Budynek Q. David Baldacci
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Budynek Q - David Baldacci страница 17

Название: Budynek Q

Автор: David Baldacci

Издательство: PDW

Жанр: Ужасы и Мистика

Серия: Ślady Zbrodni

isbn: 9788327160423

isbn:

СКАЧАТЬ Twoim życiem jest armia.

      – Mimo wszystko zamierzam porozmawiać z panią Demirjian.

      – A ona ci powie, że jej zdaniem tato zamordował mamę. Po co zawracasz sobie głowę?

      – Chcę usłyszeć to z jej ust, Bobby. List podobno przedstawia wersję łagodniejszą, tak przynajmniej powiedział mi Stan.

      – Będziesz przesłuchiwał śmiertelnie chorą kobietę w sprawie wydarzeń sprzed trzydziestu lat?

      – Nie przesłuchiwał, tylko słuchał. Przecież to ona wyciągnęła tę historię na światło dzienne.

      – Co dalej?

      – Nie wiem. Jeszcze nie opracowałem planu.

      – Armia może ci szybciej zaplanować życie. Na przykład postawić cię przed sądem wojskowym.

      – Nie sprzeciwiłem się rozkazom, bo żadnych nie otrzymałem. Jestem na urlopie, mogę robić, co mi się podoba.

      – Póki służysz w wojsku, nie wolno ci robić, co ci się podoba. I dobrze o tym wiesz!

      – Dzięki za kazanie – warknął Puller.

      – John, mówię ci tylko, żebyś postępował bardzo ostrożnie…

      – Przejdźmy do rzeczy – przerwał bratu. – Wierzysz, że tato to zrobił?

      – Jak mam odpowiedzieć na takie pytanie, do ciężkiej cholery? Nie mam pojęcia!

      – Myślę, że go podejrzewasz.

      – A co ty sądzisz?

      – Że rodzice się kochali i tato nigdy nie podniósłby na mamę ręki.

      Robert nie odpowiedział od razu. Cisza ciągnęła się długo i Puller zaczął się obawiać, że brat się rozłączył.

      – Bobby? Słyszałeś, co mó…

      – Słyszałem, John.

      – No i?

      – Czas selekcjonuje wspomnienia. Jedne zachowujemy, inne wyrzucamy z pamięci. Tak to działa u większości ludzi. A ja jestem skonstruowany w taki sposób, że pamiętam praktycznie wszystko tak, jak było naprawdę. To, co dobre, i to, co złe.

      – Do czego pijesz? – zapytał ostro Puller.

      – Sądziłem, że to dość oczywiste. Muszę kończyć, John. Czeka na mnie generał. Postaraj się nie zaprzepaścić własnej kariery, dobra?

      Połączenie zostało przerwane.

      Puller wpatrywał się w telefon.

      Selekcja wspomnień? O co mu, do diabła, chodziło?

      Stan Demirjian zadzwonił po godzinie. Trzy godziny później Puller wędrował korytarzem hospicjum, do którego Lynda przyjechała umrzeć. Towarzyszyła mu pielęgniarka.

      Stan postanowił nie uczestniczyć w tym spotkaniu. Puller nie miał mu tego za złe. Stary sierżant pewnie wolałby jeszcze raz zdobywać Hamburger Hill niż słuchać, jak jego żona oznajmia Pullerowi, że jego ojciec jest mordercą.

      Pielęgniarka otworzyła drzwi, wprowadziła Pullera do pokoju i się wycofała. Spojrzał na łóżko. Stał przy nim stojak do kroplówek i urządzenie monitorujące funkcje życiowe, połączone rurkami i kablami z leżącą w pościeli skurczoną postacią. Trzy dziesięciolecia oraz ostatnie stadium raka odcisnęły na kobiecie swe piętno.

      Puller rozejrzał się po małym pomieszczeniu. Było niemal kopią tego, w którym obecnie przebywał jego ojciec. Zastanawiał się, co jest gorsze: świadomość, że się umiera, czy całkowity jej brak.

      Przysunął sobie krzesło i usiadł przy łóżku.

      – Pani Demirjian?

      Kobieta lekko się poruszyła, przekręciła głowę w jego stronę i otworzyła oczy.

      – Kim pan jest? – zapytała ochrypłym głosem.

      – John Puller. Junior.

      Jej oczy na chwilę otworzyły się szerzej, po czym zamieniły się na powrót w wąskie szczeliny, tak jakby górne światło boleśnie je raziło.

      – Kiedy widziałam pana ostatni raz, był pan jeszcze małym chłopcem.

      – Tak, proszę pani.

      Puller zerknął na woreczki wiszące na stojaku. Zaczął się przyglądać, jak zawarte w nich płyny powolutku spływają rurkami podłączonymi do ręki pani Demirjian. Stamtąd trafiały do jej krwiobiegu. Jedna z nich zapewne dawkowała morfinę.

      – Przyszedł pan… z powodu… mojego listu.

      – Tak, proszę pani.

      – Uwielbiałam Jackie. Nikogo w życiu nie szanowałam tak jak jej.

      Matkę nazywano Jackie, podobnie jak większość kobiet noszących imię Jacqueline. Zresztą z wyglądu przypominała Jackie Kennedy.

      – Wiem, że i ona bardzo panią lubiła.

      – Na pewno… nie jest pan zadowolony z listu.

      Słowa powoli dobywały się z ust kobiety. Puller przypuszczał, że będzie tak przez całą rozmowę. Leki robią swoje.

      – Po prostu chciałbym lepiej zrozumieć.

      – Przeczytał pan?

      – Tak.

      – Co chciałby pan wiedzieć?

      – Napisała pani w liście, że moi rodzice często się kłócili.

      – Tak było.

      – A ja zupełnie tego nie pamiętam.

      – A przypomina pan sobie, jak matka przyprowadzała was z bratem do naszego domu?

      – Tak.

      – Robiła to po to, żebyście… nie widzieli, jak się kłócą.

      – Skąd pani wie?

      – Mówiła mi.

      – Jak mogła z góry wiedzieć, że dojdzie do scysji?

      – Bo kiedy pański ojciec wracał do domu z misji wojskowej, zawsze się kłócili.

      Puller pochylił się do przodu.

      – O co?

      – Głównie o to, że ojciec chciał kontrolować każdą cząstkę jej życia.

      Im dłużej mówiła, tym bardziej jej głos przybierał na sile. Nawet podciągnęła się СКАЧАТЬ