Budynek Q. David Baldacci
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Budynek Q - David Baldacci страница 18

Название: Budynek Q

Автор: David Baldacci

Издательство: PDW

Жанр: Ужасы и Мистика

Серия: Ślady Zbrodni

isbn: 9788327160423

isbn:

СКАЧАТЬ nie znęcał się nad moją matką. – Puller podniósł głos, lecz natychmiast dopadły go wyrzuty sumienia. Przecież jego rozmówczyni była na łożu śmierci. – Przepraszam.

      – Nie szkodzi. Pański ojciec był trudnym człowiekiem, John. Przyzwyczajonym do rozkazywania ludziom w najcięższych sytuacjach, podczas walki. Przywykł do tego, że cokolwiek powiedział, było wykonywane. W małżeństwie to nie działa. Z pana matką nie dało się tak postępować. Pod pewnymi względami była silniejsza niż jej mąż.

      – Ale skąd twierdzenie, że ją zabił?

      – Bo Jackie się go bała. Bała się, że zrobi jej krzywdę. – Przerwała dla zaczerpnięcia powietrza. – I zastanawiała się, czy od niego nie odejść.

      Puller znieruchomiał.

      – Zamierzała zostawić ojca?

      – Chciała, by przyznano jej opiekę nad panem i pańskim bratem.

      – Tak mówiła?

      – Mówiła mi o wielu rzeczach, John.

      Puller poprawił się na krześle.

      – Tamtego wieczoru matka wyszła z domu. Odwiedziła panią?

      – Nie.

      – A wie pani, dokąd się wybierała albo z kim zamierzała się spotkać?

      – Miała kilka innych przyjaciółek wśród oficerskich żon. Mogła pójść do którejś z nich.

      – Czy im także się zwierzała?

      – Niewykluczone. Pańska matka należała do osób dyskretnych, ale była coraz bardziej zdesperowana.

      – Czy rozmawiali wtedy z panią ludzie z CID?

      – Przyszli do nas, zadawali pytania, jak pan teraz. Ale było widać, że pański ojciec nie znajduje się w kręgu podejrzanych. Mówili, że jest za granicą.

      Puller nie wspomniał, że Hull znalazł dowody temu przeczące.

      – Proszę kontynuować.

      – Powiedziałam im, że małżeństwo Pullerów wyglądało jak wiele innych. Kłócili się, potem godzili.

      – Wspomniała im pani o złym traktowaniu? O tym, że matka chciała od niego odejść i zabrać ze sobą mojego brata i mnie? Byłby to bardzo poważny motyw morderstwa.

      – Nie, o tym im nie mówiłam.

      – Dlaczego?

      – Ponieważ mój mąż podlegał pańskiemu ojcu i nie chciałby słyszeć o niczym, co by w niego godziło – odparła bez ogródek.

      – Więc zataiła pani przed CID informacje ze względu na męża?

      Kolejne słowa wyrzucała z siebie w pośpiechu, tak jakby lekarstwa zamiast spowalniać, tym razem je napędzały.

      – Czasy były inne. Ja byłam inna. Miałam na wychowaniu siedmioro dzieci. Nie mogłam zrobić nic, co zagrażałoby karierze Stana. Był żywicielem rodziny. A więc nie, nie powiedziałam im ani co myślę, ani co wiem.

      – Dlaczego odgrzebała pani tę sprawę akurat teraz?

      Przesunęła dłonią po czole. Puller zauważył, że drży jej ręka.

      – Jestem gorliwą katoliczką. Wszystkie swoje dzieci wychowałam w wierze. Jak sięgam pamięcią, co tydzień uczęszczałam na msze święte. – Na chwilę umilkła, zaczerpnęła powietrza. – Nie mogę odejść z tego świata bez zrobienia czegoś, co naprawi wielkie zło. Chciałam pomścić przyjaciółkę.

      – Mąż nie podziela pani zdania.

      – Stan nic o tym nie wiedział. Jackie nigdy by mu się nie zwierzyła. A poza tym, jak już wspomniałam, nie pozwoliłby powiedzieć złego słowa na pańskiego ojca.

      Puller wiedział, że to wielce prawdopodobne.

      – Ale skąd pewność, że ojciec skrzywdził matkę? Musi ją pani mieć, skoro po tylu latach napisała pani ten list.

      Znów podciągnęła się na poduszce i utkwiła w nim wzrok.

      – Powiedziałam, że CID nie interesował się pańskim ojcem, ponieważ był wtedy za granicą.

      – Zgadza się.

      – No więc to nieprawda. Nie przebywał poza krajem. Tamtego dnia był w Hampton.

      Puller poczuł ucisk w piersi.

      – Skąd pani wie?

      – Bo go widziałam!

      – Gdzie? Jak to?

      – Załatwiałam sprawunki. Widziałam pana ojca na ulicy. Prowadził samochód. Nie ten, którego używała wasza rodzina. Inny, też służbowy.

      – Jest pani pewna, że to był on?

      – Miałam go niemal na wyciągnięcie ręki. On mnie nie widział. Wyglądał na zdenerwowanego.

      – Która była godzina?

      – Około wpół do trzeciej.

      Puller westchnął.

      – Dlaczego nie powiedziała pani o tym agentom CID?

      Opadła na poduszkę i pokręciła głową.

      – Powiedziałam Stanowi. Stwierdził, że musiałam się pomylić. Pokazał mi harmonogram zajęć pańskiego ojca. Wynikało z niego, że jest w Niemczech i wraca dopiero następnego dnia. Stan przekonywał mnie, że jestem w błędzie. – Ze znużeniem pokręciła głową. – Ale ja wiedziałam swoje. To był pański ojciec. – Umilkła i głośno westchnęła. – I dlatego napisałam ten list.

      Puller chciał kontynuować rozmowę, ale widział, że kobieta się męczy. Zresztą cóż jeszcze mogłaby mu powiedzieć? Ojciec rzeczywiście był wtedy w mieście. Puller wstał.

      – Dziękuję, że zechciała pani się ze mną spotkać. Jestem pani wdzięczny.

      Lynda Demirjian wyciągnęła do niego rękę, którą Puller delikatnie uścisnął.

      – Przykro mi, że tak się stało, John. Po prostu uważam, że powinnam tak postąpić.

      – Rozumiem. Czegoś pani potrzebuje?

      Zaprzeczyła ruchem głowy.

      – Kiedy człowiek dojdzie do tego momentu w życiu, niewiele mu już potrzeba. Ale krzepi mnie wiara. Jestem we właściwym miejscu.

      Puller cicho opuścił pokój i powoli szedł korytarzem hospicjum. Gdy znalazł się na zalanej słońcem ulicy, nastrój wcale mu się nie poprawił. СКАЧАТЬ