Название: Budynek Q
Автор: David Baldacci
Издательство: PDW
Жанр: Ужасы и Мистика
Серия: Ślady Zbrodni
isbn: 9788327160423
isbn:
Poszedł do samochodu, oparł się o przedni zderzak. Spuścił głowę i zamknął oczy.
Gdzieś w najbardziej mglistych wspomnieniach były pogrzebane rzeczy, które najwyraźniej wypierał.
Jak miałby zatem odkryć prawdę, skoro sam nie potrafi jej do siebie dopuścić?
10
Paul Rogers otworzył oczy i spojrzał prosto na sufit swojego samochodu. W nocy przekroczył granicę Wirginii. Obudził się wraz z nastaniem dnia.
I zdał sobie sprawę, że popełnił duży błąd. Prócz pozostawienia chłopca przy życiu.
Za mocno dźgnąłem tego sukinsyna. Zabiłem go ze zbyt dużą siłą.
Jego dłoń odruchowo ześliznęła się na przytroczony do pasa nóż.
Na jaką wbił się głębokość? Donohue był dużym, krępym facetem.
A ostrze przeszyło go na wylot i utkwiło w ściance przyczepy.
Rogers jęknął, potarł oczy, przegramolił się na przednie siedzenie, zapalił silnik i ruszył.
Nie musiał tego tak robić. Wystarczyło uderzyć z siłą o połowę mniejszą, a cios i tak byłby śmiertelny. Ponieważ jednak nie dało się cofnąć czasu, postanowił o tym zapomnieć.
Przydałaby mu się nowa bryczka. Jeśli ktoś widział, jak jego samochód wyjeżdża z polnej drogi, przy której porzucił ciało i chłopca, może wpaść w tarapaty.
Zatrzymał auto na tyłach małego centrum handlowego, jeszcze o tej porze zamkniętego. Wziął torbę, schował do niej słynny M11. Pudełko po broni wrzucił do kontenera na śmieci, odkręcił tablice rejestracyjne samochodu, wsadził je do torby obok pistoletu i odszedł.
Przespał się pod mostem, obudził się następnego dnia rano i pieszo ruszył w drogę. Po mniej więcej godzinie marszu dotarł do miasteczka w górzystej południowo-zachodniej Wirginii. Znalazł miejscową bibliotekę, usiadł przy stanowisku komputerowym, wszedł do sieci i wpisał nazwę.
Ballard Enterprises.
Wyskoczyło mu kilka wyników, niektóre związane z tym, czego szukał, inne nie.
Interesująca go firma zmieniła nazwę wiele lat temu. Teraz nazywała się CB Excelon Corp. Ballard Enterprises założył Chris Ballard, który również kierował firmą. Wyszukawszy to nazwisko w sieci, Rogers dowiedział się, że mężczyzna jest honorowym prezesem Excelonu, ale pieczę nad codziennym funkcjonowaniem korporacji przekazał innym. Obecnie głównym obszarem działalności Excelonu było cyberbezpieczeństwo.
Trzydzieści lat temu skupiali się na czymś zupełnie innym.
Rogers wstał i wyszedł. Wydrukował sobie zdjęcie Ballarda. Nie najnowsze. Na fotografii miał nadal pięćdziesiąt kilka lat, czyli tyle, ile wtedy, gdy poznał go Rogers. Chciał wiedzieć, jak wygląda obecnie, nie udało mu się jednak natknąć na świeższą fotkę. Miał nadzieję, że facet paskudnie się zestarzał.
Tak jak ja.
Ale to nie Ballard interesował go najbardziej. Najbardziej interesowała go kobieta. Nie napotkał jej nazwiska w żadnych materiałach. Jakoś szczególnie ten fakt go nie zdziwił. Już wtedy lubiła trzymać się na uboczu. Wątpił, by się to zmieniło.
Był głodny, rozejrzał się za miejscem, gdzie mógłby coś zjeść. Trafił na nie za następną przecznicą. Jajka, bekon, bułeczki i kasza kukurydziana popite gorącą kawą.
