Budynek Q. David Baldacci
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Budynek Q - David Baldacci страница 21

Название: Budynek Q

Автор: David Baldacci

Издательство: PDW

Жанр: Ужасы и Мистика

Серия: Ślady Zbrodni

isbn: 9788327160423

isbn:

СКАЧАТЬ Rozmawiał z moim tatą, a potem przyszli żandarmi i zadawali mu pytania. Mnie przy tym nie było. – Przerwała. – Naprawdę niczego nie pamiętasz?

      – Dopiero ty mi przypominasz.

      – Może to mechanizm obronny, John. Mózg nas oszukuje. Żeby nas chronić.

      – Jak myślisz, co się stało z moją matką?

      – Wiele na ten temat spekulowano.

      – Na przykład?

      Puller słyszał, jak Carol nerwowo chrząka.

      – Słyszałem plotki, Carol – powiedział. – Że rodzice się nie dogadywali.

      – Chcę cię zapewnić, że ja nigdy tego nie zauważyłam, ale… nie przychodziłam do was, kiedy oboje byli w domu. – Na chwilę umilkła. – Muszę jednak przyznać, że byli tacy, którzy uważali, że pewnie od niego odeszła… Chociaż ja wiem, że nigdy nie porzuciłaby synów. Nie dziwię się, że o tym nie wiedziałeś. Dorośli nie rozmawiają z dziećmi o takich sprawach.

      – Było między nimi aż tak źle?

      – Nie wiem, John. Jestem mężatką od dwudziestu dwóch lat, urodziłam troje dzieci. Mamy z mężem lepsze i gorsze momenty, kilka razy zwracaliśmy się nawet po pomoc do psychologa. I muszę przyznać, że czasem mam ochotę rzucić to wszystko w diabły. Ale nigdy tego nie zrobię, bo dzieci są dla mnie całym światem. – Przerwała i dodała: – Wiem, że wasza matka kochała ciebie i twojego brata ponad wszystko.

      – Tak ci powiedziała?

      – Nie musiała. Okazywała to całą sobą. Sama jestem matką, potrafię to dostrzec. Jackie was obu ubóstwiała.

      Przez chwilę Puller nie mógł wykrztusić słowa.

      – Dziękuję, że mi to mówisz – powiedział w końcu.

      – I zapewniam, że powód, dla którego nie wróciła wtedy do domu, nie miał nic wspólnego z tobą ani z twoim bratem.

      – A z ojcem?

      Tym razem Carol uwiązł głos w gardle.

      – Nie rozumiem, co sugerujesz – powiedziała wreszcie.

      – Pojawiły się sugestie, że to ojciec był tego przyczyną.

      – Nawet nie było go w mieście. Tak przynajmniej słyszałam.

      – A jeśli był? Krążyły takie plotki?

      – W naszym domu nie. No ale mój tato uważał twojego ojca za boga.

      – Mój ojciec działał tak na ludzi, którymi dowodził. – Przerwał, układając w myślach następne pytanie. – Carol, jak moja mama była ubrana?

      – Jak była ubrana?

      – Tak. W strój codzienny czy…

      – O nie, nie tak jak na co dzień. Ładna sukienka, buty na obcasach, pończochy, jakaś biżuteria, ułożona fryzura, makijaż. Wyglądała przepięknie. Pamiętam, jak sobie po jej wyjściu pomyślałam, że jest bardzo atrakcyjną kobietą. Dziwne, zapamiętałam to tak wyraźnie… Ale nastolatki bardzo interesują się ubraniami, dodatkami i tak dalej. I patrząc na moje dwie córki, powiem ci, że to się wcale nie zmieniło.

      – Dokąd mogła iść taka wystrojona?

      Carol nie odpowiedziała od razu.

      – Może na jakieś przyjęcie. Albo na umówioną kolację.

      – Ale coś takiego wyszłoby w śledztwie.

      – Masz rację. W tamtych czasach nie było wielu miejsc, żeby potańczyć, wypić drinka – rzekła powoli. – Nie sugeruję, że ona tam chodziła – dodała pospiesznie. – Mam na myśli lokale, w których bawiły się osoby stanu wolnego.

      – Jasne.

      Ciekawe, czy chciała wywrzeć na kimś wrażenie… Może na innym mężczyźnie? A jeśli ojciec się dowiedział? I ją śledził?

      – Znałaś jakieś jej przyjaciółki? Kobiety, którym mogłaby się zwierzać?

      – Musiałabym się zastanowić. Oczywiście przyjaźniła się z moją mamą.

      – Twój tato powiedział mi, że zmarła kilka lat temu. Współczuję.

      – Dziękuję. Taka jest cena miłości do drugiego człowieka. Kiedy odchodzi, rozsypujemy się na kawałki.

      Coś o tym wiem, pomyślał Puller.

      – Zadzwonię do ciebie, jeśli zdołam wygrzebać z pamięci jakieś imiona. Moja rodzina utrzymywała kontakty z kilkoma osobami z Fort Monroe.

      – Byłbym wdzięczny.

      Puller podyktował jej swój numer.

      – John?

      – Tak?

      – Mam nadzieję, że znajdziesz to, czego szukasz.

      – Ja również.

      12

      Paul Rogers obszedł Fort Monroe dookoła. Zrobił to po raz kolejny i podczas tego ostatniego obchodu dostrzegł rzeczy, które umknęły jego uwadze przy pierwszym. Miejsce wyglądało poniekąd jak hollywoodzka scenografia małego miasteczka. Brakowało jedynie ekipy filmowej i aktorów.

      Trzydzieści lat temu tutaj był jego rewir. Miał dwadzieścia kilka lat, był sam, zagubiony, onieśmielony.

      Nadal był sam. Ale już nie zagubiony ani onieśmielony.

      Omiótł wzrokiem otaczający bazę wał. Często biegał tym pasmem trawy i wiedział, że ma długość niemal dwóch kilometrów. Fort budowany na przestrzeni szesnastu lat, zwany także Gibraltarem Chesapeake, otaczały mury, które ciągnęły się przez ponad półtora kilometra i zamykały teren o powierzchni dwudziestu pięciu hektarów. Nadal widać było stare zardzewiałe lawety. To baterie Endicott, które zastąpiły w forcie armaty. Gwintowane lufy wyparły forteczne działa, które uznano za przestarzałe. Statki mogły strzelać na duże odległości, a armaty im nie dorównywały. Baterie Endicott miały rozwiązać ten problem. Później, wraz z wynalezieniem samolotu, nawet one stały się anachroniczne. Strategiczne i operacyjne zalety fortu w zasadzie się wyczerpały. Skupiono się na „szkoleniu i doktrynie” oraz funkcjach administracyjnych i fort rzeczywiście stał się wojskowym centrum tych dwóch ściśle ze sobą powiązanych dyscyplin.

      Spoglądając na fosę, Rogers widział, jak osadzający się przez prawie dwieście lat muł spłycił i tak dość niską wodę do tego stopnia, że w czasie odpływu wynurzała się piaszczysta łacha.

      Patrzył w stronę wąskiego kanału, gdzie USS Monitor i CSS Virginia stoczyły pierwszy morski pojedynek pancerników. Kanał był płytki, jego głębsza część znajdowała się СКАЧАТЬ