Amerykański król. Nowy Camelot. Tom 3. Sierra Simone
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Amerykański król. Nowy Camelot. Tom 3 - Sierra Simone страница 8

Название: Amerykański król. Nowy Camelot. Tom 3

Автор: Sierra Simone

Издательство: OSDW Azymut

Жанр: Эротика, Секс

Серия:

isbn: 978-83-66520-06-6

isbn:

СКАЧАТЬ Mówiła coś o stypendium… – Milknę. – A to byłeś ty. I Penley.

      – Tak.

      – Lecz skoro już wtedy wiedziałeś wszystko, dlaczego mi nie powiedziałeś? Czemu mnie nie ostrzegłeś? Dlaczego nie uprzedziłeś mnie, żebym nigdy, przenigdy nie poszedł do łóżka z kimkolwiek nazwiskiem Leffey?

      – Źle cię oceniłem. Wydawało mi się, że jesteś za młody na takie złowieszcze przestrogi. Na poznanie prawdy o swoim pochodzeniu. I tak się spóźniłem... Jak wtedy… jak zawsze.

      Uśmiecha się smętnie, jakby rzucił jakiś żart zrozumiały wyłącznie dla niego.

      – Jak się dowiedziałeś?

      Odwraca wzrok i patrzy w okno, ale wydaje się, jakby spoglądał gdzieś w nieskończoną dal.

      – Nimue. Zaproponowałem wszelką pomoc, jakiej mógłbym jej udzielić, a potem razem z Vivienne dopilnowaliśmy, by przejęła opiekę nad Lyrem dyskretnie i legalnie. Prawdę mówiąc, to ja zasugerowałem jego imię. Jest walijskie – wyjaśnia zapatrzony w dawno miniony czas. – Znaczy Z morza. Pomyślałem, że skoro mam powtarzać dawne błędy, mogę to zrobić z klasą.

      – Nie rozumiem.

      Powraca spojrzeniem do mnie, jego oczy są przytomne.

      – Zrozumiesz. Ale nie dziś.

      – Dość tych tajemnic, Merlinie. Nie masz prawa trzymać Lyra z dala ode mnie. – Ból ponownie ściska mi pierś i odbiera głos. – Dość tajemnic.

      – Zgoda, dość tajemnic – przystaje. – Poza jedną.

      – Nie.

      – Wyjawię ci ją, obiecuję. Ale jeszcze nie teraz.

      Wyrzucam ręce w powietrze.

      – Więc kiedy? Za tydzień? Za miesiąc?

      – Za dwa i pół roku.

      Przez chwilę myślę, że sobie ze mnie żartuje, i wybucham śmiechem. Jednak on wcale mi nie wtóruje, zachowuje pełną powagę.

      – Za dwa i pół roku – powtarzam z niedowierzaniem. – Wydaje ci się, że masz do tego prawo? Po tym, co zrobiłeś Embry’emu i mnie? Po tym, jak ukrywałeś przede mną fakt, że mam syna?

      – Nie wydaje mi się, żebym miał prawo do czegokolwiek. Przyznaję, że zdarzało mi się w okrutny sposób manipulować tobą i ludźmi z twojego otoczenia, ale zawsze robiłem to z najlepszymi intencjami, w najlepiej pojętym interesie twoim i ich. Będziesz więc musiał poczekać. Nie dlatego, że ja mam do czegoś prawo, tylko dlatego, że ty nie masz innego wyjścia.

      Wstaję.

      – Powiedz mi, dlaczego miałbym ci ufać. Powiedz mi, dlaczego miałbym prosić cię o radę podczas narady sztabu, którą najwyższa pora rozpocząć?

      Merlin uśmiecha się powściągliwym, smutnym uśmiechem.

      – Zaufasz mi, bo to leży w twojej naturze. Poprosisz mnie o radę, bo wiesz, że nigdy nie udzieliłem ci rady, która obróciła się przeciwko temu państwu lub jego obywatelom. Prawdziwa tragedia twego życia, Maxenie, polega na tym, że nigdy nie przestaniesz ufać otaczającym cię ludziom, choćby nawet wielokrotnie cię skrzywdzili.

      Wychodzi, a ja nabieram powietrza w płuca.

