Название: Amerykański król. Nowy Camelot. Tom 3
Автор: Sierra Simone
Издательство: OSDW Azymut
Жанр: Эротика, Секс
isbn: 978-83-66520-06-6
isbn:
Problem polegał na tym, że dwie sprawy były i nadal są beznadziejnie splątane w moim życiu: moja zdolność do kochania i moje pragnienie władzy. I obie są dodatkowo splątane z moją biseksualnością. Czy dlatego częściej kręciłem w college’u z chłopakami niż z dziewczynami, bo chłopcy lepiej znosili brutalne traktowanie, choć i tak nie było ono takie szorstkie i twarde, jak bym sobie tego życzył? Czy dlatego częściej spotykałem się w liceum z dziewczynami, że z nimi łatwiej było przeprowadzać drobne ćwiczenia z dominacji? Wybór lokalu. Decyzja, kto siądzie za kierownicą. Płacenie rachunku. Wszystko to było ugruntowane w kulturze, w stereotypach decydujących o tym, jak chłopcy odnoszą się do chłopców i jak chłopcy odnoszą się do dziewcząt. Jednak wszystko to było równie głęboko ugruntowane we mnie, w tym węźle, którego nie mogłem rozplątać i którego rozplątywać kosztem komfortu i bezpieczeństwa swego kochanka nie zamierzałem. Mogłoby się wydawać śmieszne, że pobożny katolik bez najmniejszego poczucia winy oddawał się rozwiązłym praktykom, lecz wzdragał się przed wymianą ról pana i niewolnika w łóżku, ja jednak zawsze wierzyłem, że sednem chrześcijańskiej etyki seksualnej jest wzajemna zgoda i szacunek. I dlatego przy każdej osobie, z którą się kochałem, angażowałem się w pełni w te dwie rzeczy – negocjowanie zgody i zaangażowanie oparte na szacunku. Nawet najgorętsze, najsprośniejsze incydenty poprzedzały pytania i odpowiedzi.
Czy to jest okej?
Boże, tak.
Mogę zobaczyć, jaka jesteś mokra?
Pierdol mnie już, błagam.
Mogę cię pomasować tam, gdzie jesteś twardy?
Tak, pośpiesz się, proszę.
I każdy kontakt kończył się pocałunkami i szklanką wody, a jeśli sytuacja tego wymagała, także pomocą w doprowadzaniu się do porządku. Dzieciuch we mnie najbardziej cieszył się właśnie na tę ostatnią część, bo wtedy moi kochankowie i moje kochanki, moi partnerzy obojga płci byli tacy, jakich najbardziej lubiłem – pełni wdzięczności, podatni na mój wpływ i tak niesamowicie słodcy.
Tak serio traktowałem zasadę dobrowolnego przyzwolenia, że rzadko pozwalałem na to, by górę brała moja ciemna strona. A ściśle rzecz biorąc, nigdy.
Aż do Pragi.
Ostatni element układanki pojawił się wraz z całą resztą, równie naglący, twardy i niepodatny na zewnętrzne oddziaływania jak moja biseksualność. Było nim staromodne poczucie honoru. To przekonanie, że istnieje obiektywna miara dobra, uczciwości i moralności, przekonanie, że sprawiedliwość jest potrzebna, że bezstronność się liczy, że bezpieczeństwo nie powinno być przywilejem związanym z kolorem skóry czy płcią. Mówię staromodne nie dlatego, by sprawiedliwość czy bezpieczeństwo kiedykolwiek straciły na popularności, lecz dlatego, że wierzyłem w nie z naiwnym, niedzisiejszym zapałem. Wierzyłem, że jest się honorowym dopóty, dopóki słusznie się postępuje, mówi się słuszne rzeczy i wierzy się w to, w co wierzyć należy. Tak człowiek staje się honorowy. Tak może czuć się szlachetny.
Ta wiara umarła we mnie w dolinach Karpatii.
