Kim. Редьярд Киплинг
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Kim - Редьярд Киплинг страница 10

Название: Kim

Автор: Редьярд Киплинг

Издательство: Public Domain

Жанр: Повести

Серия:

isbn:

isbn:

СКАЧАТЬ nie potrzebował cheli tak jak ty – ciągnął dalej wesoło do zahukanego lamy. – Gdyby nie ja, kazaliby ci wysiadać w Biau Mir. Tędy droga! Chybaj!

      Oddał mu pieniądze, zatrzymując sobie jedynie po annie od każdej rupii należnej za bilet do Umballi jako porękawiczne34… odwieczne tu w Azji porękawiczne.

      Lama znarowił się znowu u otwartych drzwi napchanego wagonu trzeciej klasy.

      – Czy nie lepiej byłoby iść? – ozwał się bojaźliwie.

      Opasły rzemieślnik sikhijski wytknął z wagonu brodaty łeb.

      – Czy on się boi? Nie bójże się! Pamiętam czasy, gdy i ja się bałem pociągu. Wejdźże! Przecież to rząd zbudował!

      – Ja się nie boję – rzekł lama. – Czy macie tam miejsce dla dwóch?

      – Nawet mysz nie znajdzie tu miejsca – pisnęła żona zamożnego rolnika, hinduskiego Dżata z bogatego okręgu Dżullundur. – Nasze pociągi nocne nie są tak wygodnie urządzone jak dzienne, gdzie płeć męska i żeńska jadą w oddzielnych wagonach.

      – Ach, matko mego syna, możemy zrobić im miejsce – odezwał się jej małżonek w błękitnym zawoju. – Podnieś dziecko. Czy nie widzisz, że to człowiek święty.

      – A mój podołek zawalony jest po siedemkroć siedemdziesięcioma tobołkami! Czemuż nie poprosisz go, by mi siadł na kolanach, bezwstydniku? Ale wy, mężczyźni, zawszeście jednacy!

      Rozejrzała się wokoło, szukając poparcia. Lekkich obyczajów dziewczyna z Amritzar, siedząca przy oknie, prychnęła nosem pod ciężką namitką35.

      – Wchodźcie! wchodźcie! – krzyknął tłusty lichwiarz hinduski, biorąc pod pachę zmiętoszoną książkę rachunkową, owiniętą w płótno. – Dobrze to być uprzejmym dla ubogich – dodał z obleśnym uśmiechem.

      – Tak, na siedem procent miesięcznie wraz z zastawem nieurodzonego jeszcze cielęcia! – rzekł młody żołnierz dograński, jadący na urlop na południe. Wszyscy się roześmiali.

      – Czy pociąg jedzie do Benares? – zapytał lama.

      – Juści! Po cóż byśmy tu przyszli? Wchodź albo nas zostawią! – krzyczał Kim.

      – Widzieliście! – zapiszczała dziewka z Amritzar. – On nigdy nie wsiadał do pociągu. Patrzajcie, ludzie!

      – No, pomóżcie mu! – rzekł kmieć, wysuwając potężną ogorzałą łapę i wciągając nieboraka. – Już po całej paradzie, ojcze!

      – Ale… ale… siądę na ziemi. Byłoby to wbrew regule, gdybym usiadł na ławce – rzekł lama. – Zresztą nogi mi cierpną.

      – Powiadam – zaczął lichwiarz, krzywiąc usta – że nie ma takich prawideł przyzwoitego życia, do których naruszenia nie zmuszałyby nas te koleje! Na ten przykład, siedzimy tu jeden obok drugiego, choć należymy do wszelkich kast i narodów.

      – Tak, i nawet obok największych bezwstydników – odezwała się baba, patrząc złośliwie na dziewkę z Amritzaru, strzelającą oczyma w stronę młodego sipaja.

      – Mówiłem ci przecież, że mogliśmy jechać wasągiem36 po gościńcu – rzekł małżonek – przez co zaoszczędzilibyśmy nieco grosza.

      – Tak… i dwa razy więcej, niżby się zaoszczędziło, wydalibyśmy na jadło przez drogę. Mówiło się o tym dziesięć tysięcy razy!

      – Tak, i dziesięcioma tysiącami języków! – mruknął chłop.