Rogers zorientował się, że jest w górniczym miasteczku. Widział to po przygarbionych, wyczerpanych mężczyznach o umorusanych twarzach, którzy wchodzili do jadłodajni i wychodzili z niej, po ciężarówkach transportujących węgiel ulicami, po długaśnych pociągach przewożących ten minerał na duże odległości oraz po rozmaitych rozsianych po okolicy zakładach, które przerabiały czarne bryły na elektryczność dla odległych miejsc.
W więzieniu przeczytał w gazecie, że od energii węglowej się odchodzi. Tu odnosiło się wrażenie, że górnictwo ma się znakomicie.
Przechadzał się po miasteczku, cały czas zachowując czujność. Rozglądał się za konkretną rzeczą i po kilku godzinach ją znalazł.
Pod bar z mrugającymi neonami podjechała biała furgonetka. Wysiadło z niej dwóch mężczyzn. Weszli do środka. Rogers za nimi.
W knajpce było tłoczno. Jako jedna z nielicznych obiecywała odrobinę rozrywki w tej odciętej od reszty świata mieścinie, gdzie mieszkańcy wykonują katorżniczą pracę. Tańce country and western, picie na umór, bilard i gry wideo.
Kobiety i mężczyźni łączyli się w pary, a potem rozchodzili. Podnoszono szklanki do ust i po wychyleniu zawartości odstawiano je z trzaskiem na pokancerowany drewniany kontuar. Kije uderzały w bile, na szerokich ekranach ginęli kosmici, przywierały do siebie usta, ciała owijały się wokół intymnych zakamarków.
Dwaj mężczyźni odwiesili kurtki na wbite w ścianę haczyki i ruszyli prosto do baru. Obaj brzuchaci, o ogromnych, stwardniałych od pracy dłoniach i przystrzyżonych brodach. Bieda i trudy życia wyryły ślad na każdym centymetrze ich postaci.
Jeden miał przytroczony do pasa nóż. Drugi był uzbrojony wyłącznie w uśmiech oraz dłonie obmacujące każdą kobietę, która pojawiła się w zasięgu ręki.
Rogers poszedł do WC. Wracając, przysunął się do ściany, aby przepuścić grupkę wstawionych kobiet wybierających się do toalety, żeby poprawić makijaż, a przy okazji może również reputację.
Wsunął rękę najpierw do prawej, a potem do lewej kieszeni kurtek obu mężczyzn. Zgarnął kluczyki, poprzyglądał się tańcom, a w końcu opuścił lokal.
Wsiadł do furgonetki, uruchomił silnik i wyjechał na drogę. Zatrzymał się za miastem, żeby podmienić tablice.
Zdążył już sprawdzić, czy furgonetka nie ma jakichś znaków szczególnych. Nie znalazł żadnych. Była stosunkowo nowa. Po szosach kursował milion takich.
W dowodzie rejestracyjnym widniało nazwisko Atkins. Buford Atkins.
No cóż, pan Atkins będzie musiał sprawić sobie nowe autko.
Tył samochodu wypełniały narzędzia, zarówno ręczne, jak i elektryczne, było tam też kilka roboczych kombinezonów. Wszystko to w gruncie rzeczy może się przydać.
Rogers prowadził przez sześć godzin, pokonując w tym czasie odległość mniej więcej dwustu czterdziestu kilometrów. Posuwał się tak wolno, ponieważ w gęsto zalesionych Appalachach większość dróg była dwupasmowa, kręta, z serpentynami. Marzył o prostym odcinku, gdzie mógłby rozwinąć prędkość jak na autostradzie, ale według mapy, którą znalazł w schowku, na razie było to wyłącznie marzenie ściętej głowy.
Zjechał z szosy, przespał się kilka godzin i kontynuował podróż. W końcu znalazł się na autostradzie międzystanowej. Kierował się na wschód. Godzinę СКАЧАТЬ