Amerykański król. Nowy Camelot. Tom 3. Sierra Simone
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Amerykański król. Nowy Camelot. Tom 3 - Sierra Simone страница 14

Название: Amerykański król. Nowy Camelot. Tom 3

Автор: Sierra Simone

Издательство: OSDW Azymut

Жанр: Эротика, Секс

Серия:

isbn: 978-83-66520-06-6

isbn:

СКАЧАТЬ mały książę emocjonował się bitwą, czasami nawet za nią tęsknił, i dlatego nigdy nie pojmie mojej niechęci do rozpętania wojny. Nigdy nie pojmie tego, że do dziś snują się za mną upiory, duchy kobiet i dzieci, i młodych mężczyzn, którzy zasługiwali na lepszy los. Nie cierpiałem stanu, w który wprawiała mnie walka – byłem jak przewód elektryczny pod napięciem, odarty z izolacji i tryskający iskrami w pustkę, nienawidziłem zwierzęcia, którym się wówczas stawałem, pozbawionym samodyscypliny i szalejącym z żądzy. Przeciwieństwem śmierci jest pożądanie*, wyczytałem w pewnej sztuce, i było tak, jakbym musiał okupić każdą zadaną śmierć dzikimi ekscesami seksualnymi. Być może Embry nie zapamiętał z wojny nic więcej, ale to pamięta z pewnością. Każdy raz, gdy rżnąłem go tak, jakbym chciał rozszarpać go na strzępy, jakbym traktował jego ciało jako kolejne stanowisko wroga. To nie było pierdolenie w duchu radosnego triumfu, lecz w duchu bezgranicznej rozpaczy.

      I ostatecznie czekam tutaj, w rezydencji, i waham się między wyrzeczeniem się dumy i ochroną tego, co należy zrobić, a kiedy Greer otwiera drzwi naszej sypialni, robię jedyną rzecz, do której jestem zdolny.

      Klękam u jej stóp.

      – Ash? – pyta łagodnie, przeczesując mi włosy palcami.

      Wyczuwam po jej głosie i dotyku, że jest zaskoczona, ale też i to, że jest jej miło. Nigdy dotąd tego nie robiłem, nigdy tego nie chciałem, ani nie potrzebowałem, lecz teraz, w tej chwili, jest to bezsprzecznie słuszne. Obejmuję ramionami jej uda i wtulam twarz w słodką wypukłość jej łona, a ona kładzie mi rękę na głowie jak kapłanka udzielająca błogosławieństwa.

      Zadzieram głowę i patrzę jej w oczy i przez jedną krystaliczną, idealną chwilę myślę, że mógłbym tak trwać wiecznie. Wpatrzony w jej srebrne oczy ocienione długimi, ciemnymi rzęsami ze złotymi koniuszkami, jakby w ostatniej chwili przypomniały sobie, że miały być blond. Nikt nie dorównuje pięknością Greer, nikt nie posiada równie majestatycznej kombinacji królewskiej swobody, tajemnej wiedzy, kruchości i radości. Moja panna młoda ze ślicznymi różowymi ustami i skuteczną siłą, taka panna młoda, jakiej pożądałem, odkąd dorosłem na tyle, by pożądać. I jej włosy opadające na ramiona skłębionymi falami jasnego i ciemnego złota… Zmieniam swoje stanowisko sprzed chwili. Mógłbym tak trwać zawsze pod warunkiem, że stałaby nade mną z rozpuszczonymi włosami.

      Zamykam oczy i napominam siebie, żeby nie być samolubnym. Pragnę jej pociechy, siły i wrażliwości obnażonych przede mną, lecz byłoby bezdusznością domagać się tego od niej, ledwie wróciła z domu dopiero co zmarłego dziadka. Zamiast ukąsić ją w udo przez suknię, na co mam chętkę, przytulam ją mocniej, wciąż wpatrując się w jej oczy.

      – Jak się masz? – pytam. – Co mogę dla ciebie zrobić?

      Przebiera palcami w mych włosach, spogląda na mnie ze smutnym uśmiechem. Serce mi pęka, gdy widzę jej usta smutno wykrzywione. Kiedy ujrzałem ją w październiku ubiegłego roku, po tylu latach niewidzenia, najbardziej uderzyło mnie właśnie to, jaka smutna się wydaje. Jaka samotna. Jej delikatna buzia wyrażała zbolałą rezerwę, jakby wolała raczej odebrać sobie życie, niż szukać pociechy, a ja miałem poczucie, że ani nie śmiała się, ani nie uśmiechała od lat, że jej ślicznych ust dawno już nie dotknęły ani inne usta, ani zaborcze opuszki palców. Nic nie sprawiło mi większej rozkoszy niż zaskoczenie jej, a potem pieszczenie i rozpieszczanie wszelkimi manifestacjami najczulszego oddania, jakie byłem w stanie wymyślić. Ilekroć się śmiała, czułem, że mógłbym umrzeć usatysfakcjonowany, uczyniwszy ją bezpieczną i szczęśliwą, i dostatecznie kochaną, by była w stanie odczuwać radość.

