Kroniki Nicci. Terry Goodkind
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Kroniki Nicci - Terry Goodkind страница 31

Название: Kroniki Nicci

Автор: Terry Goodkind

Издательство: PDW

Жанр: Детективная фантастика

Серия: Fantasy

isbn: 9788381887175

isbn:

СКАЧАТЬ – zwabił je nie aromat pieczonej ryby, ale on. Drgnął, kiedy komar ukłuł go w szyję. Z irytacją przywołał i rzucił urok petryfikacyjny – wszystkie latające owady zamieniły się w kamyczki i spadły na ziemię. Teraz będzie mógł w spokoju zjeść posiłek; ale wkrótce zaczną go nękać nowe chmary paskudztw.

      Jadł delikatne mięso i błądził myślami. Znowu uznał, że życie z Thorą było gorsze od tego.

      Nagle z mrocznego gąszczu wyłonił się demon! Adessa, przywódczyni morazeth! Zobaczył w jej oczach żądzę mordu.

      Miała gibkie ciało i zaciętą minę, trzymała w obu dłoniach broń: krótki miecz i sztylet. Obnażona skóra lśniła w pomarańczowym blasku ognia, pokryta nie tylko wypalonymi runami, ale i zadrapaniami, siniakami oraz opuchniętymi śladami po ukąszeniach owadów.

      Jej przybycie było tak niespodziewane, że Maxim aż się zachłysnął oddechem.

      – Wysłano mnie, żebym cię zabiła. – Cięła mieczem, usuwając z drogi gałęzie i krzaki, żeby mogła się na niego rzucić.

      Maxim odsunął się od ogniska.

      – Co ty wyprawiasz? Zakazuję! Jestem twoim wodzem-czarodziejem!

      Zaatakowała bez słowa. Inny wojownik wydałby mrożący krew w żyłach wrzask, ale Adessa była milczącą machiną do zabijania.

      Maxim zareagował instynktownie – uwolnił dar, posyłając ku niej kulę ognia. Ale runy ochronne sprawiły, że płomienie spłynęły po Adessie, nie czyniąc jej szkody. Zamachnęła się na niego mieczem. Zeskoczył z kłody i miecz z łupnięciem uderzył w porośnięte mchem drewno.

      Morazeth potknęła się na kawałku darni w błocku, a Maxim użył daru i ognisko buchnęło płomieniami. Nie spaliły chronionej runami wojowniczki, ale Adessa cofnęła się od nagłego rozbłysku i żaru, a on zyskał szansę ucieczki.

      Popędził przez wzgórek i wbiegł do błotnistej wody. Adessa pognała przez płomienie, jej bezlitosne oczy zalśniły od ognia.

      – Thora rozkazała, żebym cię zabiła i przyniosła jej twoją głowę. Nie zawiodę.

      Maxim wiele razy obserwował, jak Adessa walczy, i widział, jak pokonała Nicci po tym, jak czarodziejka rzuciła Thorze wyzwanie; widział też, jak szkoliła wojowniczki i zabijała na arenie różne monstra. Najwyraźniej sprawiało jej to przyjemność. On nigdy nie mógłby z nią walczyć w ten sposób. Nie przeżyłby.

      Zaatakował porywem wichru, spróbował ją odepchnąć, ale runy na skórze ją ochroniły. Wykorzystał więc wiatr do łamania gałęzi i ciskania nimi w Adessę niczym pałkami. Odtrącała je i szła na niego, jakby był yaxenem w zagrodzie. Maxim przebył wodny kanał, brnąc w miękkim mule po kolana. Adessa bez większych problemów go goniła.

      Iskrą magii zagotował wodę za sobą. Uniosła się para, oślepiając Adessę. Maxim, uciekając, żeby ratować życie, nie mógł się koncentrować na używaniu daru. Był wodzem-czarodziejem! Mógł dawać jej odpór, mógł ją opóźniać, ale wiedział, że Adessa jest niestrudzona. No i jest morazeth. Nie wiedział, co zrobić, gdzie się ukryć.

      W końcu to bagno go uratowało. Kiedy tak brnął przez błotnistą wodę, roztrącając i wyrywając krzaki i pnącza, żeby ciskać nimi w morazeth, ta wciąż go ścigała, nie zwracając uwagi na inne zagrożenia.

      W trzcinach czaiły się dwa duże bagienne smoki, gotowe rzucić się na niczego niepodejrzewającego warchlaka albo jelenia. Okryte pancerzem jaszczury popędziły ku morazeth; ich szczęki mogłyby przegryźć pień drzewa.