      – Niechże Bóg ma w swej opiece nas, biedne kobiety, jeżeliby nie było nam wolno się wygadać. Oho! Ten to jest z tego rodzaju ludzi, co to ani spojrzy na kobietę, ani do niej nie zagada! – (Albowiem lama, skrępowany prawidłami zakonu, nie zwracał na nią najmniejszej uwagi.) – A czy jego żak jest taki sam?

      – Nie, matko – wypalił Kim bez namysłu. – Wcale nie jestem taki, gdy kobieta jest ładna, a przede wszystkim litościwa dla głodnego.

      – Odpowiedź godna żebraka – rzekł sikh, śmiejąc się. – Samaś wywołała wilka z lasu, siostro!

      Kim nadstawił ręce błagalnie.

      – A dokąd ty się trajdasz? – zapytała kobieta, podając mu połowę placka, który wydobyła z zatłuszczonego zawiniątka.

      – Aż do Benares.

      – Pewnoście kuglarze? – domyślał się młody wojak. – Nie pokazalibyście jakich sztuczek dla zabicia czasu? Czemu ten żółty człowiek ani ust nie otworzy?

      – Dlatego – rzekł Kim wyniośle – że jest to człek święty i myśli o rzeczach, które są ci niedostępne.

      – Niech sobie myśli zdrów! My, sikhowie loodhiańscy – wypowiedział to głosem dobitnym – nie zaprzątamy sobie głowy mądrościami. My walczymy!

      – Bratanek mojej siostry jest naikiem (kapralem) w tym pułku – rzekł spokojnie rzemieślnik sikhijski. – Jest tam też kilka kompanii dograńskich.

      Żołnierz przeszył go wzrokiem, gdyż Dogra jest z innej kasty niż sikh; bankier zachichotał.

      – Dla mnie oni wszyscy jednacy – ozwała się dziewka z Amritzaru.

      – O, temu wierzymy! – parsknęła złośliwie wieśniaczka.

      – Nie… ale ci, którzy z bronią w ręku służą rządowi, stanowią, bądź co bądź, jedno bractwo. Jest jedno braterstwo broni, ale poza tym… – rozejrzała się trwożnie dokoła – związek Pulion… pułk… hę?

      – Brat mój służy w pułku Jatów – rzekł wieśniak. – Dograsy to dobrzy ludzie.

      – Tego przynajmniej zdania są twoi sikhowie – rzekł żołnierz, spojrzawszy z ukosa na spokojnego starca w kącie. – Twoi sikhowie tak myśleli, gdy dwie nasze kompanie nie dalej jak trzy miesiące temu przybyły im z pomocą pod Pirzai Kotal przeciwko ośmiu chorągwiom afrydyjskim, stojącym na szczytach gór.

      Jął opowiadać dzieje bojów pogranicznych, w których dograńskie kompanie sikhów loodhiańskich dzielnie się spisały. Dziewka z Amritzaru uśmiechnęła się, gdyż wiedziała, że opowieść miała na celu zdobycie uznania z jej strony.

      – Niestety! – ozwała się na koniec kmiotka. – Więc ich wioski zgorzały, a małe dzieci zostały bez dachu?

      – Oni oszelmowali37 naszych poległych. Przypłacili to porządnie, bo my, sikhowie, daliśmy im tęgą nauczkę. Tak to było! Czy to już Amritzar?

      – Tak, i tu przecinają bilety – rzekł bankier, obmacując kaletkę u pasa.

      Światło lamp już pobladło СКАЧАТЬ



<p>34</p>

porękawiczne – opłata dla pośrednika, przez którego ręce (stąd nazwa) przechodzi transakcja między dwiema innymi osobami. [przypis edytorski]

<p>35</p>

namitka – kobiece nakrycie głowy, chusta okrywająca całą głowę wraz z czołem i ramionami. [przypis edytorski]

<p>36</p>

wasąg – prosty, czterokołowy powóz odkryty używany przez chłopów, bez resorów lub na półresorach poprzecznych, z nadwoziem drabinkowym opartym bezpośrednio na osiach. [przypis edytorski]

<p>37</p>

oszelmować – okaleczyć; tu: okraść. [przypis edytorski]