Kim. Редьярд Киплинг
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Kim - Редьярд Киплинг страница 6

Название: Kim

Автор: Редьярд Киплинг

Издательство: Public Domain

Жанр: Повести

Серия:

isbn:

isbn:

СКАЧАТЬ tak, i jeszcze nieco zupy jarzynowej.

      Z głębi kramika19, gdzie leżał jakiś człowiek, doszedł pomruk.

      – On odpędził byka – ozwała się baba półgłosem. – Dobrze przecie dać coś ubogiemu.

      Wzięła miskę i odniosła ją pełną gorącego ryżu.

      – Ależ mój yogi nie jest krową! – rzekł Kim poważnie, wygrzebując palcami dziurę w wierzchołku kopiastej strawy. – Przydałoby się trochę polewki i pieczonego ciasta, a kęs smażonych owoców też by go ucieszył, jak sądzę.

      – Ten dołek jest tak duży, jak twoja głowa! – sarknęła baba; mimo to napełniła wgłębienie smaczną, dymiącą zupą jarzynową, przywaliła to z wierzchu sucharem, na sucharku położyła wiórko20 świeżo wybitego masła, a z boku pacnęła grudkę kwaśnej marmelady21 tamaryndowej. Kim z lubością wpatrywał się w ten stos.

      – No, wystarczy! Ilekroć będę na targowicy22, byk nie zajrzy do tego domu. Bezczelny z niego żebrak!

      – A ty? – zaśmiała się przekupka. – Ale wyrażaj no się dobrze o bykach. Czyżeś mi sam nie opowiadał, że kiedyś tam ma przyjść do ciebie z pola Ryży Byk, by ci pomagać. A teraz zabieraj to żarcie i poproś tego świątka o błogosławieństwo dla mnie. Może on też zna jakieś leki na bolące oczyska mojej córki. Zapytaj go o to, Mały Przyjacielu całego świata!

      Lecz Kim wyfrunął jeszcze przed domówieniem tego zdania, wymykając się kundlom pariasów i zgłodniałym znajomkom.

      – Tak zbieramy jałmużnę my, którzy wiemy, jak się brać do rzeczy! – rzekł chełpliwie do lamy, który wybałuszył oczy, ujrzawszy zawartość miski. – A teraz frygaj… i ja też z tobą się pożywię. Ohe bhistie! – zawołał na nosiwodę polewającego kleszczowiny23 koło muzeum. – Daj no tu wody! Nam, ludziom, chce się pić!

      – Nam, ludziom! – rzekł bhistie, śmiejąc się. – Czy jedna łagiew skórzana wystarczy na dwu takich ludzi? Pijcież sobie w imię miłosierdzia.

      Wypuścił cienki strumień wody na ręce Kima, który pił na sposób gminu; lecz lama uznał za konieczne wydobyć kubek z niewyczerpanego zanadrza i pił z przejęciem.

      – To pardesi (cudzoziemiec) – wyjaśnił Kim, gdy starzec niezrozumiałą gwarą wypowiedział coś, co ponoć było błogosławieństwem.

      Zajadali pospołu z wielkim zadowoleniem, aż wyjedli do czysta całą miskę. Następnie lama zażył tęgi niuch z drewnianej tabakiery o baniastym, potwornym kształcie, przez chwilę przesuwał paciorki różańca i tak nieznacznie, w miarę jak wydłużał się cień Zam-Zammah, staruszek zapadł w snadny24 sen, właściwy jego wiekowi.

      Kim powlókł się do najbliższej sklepikarki, co sprzedawała tytoń; była to mahometanka, osóbka jeszcze młoda i dość żwawa. Poprosił ją o mocno woniejące cygaro z gatunku, jaki sprzedają słuchaczom uniwersytetu pendżabskiego, małpującym zwyczaje angielskie. Zapalił je, usiadł pod lufą działa i podparłszy brodę kolanami, zamyślił się. Wynikiem rozmyślań była nagła wyprawa chyłkiem w stronę tartaku Nila Rama.

      Lama nie obudził się, aż dopiero, gdy z nastaniem wieczoru zatętnił żywszy ruch w całym mieście, gdy rozbłysły latarnie i gdy biało ubrani urzędnicy oraz ich podwładni zaczęli wychodzić z biur rządowych. W oszołomieniu wytrzeszczał oczy na wszystkie strony, ale nikt nie zwracał nań uwagi, oprócz jakiegoś łobuziaka-Hindusa w brudnym zawoju i słomianego koloru szatkach. Nagle pochylił głowę na kolana i jęknął.