      Nigdy nie przestaniesz ufać otaczającym cię ludziom, choćby nawet wielokrotnie cię skrzywdzili.

      To brzmi jak klątwa.

      Chwytam marynarkę i idę po schodach w dół za Merlinem.

      4

      Ash

      teraz

      Narada sztabu przebiega ciężko. Wprawdzie spodziewałem się tego, a jednak gdy siedzę w fotelu i spoglądam na twarze moich przyjaciół i sprzymierzeńców – Kay, Trieste, Uriego i Belvedere’a stojącego tuż za progiem, agentów Luca i Lamara, czuwających za oknem nad naszym bezpieczeństwem, oraz asystującego nam Merlina – tym boleśniej odczuwam nieobecność jednego człowieka.

      Mojego księcia.

      Tym, co nas łączyło, było marzenie o prezydenturze. Większość kandydatów wybiera swojego wice, żeby dogodzić wyborcom, pozyskać wahających się albo z obu tych powodów. Ja zrobiłem inaczej. Od samego początku stawiałem sprawę jasno – nie zrobię ani kroku w kierunku stanowiska bez Embry’ego u boku. Wówczas byłem z Jenny, więc nie było… nie mogło między nami być jak dawniej. Mimo to był mi niezbędny. Był moim towarzyszem broni, był moim byłym kochankiem i obecnym najbliższym druhem. Wyrósł wśród polityków, jego matka była gubernatorką, lepiej ode mnie umiał obłaskawiać wrogów i pozyskiwać sprzymierzeńców.

      Potrzebowałem go. Po prostu go potrzebowałem.

      A teraz go przy mnie nie ma.

      Kay przyjmuje moją propozycję, Trieste również. Uri odmawia, bo lepiej czuje się w zaciszu gabinetu, w otoczeniu papierów, niż wśród reporterów zarzucających go pytaniami, więc omawiamy inne możliwości. Kay i Trieste natychmiast postanawiają skontaktować się z sekretariatem Embry’ego, by sprawdzić, czy otrzymamy egzemplarz jego oświadczenia, nim zostanie upublicznione, ustalamy strategię postępowania z mediami w sprawie jego rezygnacji i zgadzamy się co do tego, że nie należy wspominać o tejże rezygnacji w przemówieniu, które wygłoszę na wieczornej gali, mimo że z pewnością stanie się ona głównym newsem popołudniowych wiadomości. I przypuszczalnie pozostanie nim przez najbliższy miesiąc. Zapowiadam, że choć nie zrezygnujemy z komentarzy, to nie będziemy obarczać Embry’ego odpowiedzialnością. Widzę, że takie stanowisko drażni Trieste, która wolałaby raczej, żebyśmy od początku narzucili własną narrację, ale to byłoby wbrew moim zasadom. Embry i dziennikarze mogą wygadywać, co im się żywnie spodoba – my będziemy trzymać się faktów, zachowamy się powściągliwie i godnie.

      – Musimy myśleć o wyborach – przypomina rzeczowym tonem Kay, zapisując coś w tablecie. Światło słońca wpadające przez okna wychodzące na Ogród Różany wydobywa ciemnobrązowe odblaski na jej czarnej skórze i podkreśla kontury spiralnych loczków kołyszących się wokół jej głowy jak lśniące sprężynki. Garnitur leży na niej jak ulał, a idealnie odprasowane kanty są jak lustrzane odbicie ostrych konturów kości policzkowych i żuchwy. Przez chwilę myślę o dziewczynce, z którą wychowywałem się w jednym domu, o jej niebieskich warkoczykach i workowatych dżinsach. Starszej siostrze, która broniła mnie przed zaczepkami szkolnych dręczycieli, przed spojrzeniami spod uniesionych brwi na białego chłopca adoptowanego przez czarną matkę, przed wścibstwem matek innych dzieci, które usiłowały się upewnić, że Althea nauczyła mnie różańca i koronki. Przepełnia mnie głęboka wdzięczność i świadomość zaciągniętego długu. To dług wdzięczności za niczym niezasłużone oddanie i lojalność. Za energię, intelekt i nieznużoną aktywność.

      Podnoszę się z fotela, obejmuję ją i ściskam, zakłócając przebieg zebrania. Mam to gdzieś. СКАЧАТЬ