Название: Budynek Q
Автор: David Baldacci
Издательство: PDW
Жанр: Ужасы и Мистика
Серия: Ślady Zbrodni
isbn: 9788327160423
isbn:
– Nie szkodzi. Pański ojciec był trudnym człowiekiem, John. Przyzwyczajonym do rozkazywania ludziom w najcięższych sytuacjach, podczas walki. Przywykł do tego, że cokolwiek powiedział, było wykonywane. W małżeństwie to nie działa. Z pana matką nie dało się tak postępować. Pod pewnymi względami była silniejsza niż jej mąż.
– Ale skąd twierdzenie, że ją zabił?
– Bo Jackie się go bała. Bała się, że zrobi jej krzywdę. – Przerwała dla zaczerpnięcia powietrza. – I zastanawiała się, czy od niego nie odejść.
Puller znieruchomiał.
– Zamierzała zostawić ojca?
– Chciała, by przyznano jej opiekę nad panem i pańskim bratem.
– Tak mówiła?
– Mówiła mi o wielu rzeczach, John.
Puller poprawił się na krześle.
– Tamtego wieczoru matka wyszła z domu. Odwiedziła panią?
– Nie.
– A wie pani, dokąd się wybierała albo z kim zamierzała się spotkać?
– Miała kilka innych przyjaciółek wśród oficerskich żon. Mogła pójść do którejś z nich.
– Czy im także się zwierzała?
– Niewykluczone. Pańska matka należała do osób dyskretnych, ale była coraz bardziej zdesperowana.
– Czy rozmawiali wtedy z panią ludzie z CID?
– Przyszli do nas, zadawali pytania, jak pan teraz. Ale było widać, że pański ojciec nie znajduje się w kręgu podejrzanych. Mówili, że jest za granicą.
Puller nie wspomniał, że Hull znalazł dowody temu przeczące.
– Proszę kontynuować.
– Powiedziałam im, że małżeństwo Pullerów wyglądało jak wiele innych. Kłócili się, potem godzili.
– Wspomniała im pani o złym traktowaniu? O tym, że matka chciała od niego odejść i zabrać ze sobą mojego brata i mnie? Byłby to bardzo poważny motyw morderstwa.
– Nie, o tym im nie mówiłam.
– Dlaczego?
– Ponieważ mój mąż podlegał pańskiemu ojcu i nie chciałby słyszeć o niczym, co by w niego godziło – odparła bez ogródek.
– Więc zataiła pani przed CID informacje ze względu na męża?
Kolejne słowa wyrzucała z siebie w pośpiechu, tak jakby lekarstwa zamiast spowalniać, tym razem je napędzały.
– Czasy były inne. Ja byłam inna. Miałam na wychowaniu siedmioro dzieci. Nie mogłam zrobić nic, co zagrażałoby karierze Stana. Był żywicielem rodziny. A więc nie, nie powiedziałam im ani co myślę, ani co wiem.
– Dlaczego odgrzebała pani tę sprawę akurat teraz?
Przesunęła dłonią po czole. Puller zauważył, że drży jej ręka.
– Jestem gorliwą katoliczką. Wszystkie swoje dzieci wychowałam w wierze. Jak sięgam pamięcią, co tydzień uczęszczałam na msze święte. – Na chwilę umilkła, zaczerpnęła powietrza. – Nie mogę odejść z tego świata bez zrobienia czegoś, co naprawi wielkie zło. Chciałam pomścić przyjaciółkę.
– Mąż nie podziela pani zdania.
– Stan nic o tym nie wiedział. Jackie nigdy by mu się nie zwierzyła. A poza tym, jak już wspomniałam, nie pozwoliłby powiedzieć złego słowa na pańskiego ojca.
Puller wiedział, że to wielce prawdopodobne.
– Ale skąd pewność, że ojciec skrzywdził matkę? Musi ją pani mieć, skoro po tylu latach napisała pani ten list.
Znów podciągnęła się na poduszce i utkwiła w nim wzrok.
– Powiedziałam, że CID nie interesował się pańskim ojcem, ponieważ był wtedy za granicą.
– Zgadza się.
– No więc to nieprawda. Nie przebywał poza krajem. Tamtego dnia był w Hampton.
Puller poczuł ucisk w piersi.
– Skąd pani wie?
– Bo go widziałam!
– Gdzie? Jak to?
– Załatwiałam sprawunki. Widziałam pana ojca na ulicy. Prowadził samochód. Nie ten, którego używała wasza rodzina. Inny, też służbowy.
– Jest pani pewna, że to był on?
– Miałam go niemal na wyciągnięcie ręki. On mnie nie widział. Wyglądał na zdenerwowanego.
– Która była godzina?
– Około wpół do trzeciej.
Puller westchnął.
– Dlaczego nie powiedziała pani o tym agentom CID?
Opadła na poduszkę i pokręciła głową.
– Powiedziałam Stanowi. Stwierdził, że musiałam się pomylić. Pokazał mi harmonogram zajęć pańskiego ojca. Wynikało z niego, że jest w Niemczech i wraca dopiero następnego dnia. Stan przekonywał mnie, że jestem w błędzie. – Ze znużeniem pokręciła głową. – Ale ja wiedziałam swoje. To był pański ojciec. – Umilkła i głośno westchnęła. – I dlatego napisałam ten list.
Puller chciał kontynuować rozmowę, ale widział, że kobieta się męczy. Zresztą cóż jeszcze mogłaby mu powiedzieć? Ojciec rzeczywiście był wtedy w mieście. Puller wstał.
– Dziękuję, że zechciała pani się ze mną spotkać. Jestem pani wdzięczny.
Lynda Demirjian wyciągnęła do niego rękę, którą Puller delikatnie uścisnął.
– Przykro mi, że tak się stało, John. Po prostu uważam, że powinnam tak postąpić.
– Rozumiem. Czegoś pani potrzebuje?
Zaprzeczyła ruchem głowy.
– Kiedy człowiek dojdzie do tego momentu w życiu, niewiele mu już potrzeba. Ale krzepi mnie wiara. Jestem we właściwym miejscu.
Puller cicho opuścił pokój i powoli szedł korytarzem hospicjum. Gdy znalazł się na zalanej słońcem ulicy, nastrój wcale mu się nie poprawił. СКАЧАТЬ