MALARZ DUSZ. Отсутствует
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу MALARZ DUSZ - Отсутствует страница 36

Название: MALARZ DUSZ

Автор: Отсутствует

Издательство: OSDW Azymut

Жанр: Юмористическая проза

Серия:

isbn: 978-83-8215-103-9

isbn:

СКАЧАТЬ odpowiedziała twierdząco na wszystkie pytania. – Przecież… Przecież… Powiedz, dziewczyno, jak daleko się posunęłaś ze swoim narzeczonym? Już… kopulowaliście?

      Córki Bertrana śledziły rozmowę z otwartymi ustami. Ich ojciec także się przysłuchiwał; stał w drzwiach, jednocześnie pilnując sali.

      – Przykro mi, przykro mi, przykro mi… – powtarzała Emma, szlochając.

      Jedna z dziewczyn pochyliła się, żeby ją objąć i pocieszyć, ale matka brutalnie ją odciągnęła i kazała jej się cofnąć.

      – To nam jest przykro, Emmo, ale będziesz musiała stąd odejść – oświadczyła.

      Bertrán aż podskoczył, ale spojrzenie, które rzuciła mu żona, wystarczyło, by powstrzymał się od komentarza. Ich córki popatrzyły na siebie zdziwione. Emma odsłoniła twarz i odwróciła się w stronę Ester.

      – Zwalnia mnie pani? – zapytała powoli, zdumiona.

      – Oczywiście – odparła surowo pani Bertrán. – Nie możemy sobie pozwolić na taki skandal. Oblicz jej dniówkę – zwróciła się do męża. – Wy zajmijcie się potrawką, a ty zabierz swoje rzeczy i przyjdź po wypłatę. Nic nie mów – mruknęła do niego, kiedy wychodzili z kuchni.

      Klienci zdążyli się uspokoić, w sali słychać było zwykły szmer i tylko od czasu do czasu rozlegały się pojedyncze okrzyki i wybuchy śmiechu.

      – Wiem, że to okrutne, ale nie chodzi tylko o ten rysunek czy o inne, jeżeli faktycznie jest ich więcej… – ciągnęła Ester. – Nie zauważyłeś, że Emma wysiudała twoje córki z kuchni? Wygodniej im z dala od garnków, na sali, gdzie mogą rozmawiać, żartować i flirtować z klientami. Kelnerkę zawsze znajdziemy, lepszą czy gorszą, za to trudno o dobrą kucharkę, dlatego musimy wykorzystać okazję. Powinniśmy nauczyć je wszystkiego, co sami umiemy. Kto mnie zastąpi, jeżeli coś mi się stanie? Kto przejmie interes, kiedy będziemy starzy?

      – Ale jej stryj… Mięso z rzeźni… – wydukał Bertrán.

      – Sebastián zrozumie. Myślisz, że chciałby, żeby ludzie przychodzili tu z rysunkami, wyzywali jego bratanicę od dziwek i klepali ją po tyłku? Zobaczymy, czy sam nie wyrzuci jej z domu.

      – Jest anarchistą jak jego brat, a wiesz, co ci ludzie myślą o rozpuście i wszystkich tych swobodach.

      – Tak, tak, kochany – odpowiedziała Ester protekcjonalnym tonem. – Dopóki nie doświadczą tego na własnej skórze. Nawet anarchista poczułby się poniżony.

      Bertrán tylko westchnął i skinął głową.

