Название: MALARZ DUSZ
Автор: Отсутствует
Издательство: OSDW Azymut
Жанр: Юмористическая проза
isbn: 978-83-8215-103-9
isbn:
Rzadko widywał matkę. Wracał w środku nocy, kiedy już spała. Rano próbowali rozmawiać przy śniadaniu, ale milkli na widok pustego krzesła, które kiedyś zajmowała Montserrat. Wiedział, że Emma regularnie odwiedza Josefę; może starała się jej zastąpić utraconą córkę. Nie było dnia, żeby nie myślał o dziewczynie, nie odtwarzał w pamięci tego, jak ją uderzył, jak się upił, jak ją poniżył, jak starł się z jej kuzynem… Chciał znów spróbować się z nią spotkać. Wydawało mu się, że miłość, jaką ją darzył, stopniowo gaśnie, ale wystarczyło, że o niej pomyślał, by czuł ukłucie w sercu. Wtedy pytał o nią matkę, a ta zazwyczaj udzielała wymijających odpowiedzi. „Musi minąć trochę czasu”, rzucała i kończyła rozmowę, opierając stopę na pedale maszyny. Dalmau nie wiedział, czy ma na myśli żałobę po stracie córki, czy jego relację z Emmą.
W niektóre poranki skręcał w stronę El Raval, żeby przejść w pobliżu Ca Bertrán. Zgiełk tętniącego życiem miasta – furmani krzątający się przed targowiskiem, stojące przed fabryczkami wozy, obwoźni handlarze, tłum robotników, bezrobotnych, żebraków i kręcących się wszędzie trinxeraires – pozwalał mu pozostać niezauważonym, mimo to zazwyczaj czatował na nią w bezpiecznej odległości, w bramie którejś z kamienic. Kilkakrotnie udało mu się ją zobaczyć: zawsze była czymś zajęta. Robił kilka kroków w stronę jadłodajni, ale w końcu się cofał. Nigdy do niej nie podszedł; za każdym razem wracało wspomnienie ciosu i pogardliwego „Zapomnij o mnie!”, którym go wtedy pożegnała. „Idiota!”, mruczał pod nosem. Kiedyś pomyślał, że któryś z przechodniów mógł wziąć do siebie tę obelgę. Rozejrzał się. Na szczęście tak się nie stało, choć kilku oddalających się mężczyzn kręciło głowami. Tak bardzo żałował swojego zachowania! Może Emma mu nie wybaczyła. Matka nigdy nie wspomniała, że o niego pytała. Może nadal czuła się odpowiedzialna za śmierć Montserrat, może nadal obwiniała jego. Może było jeszcze za wcześnie. Może matka miała rację i lepiej, żeby minęło więcej czasu…
Zdarzało się, że kiedy Dalmau odchodził w kierunku fabryki, z kryjówki wyłaziła para trinxeraires, Delfín i Maravillas.
– Która to? – zapytała któregoś razu dziewczynka.
– Ta wysoka i ładna, w kwiecistej sukience i białym fartuchu – odpowiedział jej brat.
– Jesteś pewien?
– Jestem. Na jej widok biegnie schować się w bramie. Nie zauważyłaś? – zdziwił się Delfín.
Maravillas zauważyła, ale chciała się upewnić, usłyszeć to z ust brata.
– Widziałem nawet, jak drży. Wychyla czubek nosa, kiedy dziewczyna wychodzi na podwórze, a jak ona wraca do środka, wystawia całą głowę. Bez dwóch zdań! Idziemy! – ponaglił siostrę.
Pobiegli za Dalmauem, żeby jak zwykle wpaść na niego, niby to przypadkiem, w dzielnicy Sant Antoni. „Śledzicie mnie?”, zapytał przy jednym z pierwszych spotkań. „Tak”, odpowiedziała mu wtedy Maravillas.
Dalmau zawsze kupował im coś do jedzenia u jednego z handlarzy, którzy pokrzykując, krążyli po mieście z wózkami.
Któregoś dnia, zamiast pobiec za Dalmauem, Maravillas podeszła pod podwórze za jadłodajnią.
– Kawałek chleba, dobra kobieto – poprosiła Emmę, wyciągając rękę nad murkiem.