Jednak nie to liczy się teraz. Ale to, że w moim przekonaniu nie byłoby honorowo dzielić z kimś łoża, nie traktując go uczciwie. Nie byłoby godne udawać kogoś, kim się nie jest, pragnąć czegoś innego, niż się naprawdę pragnie, zamykać oczy na rzeczywistość i snuć pod powiekami fantazje, żeby dojść. Teraz zdaję sobie sprawę, jak dalece heteronormatywne było moje ówczesne mniemanie – niezależnie od moich biseksualnych skłonności – skupione na penetracji, podczas gdy prawdziwy seks polega na całym spektrum aktywności wykraczających daleko poza wąskie granice kopulacji. Jednak wtedy wierzyłem, że istnieje różnica między moimi gwałtownymi, wyciskającymi pot zmaganiami i zabraniem kogoś do łóżka z intencją połączenia się z jego ciałem. I jakkolwiek błędna była moja wiara, uwikłałem się w nią tak dalece, że w końcu przestałem się nad nią zastanawiać, przestałem ją kwestionować. Chciałem, żeby mój pierwszy raz zawierał wszystko, co sobie wymarzyłem, a gdyby miało być inaczej, wolałbym w ogóle go nie zaliczyć.
I tak trafiłem do strefy działań wojennych jako prawiczek.
Opowiadam to wszystko, o Labiryncie i katolicyzmie, o chłopcach i honorze, żeby wyjaśnić, jaką konstelacją niespełnionych żądz wówczas byłem. Żebyście pojęli, jak rosłem wokół tej pustki, zachowując coś czystego i nietkniętego, choć sam nie wiedziałem czemu. Trzymałem drzwi otwarte na miejsce, o którym nie wiedziałem, że jest we mnie, pieląc chwasty w ukrytym ogrodzie, chroniąc przestrzeń przeznaczoną dla kogoś czy dla czegoś, czego jeszcze nie byłem w stanie dojrzeć.
I wówczas pojawił się Embry Moore.
I wówczas pojawiła się Greer Galloway.
A więc jak dochodzi do tego, że człowiek kocha dwie osoby? Właśnie tak.
6
Ash
teraz
Czekam na Greer, kiedy ona wchodzi do rezydencji.
Szczerze mówiąc, nie powinienem tak postępować. Powinienem być w Zachodnim Skrzydle Białego Domu z Merlinem, Kay i Trieste, powinienem uczestniczyć w spotkaniach, w pracy i planowaniu, ale tego wszystkiego nie robię. Chyba należy mi się wolny dzień? Chyba mogę sobie pozwolić przynajmniej na kilka wolnych godzin? Tak, należy mi się trochę czasu na pogodzenie się z tym, co się wydarzyło.
Jednak na samą myśl o tym ogarnia mnie złość na samego siebie. Nie, nie mogę sobie na to pozwolić, nigdy sobie na to nie pozwalałem. Nie brałem chorobowego ani wolnych dni podczas wojny, ani w trakcie kampanii wyborczej – z wyjątkiem ostatnich dwóch tygodni życia Jenny i dnia jej pogrzebu.
W odmawianiu sobie, w powściąganiu żądz jest coś głęboko oczyszczającego. Nie jestem masochistą: nie lubię bólu dla bólu ani nie potrzebuję bólu, żeby pogłębić wrażliwość, emocje lub poczucie więzi. Ból stanowi dowód mojej dyscypliny, panowanie nad cierpieniem dowodzi mego samoopanowania. Gdy maszerowałem przez Karpatię trawiony gorączką, kiedy podczas kampanii wyborczej ściskałem dłonie, nim obeschła ziemia na mogile mojej żony… każda chwila wytrwałości, każda sekunda, w której triumfowałem nad własną słabością, dowodziły prawdy, bez której nie mogłem żyć: mianowicie tego, że zasługuję na życie, które tworzę. Że zasługuję na zaufanie ludzi. Zapracowałem sobie na to i miałem dość sił, by się tego trzymać.
Do wczorajszego wieczora wydawało mi się, że wystarczy być silnym. Myślałem, że panowanie nad słabościami – gniewem, strachem i wrażliwością – czyni mnie lepszą osobą. Dopiero teraz widzę to prawdziwie – jako wyraz pychy człowieka uzależnionego od sprawowania kontroli. Nie jestem chełpliwy, jestem pokorny pod każdym innym względem, lecz gdy chodzi o dyscyplinę i zdolność do ofiar, to naprawdę jestem z siebie dumny.
Napraw to, dudni mi boleśnie w głębi głowy. Napraw to, żąda serce tłukące się dziko w piersi z tęsknoty za Embrym i jego błękitnymi oczami. Napraw to, powtarza staccato moje tętno, przypominając mi, że jestem żywy i silny, a moim zadaniem jest utrzymać królestwo w całości.
Jednak nie jest to zadanie równie СКАЧАТЬ