Название: Król darknetu
Автор: Nick Bilton
Издательство: PDW
Жанр: Документальная литература
Серия: Amerykańska
isbn: 9788381910095
isbn:
Trudno się dziwić, że oficer szkoleniowy Jareda nie uznał sprawy pojedynczej pastylki za pilną i dopiero po tygodniu zgodził się towarzyszyć młodszemu koledze w wyprawie pod adres doręczenia – mieli zapukać do drzwi człowieka, do którego miała trafić pigułka, i ewentualnie z nim porozmawiać.
Tego dnia, kiedy służbowy ford crown victoria Jareda śmigał zygzakiem po chicagowskiej North Side, zawieszona na breloczku mała kostka Rubika dyndała tam i z powrotem. Radio było nastawione na sport: Cubsi i White Soxsi odpadli z rozgrywek, natomiast Bearsi szykowali się do pojedynku z Lionsami, rywalami ze swojej dywizji. Wśród trzasków radia Jared skręcił w West Newport Avenue, długi szpaler piętrowych budynków z wapienia, z których każdy podzielono na górne i dolne mieszkanie. Dobrze znał tę dzielnicę klasy robotniczej. Jako dziecko chodził na mecze bejsbolowe na pobliskim stadionie Wrigley Field. Teraz jednak królowała tu hipsterka, pełno było modnych kawiarni, szykownych restauracji i – jak się właśnie przekonywał – ludzi, którym narkotyki dostarczano do domu pocztą z Holandii.
Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, jak niedorzecznie musi wyglądać w oczach oficera szkoleniowego o siwych włosach. Przyjechali do jednej z najbezpieczniejszych dzielnic w mieście, żeby przepytać kogoś w związku z jedną pigułką ecstasy. Nie obchodziło go jednak, co sobie myśli jego opiekun; miał przeczucie, że tu chodzi o coś większego niż ta jedna pigułka. Nie wiedział tylko, o ile większego – na razie.
Znalazł adres i zjechał na pobocze, a jego anioł stróż tuż za nim. Weszli po schodkach i Jared zapukał do szklanych drzwi mieszkania numer 1. Zapukać – to było najłatwiejsze. Przekonać kogoś do rozmowy to już większe wyzwanie. Adresat przesyłki mógł się po prostu jej wyprzeć. To byłby koniec tematu.
Po dwudziestu sekundach zazgrzytał otwierany zamek i zza drzwi wyjrzał chudy młodzieniec w dżinsach i T-shircie. Jared mignął odznaką, przedstawił się jako agent HSI i zapytał, czy David, człowiek, którego imię figurowało na kopercie, jest w domu.
– Teraz jest w pracy – odparł młody człowiek, otwierając szerzej drzwi. – Ale ja jestem jego współlokatorem.
– Możemy wejść? – spytał Jared. – Chcemy tylko zadać panu kilka pytań.
Współlokator się zgodził, usunął się i wpuścił ich do kuchni. Jared usiadł, wyjął długopis i notes, a potem zapytał:
– Czy pański współlokator dostaje dużo przesyłek pocztą?
– Tak, od czasu do czasu.
– No właśnie – stwierdził agent, zerkając na oficera szkoleniowego, który z założonymi rękami siedział w milczeniu w kącie pomieszczenia. – Znaleźliśmy tę kopertę adresowaną do niego i były w niej narkotyki.
– Tak, wiem o tym – odparł nonszalancko współlokator.
Jared był skonsternowany, że młody człowiek od niechcenia przyznał się do otrzymywania narkotyków pocztą, ale kontynuował zadawanie pytań. Chciał wiedzieć, skąd je dostawali.
– Ze strony internetowej.
– Jakiej strony?
– Silk Road.
Agent patrzył na młodego mężczyznę zdezorientowany. Silk Road? Jedwabny Szlak? Nigdy o nim nie słyszał. Ba, nie słyszał o żadnej stronie internetowej, na której można kupować narkotyki, i zastanawiał się, czy jest po prostu nieogarniętym nowicjuszem, czy może w dzisiejszych czasach właśnie tak hipsterka zaopatruje się w dragi.