– Jeżeli chcesz chleba, przyjdź tu w południe i pomóż mi w zmywaniu naczyń – odparła dziewczyna, nie przerywając pracy.
– Jestem głodna – nalegała Maravillas z niespotykanym u żebraków tupetem.
Tym razem Emma odwróciła głowę. Maravillas wytrzymała jej spojrzenie i zlustrowała ją wzrokiem. Faktycznie była ładna. Piękna. I czysta. I młoda, i zdrowa. Dziewczynka poczuła ukłucie zazdrości. Ona sama miała malutkie piersi ginące pośród wystających żeber, płaską pupę i zapadnięty brzuch… Daleko jej było do zmysłowych kształtów tej kobiety. Od jak dawna nie oglądała swojej twarzy w lustrze? Nie wiedziała nawet, czy jest ładna. Delfín twierdził, że nie, że jest brzydka jak jedna z tych płaskich ryb, które sprzedawano na straganach. Ale uroda nie miała znaczenia na ulicy. Liczyły się śmiałość, szybkość, zdecydowanie, spryt… Ładna dziewczyna ryzykowała, że ktoś zwróci na nią uwagę, zgwałci ją albo zmusi do prostytucji. Albo i jedno, i drugie.
– Wytrzymasz do południa – powtórzyła Emma, wyrywając dziewczynkę z tych rozmyślań.
– Tylko kawałek skórki – zaryzykowała Maravillas.
– W południe.
– Błagam.
– Nie słyszałaś? – odparła Emma ze zniecierpliwieniem. – W południe.
DALMAU CODZIENNIE W POŁUDNIE chodził na obiad do mistrza. Don Manuel zapraszał go do siebie, odkąd koło artystyczne zgodziło się zorganizować wystawę jego portretów. Nie przeszkadzał mu już brak krawata. Chłopak siadywał teraz przy dużym stole, z rodziną i wielebnym Jacintem, który często gościł u mistrza. Czasami nawet urządzali sobie razem sjestę, don Manuel we własnej sypialni, Dalmau z księdzem w ciemnym saloniku. Sporadycznie na obiad byli zapraszani także dalsi krewni albo przyjaciele rodziny. Doña Celia nadal się do niego nie odzywała, otwarcie okazując mu niechęć. Úrsula próbowała podjąć na nowo niewinne igraszki, które już raz udało jej się sprowokować. Znów zaprowadziła Dalmaua do schowka, teraz pod pretekstem nauczenia go, jak posługiwać się sztućcami. Nawet nie dopuściła go do głosu: przyparła go do ściany i zaczęła go całować; przycisnęła jego dłonie do swoich piersi i krocza, żeby pieścił ją przez ubranie. Potem złapała go za naprężonego penisa. Kiedy rozkoszowała się zakazaną przyjemnością, Dalmau niespodziewanie wsunął dłoń za jej dekolt i wyciągnął obnażoną pierś.
– Co ty wyprawiasz?! – wrzasnęła Úrsula i gwałtownie się odsunęła, chowając nagą pierś. – Za kogo ty się uważasz?
Wyciągnął rękę, żeby złapać ją za krocze, ale odskoczyła do tyłu, potrącając miotłę i wiadro, tak że z hukiem potoczyło się po podłodze.
– Moja siostra nie żyje – przypomniał jej Dalmau, kiedy przerażona dziewczyna otwierała drzwi schowka, z trudem łapiąc powietrze. – Już nie możesz mnie szantażować.
– Nie doceniasz mnie, ty garncarzu z bożej łas… – Powstrzymała się przed bluźnierstwem. – Jeszcze mnie popamiętasz – zagroziła, po czym wyszła, trzaskając drzwiami.
Groźba najwyraźniej nie dotyczyła wystawy portretów, bo ta odbyła się zgodnie z planem w siedzibie Koła Artystycznego Sant Lluc przy ulicy Boters i odniosła ogromny sukces. Obecność wielebnego Jacinta uwiarygodniła obietnicę don Manuela w kwestii nawrócenia młodego artysty. Wszyscy gratulowali Dalmauowi i zasypywali go pytaniami: członkowie stowarzyszenia, ich bliscy i liczna publiczność zaproszona na otwarcie wystawy. Prace zaprezentowali don Manuel i jego dwóch kolegów. Dalmau nie chciał przemawiać, СКАЧАТЬ