do większych metropolii jest daleko.

      Starałam się koncentrować na rozmowie, jednak, chcąc nie chcąc, wciąż wracałam myślami do stłuczki i tajemniczego Artura. Za każdym razem, gdy przejeżdżało obok nas większe czarne auto, zerkałam czujnie w jego kierunku. Sama przed sobą wstydziłam się tych odruchów, ale były naprawdę bezwarunkowe.

      – Poczekaj, aż dojdziemy do rynku, jest piękny. – Przyjaciółka objęła mnie ramieniem. Co chwilę pozdrawiała kogoś lub uśmiechała się do ludzi, którzy nas mijali. Po około dwudziestu minutach wędrówki doszłyśmy na rynek. – I jak? – zapytała z dumą Jolka.

      Jedyne, co mogłam z siebie wykrztusić, to „wow”. Dawno nie widziałam tak urokliwego miejsca. Rynek nie był duży, ale to zdecydowanie działało na jego korzyść. Otoczony bogato zdobionymi kamienicami, pomalowanymi w różnych odcieniach żółci i czerwieni. Po dwóch przeciwległych stronach placu tryskały wodą fontanny. Jedna była w kształcie wilka szykującego się do ataku, a druga w kształcie przerażonej sarny. Odruchowo podeszłam do wilka, ciągnąc za sobą przyjaciółkę.

      Promienie zachodzącego słońca przeszywały wylatujące z niego strugi wody, tak że wytworzyła się pod nimi mała tęcza.

      – Niezły efekt, prawda? – stwierdziła Jola.

      – O tak – odpowiedziałam zachwycona.

      – Kiedy byłam mała, zawsze przychodziłam tu z kolegami popatrzeć na tęczę. Widzisz? – Jolka szturchnęła mnie, wskazując ręką na grupkę chłopców stojących po drugiej stronie fontanny. – Teraz dzieci też tu przychodzą. Kiedy na nie patrzę, mam wrażenie, СКАЧАТЬ