      – W porządku – odpowiada po krótkim namyśle. – Smutno mi i boli mnie myśl, że odszedł, ale… w śmierci jest coś oczyszczającego. Jakby zmywała nadmiar: gniew i urazy, i ostre słowa, i pozostawiała wyłącznie to, co naprawdę się liczy. A to, co się liczy, to ty i Embry. – Kręci głową. – Tak surowo go potraktowałam, choć dobrze wiem, jak okrutna bywa Abilene.

      Na wzmiankę o Embrym pierś mi się ściska, ale nic nie mówię. Pozwalam Greer dokończyć.

      Uśmiecha się do mnie ponownie i tym razem w jej uśmiechu jest mniej smutku, a więcej rozczulenia.

      – Przepraszam, że przez ostatnich kilka tygodni trzymałam nas na dystans. Byłam samolubna i gniewna, a teraz nawet nie wiem, czemu to służyło. Karanie Embry’ego stanowiło karę wyłącznie dla nas, a Bóg wie, że jesteś ostatnim człowiekiem, który zasługiwałby na ukaranie. Jak to ująłeś w dniu naszego ślubu? Życie bez bólu oznacza życie bez siebie nawzajem? Wybrałam ból, Ash, i zawsze będę go wybierać. Wybrałam nas troje, bez względu na wszystko.

      – Greer – mówię, a mój głos jest stłumiony, bo mocniej wtulam twarz w jej brzuch. Ulegam mrocznej żądzy i gryzę ją w udo, ale leciutko, właściwie ledwie ją skubię, tylko tyle, by zakwiliła i zacisnęła palce na moich włosach. Ja pierdolę, tak ją kocham, oddałbym jej wszystko – każdą rzecz, jakiej zapragnie, i to, o czym nawet nie wie, że tego pragnie – ona jednak chce jedynej rzeczy, której już jej dać nie mogę. Nas trojga.

      Po raz kolejny ciąży mi brzemię moich błędów, mojej dumy i mego pojmowania, co słuszne i honorowe. To takie uczucie, jak miecz zbyt ciężki, by go dzierżyć, jak korona zbyt ciężka, by ją nosić. Nie jestem w stanie unieść tego wszystkiego. Nie mogę oddać serca, by ocalić duszę. A jednak muszę. Muszę. Pomimo że tym razem nie odczuwam dumy z bólu, jaki mi to sprawi. Wstaję i całuję żonę.

      – Naprawdę wszystko w porządku? – upewniam się, ujmując jej twarz w dłonie. – Powiedz mi, jeśli jest inaczej.

      Pytam autorytatywnym tonem, a ona reaguje jak kwiat na słońce, nachylając się do mnie i otwierając. Nie staram się tłumić satysfakcji kiełkującej w moim sercu i wzrastającej w moim ciele na jej odpowiedź. Zawsze była taka. Otwarta. Żywo reagująca. Szron na szybie, który można stopić i zepsuć czubkiem palca.

      Spogląda na mnie i przesuwa dłonią po mojej piersi. Z nawyku ujmuję ją za nadgarstki i składam jej ręce za jej plecami, na co przebiega ją dreszcz wywołany przeczuciem rozkoszy. Nagle moje stłumione pragnienie wraca z rykiem wzbierającej fali i fiut mi staje. Kiedy mam ją taką – uwięzioną, dyszącą i uważną, czuję się, jakbym miał pierdolone trzy metry wzrostu.

      – Jak brzmi bezpieczne słowo? – Obejmuję palcami jednej dłoni jej przedramiona, by móc palcami drugiej ująć ją pod brodą.

      – Maxen – szepcze ze strachem, zaufaniem i całym pierdolonym światem w oczach. Jest zbyt piękna, by mogła być prawdziwa. Zbyt doskonała, by mogła być rzeczywista.

      Jestem jej. Na zawsze.

      Jednak wtedy odczuwam nieobecność Embry’ego jak coś żywego, jak zimne zasysanie powietrza i wiatr w miejscu, gdzie teraz powinno być jego ciało. Powinien trząść się z pożądania o krok od nas, z oczami dzikimi i beztroskimi jak u niekastrowanego ogiera, czekającego na zręczną rękę, która go okiełzna.

      Kiedyś ja byłem tą ręką.

      Ta myśl tłumi pożądanie w dostatecznej mierze, żebym przypomniał sobie, kim jestem. Splątanym kłębowiskiem perwersji i honoru, a połączenie perwersji z honorem oznacza wymóg wzajemnego przyzwolenia. Bezwarunkowego szacunku. Greer zasługuje na to, żebym jej teraz СКАЧАТЬ