– Co to takiego ten Silk Road? – spytał Jared, starając się nie wyjść na kompletnego ignoranta… i właśnie na takiego wychodząc.
Wtedy chudy współlokator z impetem samolotu pasażerskiego, który podchodzi do lądowania na lotnisku O’Hare, zaczął tłumaczyć zasady działania witryny Silk Road.
– Na tej stronie da się kupić każdy narkotyk, jaki można sobie wyobrazić – wyjaśniał. Przyznał, że niektóre wypróbował ze współlokatorem: marihuanę, metamfetaminę i małe różowe pigułki ecstasy, które tydzień w tydzień przybywały lotem KLM numer 611.
Jared notował, a tamten nawijał dalej w szybkim tempie. Za narkotyki płaciło się cyfrową walutą o nazwie bitcoin, a zakupy robiło się przez anonimową przeglądarkę internetową o nazwie Tor. Na stronę Silk Road mógł wejść każdy, wybrać coś z setek dostępnych narkotyków, zapłacić, a kilka dni później listonosz wrzucał to człowiekowi do skrzynki. Potem można było wciągać, wdychać, pić i wstrzykiwać, co tylko było pod ręką.
– To zupełnie jak Amazon, tyle że z dragami – powiedział współlokator.
Jared był oszołomiony i trochę sceptycznie nastawiony do wizji, że w najciemniejszych zakamarkach sieci może działać takie wirtualne targowisko. Zamkną je w ciągu tygodnia – pomyślał. Zadawszy jeszcze kilka pytań, podziękował współlokatorowi za poświęcony im czas i wyszedł wraz z kolegą, który przez cały czas nie odezwał się ani słowem.
– Słyszałeś kiedyś o tej stronie Silk Road? – zapytał oficera szkoleniowego, kiedy wracali do samochodów.
– O, tak – odparł tamten beznamiętnie. – Każdy słyszał. W związku z nią jest otwartych pewnie kilkaset spraw.
Jared, nieco zawstydzony, że przyznał się do swojej niewiedzy, wcale się nie zrażał.
– I tak się temu przyjrzę. Zobaczymy, czego się dowiem.
Starszy mężczyzna wzruszył ramionami i odjechał.
Godzinę później Jared wpadł do swojego gabinetu, który był pozbawioną okien klitką, i odczekał całą wieczność, aż uruchomi się archaiczny rządowy komputer firmy Dell. Zaczął przeszukiwać bazę danych Departamentu Bezpieczeństwa Krajowego pod kątem otwartych śledztw związanych z Silk Road. Ku jego zaskoczeniu nie było jednak żadnych wyników. Spróbował innych słów kluczowych i odmiennej pisowni nazwy strony. Nic. A gdyby wpisać w inne okno? Dalej nic. Był zdezorientowany. Temat Silk Road wcale nie był przedmiotem kilkuset otwartych spraw, jak twierdził jego oficer szkoleniowy. Nie było wręcz ani jednej.
Zastanowił się chwilę i postanowił skorzystać z drugiej najlepszej technologii, jakiej używa każdy wytrawny funkcjonariusz państwowy, kiedy szuka czegoś ważnego: z Google’a. Pierwsze kilka trafień prowadziło do stron o tematyce historycznej poświęconych Jedwabnemu Szlakowi, dawnej drodze handlowej łączącej Chiny z Morzem Śródziemnym. W połowie strony z wynikami Jared natrafił jednak na link do artykułu z początku czerwca opublikowanego na Gawkerze, blogu z wiadomościami i plotkami. Znalazł tam informację, że Silk Road to „podziemna strona, na której można kupić każdy narkotyk, jakiego zapragniesz”. Towarzyszyły jej zrzuty ekranu, na których widniała strona internetowa z zielonym wielbłądem w rogu. Były również zdjęcia całego zatrzęsienia narkotyków, w sumie trzystu czterdziestu „artykułów”, między innymi afgańskiego haszyszu, marihuany Sour 13, LSD, ecstasy, woreczków kokainy i heroiny znanej jako czarna smoła. Sprzedawcy byli rozsiani po całym świecie, СКАЧАТЬ