      UCIEKŁA TYLNYM WYJŚCIEM, PRZEZ furtkę w murku otaczającym podwórze. Bertrán nie odliczył jej od dniówki rozbitych naczyń. Ten chudy niespokojny człowieczek ani razu nie spojrzał jej w oczy. Życzył jej powodzenia przez zaciśnięte usta. Emma czuła się tak, jakby wyrwano z niej jakąś część jej samej, jej życia, jej dnia codziennego. Otaczał ją uliczny gwar i ludzie obojętni na jej nieszczęście. Odskoczyła przed wozem ciągnionym przez starego kulejącego muła i oddalała się od jadłodajni, idąc w tym samym tempie co inni przechodnie. Świat wydał jej się nagle wrogi. Nie chciała wracać do domu. Co będzie tam robić? Stryj Sebastián pewnie odsypiał nocną zmianę w rzeźni. Zadrżała, kiedy uświadomiła sobie, że będzie musiała wyjaśnić jemu i kuzynom, skąd wzięły się te rysunki. Powiedziała o nich tylko Rosie; intymna atmosfera dzielonego łóżka sprzyjała zwierzeniom. Poczuła na plecach zimny pot na myśl, że stryj i jego synowie mieliby oglądać ją nago. Dlaczego?! Dlaczego?! Dlaczego Dalmau sprzedał te szkice? Aż tak bardzo jej nienawidzi? Zatrzymała się na środku ulicy i mocno zacisnęła pięści, wbijając paznokcie w skórę. „Łajdak!”, wycedziła. Przechodnie musieli ją wymijać. Jeszcze nie tak dawno temu, może nawet na tej samej ulicy, Dalmau błagał ją o wybaczenie. Myślał, że tak łatwo jest wybaczyć policzek? Nie, nie usprawiedliwiał go nawet wypity tamtej nocy alkohol. Do tego jeszcze śmierć Montserrat. Emma nie mogła uwolnić się od poczucia winy; nocami prześladował ją obraz barykady i rozsadzanej przez kulę głowy przyjaciółki. A on nie chciał wziąć na siebie odpowiedzialności, nawet za to, że skłócił ją z siostrą, proponując, by zastąpiła ją na katechezie. „Zdrajczyni!”, wyzwała ją Montserrat tuż przed śmiercią. Dalmau powinien był przemyśleć swoje postępowanie i starać się bardziej, by mu wybaczyła. Tymczasem szybko się zniechęcił i zniknął po kilku nieudanych próbach. A teraz te rysunki… Nie pojmowała, jak trafiły do burdelu. Ludzie oglądali ją bez ubrania, prowokującą, wyuzdaną. Pamiętała każdą z tych sesji: miłość, namiętność, rozkosz… Szła zamyślona, łzy mąciły jej wzrok. Nagle zorientowała się, że stoi przed fabryką kafelków. Zadała sobie pytanie, czy świadomie podjęła taką decyzję, ale odpowiedź brzmiała „nie”.

      Jakiś bezzębny starzec powiedział, że Dalmaua nie ma. Zapytał, po co chce się z nim widzieć. Po co? – pomyślała. Żeby splunąć mu pod nogi. Żeby podrapać mu twarz i dać kopniaka w jaja. Albo i dwa kopniaki!

      – Nieważne – rzuciła. – To nic takiego.

      – Szykuje z mistrzem wystawę rysunków. Podobno są bardzo dobre i… – Emma odeszła już od ogrodzenia. – Mam mu powiedzieć, że przyszłaś? Jak się nazywasz?

      Przez chwilę się wahała, stojąc plecami do staruszka. Wreszcie odpowiedziała, nie odwracając głowy:

      – Proszę się nie kłopotać. Nie zna mnie. Wrócę kiedy indziej.

      Ruszyła w stronę Sant Antoni tą samą drogą, którą nieświadomie przyszła do fabryki: przez puste tereny, niewybrukowanymi drogami bez chodników, wzdłuż których ciągnęły się nędzne parterowe i jednopiętrowe domki, warsztaty i gospodarstwa dostarczające miastu krowie, kozie i ośle mleko.

      – Skurwiel – usłyszała własny szept, kiedy mijała mleczarnię. – Skurwiel – powtórzyła głośniej. – Skurwiel! – krzyknęła w niebo, stając na środku drogi. – Skurwiel!

      Jakaś mleczarka skarciła ją prychnięciem, kiedy krowa, którą doiła, poruszyła się niespokojnie, wystraszona wrzaskami. Dwie kobiety w czerni szeptały, wskazując Emmę palcem.

      Maravillas i Delfín wymienili porozumiewawcze spojrzenia, ukryci między chałupami, za rozwieszonym praniem i piętrzącymi się gratami. Łatwo było wynieść z pracowni rysunki dziewczyny, którą Maravillas rozpoznała w jadłodajni. Dalmau nie pilnował porządku, a kiedy siadał do rysowania, był tak skupiony, że mogłaby mu ukraść wszystko, łącznie z butami i koszulą. Widział tylko papier, węgiel i pastele.

      Sprzedanie szkiców w burdelu Juany okazało się jeszcze łatwiejsze. Stręczycielka nie była osobą specjalnie wrażliwą ani wykształconą, mimo to oglądała rysunki z szacunkiem, jakby odkryła w nich coś więcej poza lubieżnością, jaką wzbudzały zdjęcia roznegliżowanych kobiet, które stały się modne dzięki popularności aparatów fotograficznych. Szacunek ten nie skłonił jej jednak do zaproponowania wyższej ceny, jak zapewnił ich Benito, trinxeraire, któremu Maravillas powierzyła misję sprzedania szkiców. To on opowiedział im o dziwnym zachowaniu stręczycielki.

      – A dlaczego sami nie mielibyśmy ich sprzedać? – zaprotestował Delfín.

      – Nie СКАЧАТЬ