      Maxim skoczył na kolejny pagórek i przesadził powalone drzewo, Adessa zaś odwróciła się ku bagiennym smokom. Cięła mieczem i ostrze skrzesało iskry na ich szarozielonej skórze. Pierwszy smok kłapnął na nią paszczą i cofnęła się. Drugi się podkradł i skoczył do jej nogi, ale Adessa odskoczyła z gniewnym warknięciem. Skupiła się na walce z dwoma olbrzymimi jaszczurami.

      Maxim ledwo rzucił tam okiem, czmychając w noc. Nie spodziewał się, że bagienne smoki ją zabiją, Adessa była zbyt sprawną wojowniczką, ale zajmą ją na tyle długo, żeby zdążył uciec.

      Skoro wiedział, że morazeth go ściga, już nigdy nie straci czujności.

      ROZDZIAŁ 18

      Chociaż miasto i ludzie ją zdradzili, Thora wciąż wierzyła, że Ildakar należy do niej. Jego bogactwa, legenda, duch i społeczność trwały tylko dzięki niej. Stawała w wieży koronnej i patrzyła na panoramę budynków, poziomy miasta wznoszące się od zewnętrznych murów do szczytu płaskowyżu. Władała tym, chroniła.

      A jednak Ildakar obrócił się przeciwko niej. Nie docenili tego, co dla nich zrobiła jako władczyni, ile jej byli dłużni za samo swoje istnienie. Gdyby Utros i jego armia splądrowali teraz Ildakar, bo ludzie nie mają tu silnego wodza, może wtedy by zrozumieli. Miała nadzieję, że uświadomią sobie swój błąd, zanim będzie za późno.

      Kamienne ściany celi zamknęły się wokół Thory niczym dławiący chwyt. Zacisnęła pięści, poczuła, jak sztywne kłykcie i palce zginają się zgodnie z jej nakazem, lecz nadal tkwiły w niej pozostałości przeklętego uroku rzuconego przez Elsę, Damona i Quentina.

      Została sama w ciemnościach, z czarnymi myślami, zamknięta w małym lochu, głęboko w trzewiach urwiska. Drzwi z twardego drewna, grube na pół stopy, zawieszone na trzech żelaznych zawiasach, przymocowano do ościeżnicy długimi metalowymi, zardzewiałymi bolcami. Blokowały je ciężka zasuwa i solidna poprzeczna belka.

      Thora znała te lochy, bo przez stulecia zamykała tu niezadowolonych szlachetnie urodzonych i burzących się mieszczan. Więziła ich za karę, niekiedy dla ich własnego dobra, zawsze dla dobra Ildakaru. A teraz sama tu tkwiła.

      Była najpotężniejszą czarodziejką, jaka kiedykolwiek urodziła się w mieście. Jej władza trwała ponad piętnaście stuleci. Z pomocą swojego daru powinna być w stanie wysadzić te drzwi albo roztrzaskać kamienne ściany, lecz czarodzieje dawno temu obwarowali je ochronnymi zaklęciami. Powierzchnie pokrywały ryty run neutralizujące każdy jej magiczny atak – tak jak symbole wypalone na zwierzętach czy morazeth.

      Pomyślała przelotnie o wiernej Adessie i wiedziała, że morazeth znajdzie i zabije godnego pogardy Maxima, jak jej rozkazała. Thora żałowała, że nie może być świadkiem egzekucji, bo jej nienawiść do męża przewyższała nawet gniew z powodu tego, że popadła w niełaskę i stała się więźniarką. Była zdecydowana powrócić na należne jej miejsce w Ildakarze, zanim Adessa przyniesie głowę Maxima.

      Samotna w ciemnej celi mocniej zacisnęła pięść, wyczuła w mroku drogę aż do ściany, gdzie przez malutkie, zakratowane okienko w drzwiach sączyła się słabiutka szarawa poświata. Nawet tunele nie były oświetlone, bo nikt tutaj nie chciał marnować drewna czy magii transferentnej na palące się pochodnie. Ciemność była elementem kary nałożonej na Thorę, lecz ona odmawiała uznania tego za karę. Mrok był teraz jej przyjacielem, mogła w nim rozmyślać nad swoją sytuacją i układać plany.

      Przycisnęła dłoń do zimnego, gładkiego kamienia. Wyczuła śluzowate żyjące w mroku algi, lecz odczucie było nieostre, bo nerwy wciąż miała przytępione. Jej niegdyś tak wrażliwe palce były niezdarne, kiedy wiodła nimi po powierzchni; СКАЧАТЬ