      – Co ci to? – ozwał się chłopak, stając przed nim. – Czy cię okradziono?

      – Mój nowy chela poszedł sobie precz ode mnie i nie wiem, gdzie się obraca.

      – A jak wyglądał ten twój żak?

      – Był to chłopiec zesłany mi z łaski niebios na miejsce tego, który umarł. Byłem przezeń wynagrodzon za zasługę, jaką pozyskałem, oddając tam oto pokłon Zakonowi – tu wskazał ręką w stronę muzeum. – Zjawił się, by pokazać mi drogę, którą straciłem był z oczu. Wprowadził mnie do Domu Cudów i swą gawędą ośmielił mnie do rozmowy ze Strażnikiem Wizerunków, tak iż stałem się rześki i silny na duchu. A gdy osłabłem z głodu, on żebrał o jadło dla mnie, jakby to czynił chela dla swego nauczyciela. Był mi nagle zesłany i nagle też odszedł ode mnie… a ja miałem zamiar uczyć go Zakonu, idąc z nim razem do Benares!…

      Kim stał, olśniony tymi słowy. Wszak podsłuchał był rozmowę w muzeum i wiedział, że starzec mówił prawdę; a jest to rzecz, którą krajowiec rzadko przypisze cudzoziemcowi.

      – Lecz teraz widzę, że on był mi zesłany tylko dla jakiegoś celu. Z tego wnoszę, że odnajdę pewną rzekę, której poszukuję.

      – Rzekę Strzały? – rzekł Kim z uśmiechem wyższości.

      – Czyżby to był jeszcze jeden zesłaniec niebios? – krzyknął lama. – Nikomu prócz Strażnikowi Wizerunków nie mówiłem o mych poszukiwaniach. Ktoś ty?

      – Twój chela – rzekł Kim prostodusznie, przysiadając na piętach. – W życiu nie widziałem nikogo, kto by był tobie podobny. Pójdę z tobą do Benares. Poza tym sądzę, że człek tak stary jak ty, mówiący szczerą prawdę ludziom przypadkowo napotkanym o zmroku, bardzo potrzebuje ucznia.

      – Ale ta rzeka… Rzeka Strzały?

      – Ee! Słyszałem o niej wtedy, gdy rozmawiałeś z Anglikiem. Leżałem pod drzwiami.

      Lama westchnął.

      – Myślałem, że zostałeś mi z niebios zesłany na przewodnika. Takie rzeczy czasem się zdarzają… ale jam tego niegodzien. Więc ty nie wiesz nic o tej rzece?

      – Nic mi do niej! – roześmiał się Kim jakoś przykro. – Ja chcę szukać… szukać byka… Ryżego Byka w zielonym polu, który ma mi pomagać.

      Ilekroć ktoś ze znajomych wystąpił z jakim zamiarem, Kim – iście po chłopięcemu – na poczekaniu snuł własne pomysły; i również, jak to chłopak, naprawdę ze dwadzieścia minut wszystkiego myślał o przepowiedni swego ojca.

      – W czym pomagać, dziecino? – zapytał lama.

      – Bogu to tylko wiadomo, ale tak mi mówił mój ojciec. Słyszałem w Domu Cudów twoje opowiadanie o tych najprzeróżniejszych dziwnych miejscowościach wśród gór; jeżeli więc ktoś tak stareńki i tak nawykły do mówienia prawdy może puszczać się w podróż dla rzeczy tak błahej, jak jakaś tam rzeka, to zdawało mi się, że i ja też powinienem ruszyć w drogę. Jeżeli naszym przeznaczeniem jest znaleźć te rzeczy, to je odnajdziemy – ty swoją rzekę, a ja swego Byka i te mocne Filary, i jeszcze kilka rzeczy, które już mi wyszły z pamięci.

      – Ja chciałbym się uwolnić nie od Filarów, lecz od Błędnego Koła – rzekł lama.

СКАЧАТЬ



<p>19</p>

kramika – dziś: kramiku. [przypis edytorski]

<p>20</p>

wiórko – dziś: wiórek. [przypis edytorski]

<p>21</p>

marmelada – dziś: marmolada. [przypis edytorski]

<p>22</p>

targowica – tu: targowisko. [przypis edytorski]

<p>23</p>

kleszczowina – roślina, z której wyrabiają znany olejek rycynowy. [przypis tłumacza]

<p>24</p>

snadny (daw.) – łatwy. [przypis edytorski]