Kroniki Nicci. Terry Goodkind
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Kroniki Nicci - Terry Goodkind страница 29

Название: Kroniki Nicci

Автор: Terry Goodkind

Издательство: PDW

Жанр: Детективная фантастика

Серия: Fantasy

isbn: 9788381887175

isbn:

СКАЧАТЬ go kocha. Pewnego wieczoru zmarł, zakrztusiwszy się rybią ością, kiedy jadł późną kolację w swoich pokojach. Nie było przy nim nikogo, kto mógłby mu pomóc. Elsa znalazła go rankiem. Opłakiwała jego stratę przez większość stulecia, lecz teraz już potrafiła – z tęsknym uśmiechem i błyskiem w oku – opowiadać o swoim mężu.

      Nathan wysłuchał jej opowieści i zapytał:

      – I nie wybrałaś sobie innego męża spośród tych wszystkich szlachetnie urodzonych i czarodziejów Ildakaru?

      Popatrzyła na niego nieśmiało.

      – Nigdy nie spotkałam mężczyzny, który by dorównywał Derekowi życzliwością czy czarującymi upodobaniami. – Zbyła to gestem. – Nie jestem już płochą młodą kobietą szukającą miłosnych uniesień. Mam całkiem dobre życie.

      Nathan odruchowo odgarnął z ramion siwe włosy.

      – O, moja droga, jestem przekonany, że wciąż masz w sobie tę płochą młodą kobietę. Poznaję to po twoich oczach i uśmiechu.

      Odwróciła się, ale dopiero wtedy, kiedy już zauważył jej zarumienione policzki.

      Wspomniała o prastarych kryptach na niższych poziomach Ildakaru, wykorzystywanych przez najwcześniejszych czarodziejów jako laboratoria i gabinety.

      – W tamtych dniach mający dar byli potężniejsi. Wypracowali tak straszliwą magię, że bali się ją wykorzystywać. Wtedy nie było takiej potrzeby.

      Nathan pomyślał przelotnie o potężnej magicznej wiedzy w archiwach Cliffwall; lecz było ono poza ich zasięgiem.

      – Wygląda na to, że my mamy teraz taką potrzebę. Jeśli masz jakieś sugestie…

      – W Ildakarze są miejsca, o których nikt nie myślał przez ponad tysiąc lat – powiedziała Elsa. – Pod całunem nieśmiertelności nie musieliśmy się opierać żadnym zewnętrznym niebezpieczeństwom i nawet się nam nie śniło, że kamienna armia mogłaby się przebudzić.

      – Pamiętasz, gdzie są te miejsca? – zapytał Nathan.

      Poprowadziła go pochyłą ulicą do następnej, prowadzącej do rozleglejszych otwartych przestrzeni, placów targowych, zagród, magazynów, rozległych dzielnic hałaśliwych, cuchnących warsztatów, jak kuźnie i garbarnie. Pozdrawiali cieśli piłujących kłody i wytwórców mebli. Wszyscy rzemieślnicy pracowali pomimo oblężenia. Tkacze stali przy swoich wielkich krosnach, tkając materiały o skomplikowanych wzorach, magicznych albo po prostu ozdobnych.

      Niektórzy podejrzliwie patrzyli na dwoje obcych, ale Nathan pozdrawiał ich serdecznym gestem. Elsa poprowadziła go obok dokazujących dzieciaków, warczącego psa, kowala odcinającego cienkie paski stali i wykuwającego z nich gwoździe, które następnie wrzucał do drewnianego cebra.

      Tam, gdzie miasto graniczyło z równiną, natrafili na duże kopce przypominające zniszczone bunkry; tylko tyle zostało z rozpadających się starych budowli, będących niegdyś wieżami astronomów i modyfikatorów pogody. Kiedy mający dar przenieśli się na wyższe poziomy miasta, te prastare budowle stały się magazynami, mieszkaniami dla robotników lub po prostu stertami surowców do ponownego wykorzystania. Niektóre z pagórków miały jeszcze kamienne drzwi prowadzące do środka, nadal zapieczętowane.

      – Tutaj. – Elsa podprowadziła Nathana do piaskowcowej wysepki będącej fundamentem wspaniałej budowli, dawno temu zniszczonej przez żywioły; okazało się, że wejście jest zamurowane. – Tu były podziemia. Wejść mogli wyłącznie najważniejsi czarodzieje, lecz nigdy nie znalazłam żadnych zapisków wyjaśniających, co tu właściwie było.

      – To może się przekonamy? – Nathan stanął przed barykadą, dotykając masywnych bloków smukłymi palcami; wydawały się nie do ruszenia jak lita skała. – Widzę tylko jeden problem.

      Elsa dotknęła tego samego bloku co Nathan i musnęła palcami jego palce.

      – Który można łatwo rozwiązać.

      Nathan się cofnął.

      – Mogę przywołać dar i to wysadzić.

      – Owszem, ale nie uciekajmy się do tego. Wykorzystam raczej moją transferentną magię. – Wróciła do kowala i poprosiła, żeby jej użyczył wiadro wody.

      Na chwilę przestał walić młotem, podał jej pusty cebrzyk i wskazał koryto.

      – Zrobię wszystko, żeby wspomóc Ildakar – powiedział bez śladu ironii.

      Nathan napełnił wiadro i zaniósł je do murowanej zapory.

      – Zamierzasz polać kamienie wodą, żeby się rozpuściły?

      – Oczywiście, że nie. – Elsa zanurzyła w wodzie palec i nakreśliła symbol na boku wiadra; zanim znak zdążył zniknąć, znowu zanurzyła palec i nakreśliła większą wersję symbolu na kamieniach. – Runa kotwicząca i runa komplementarna. Patrz.

      Kiedy dokończyła rysunek, wiadro zadrżało. Powierzchnię wody zmarszczyły koncentryczne kręgi – zbiegły się ku środkowi, a potem rozbiegły na zewnątrz. Kamienna barykada też się przesunęła.

      Woda w wiadrze zrobiła się mętna, ciemna, mulista. Kamienne bloki zmiękły i zaczęły się uginać. Spajająca je zaprawa wyciekła jak płyn, a woda w wiadrze stężała jak cement. Kamienie się obluzowały, kilka spadło na ziemię.

      Kiedy zaklęcie zrobiło, co trzeba, Elsa powiedziała:

      – A teraz po prostu je wypchnij.

      – Niezwykłe. – Nathan przycisnął dłoń do zapory i pchnął; z niepokojącą łatwością kamienie wpadły do środka, odsłaniając duże pomieszczenie. – To o wiele prostsze, niż się spodziewałem. Magia transferentna jest bardzo użyteczna, jeśli ktoś wie, jak i kiedy z niej korzystać.

      Nathan i Elsa weszli do środka i przywołali nad dłonie kule światła, żeby rozjaśnić komnatę. Znaleźli się w chłodnym, ciemnym miejscu, tchnącym wilgocią z nutką metalu – nie rdzy, lecz nieokreślonym nalotem srebra i mosiądzu. Pomieszczenie nie było składem magicznych przedmiotów czy wielką biblioteką tajemnych zaklęć; pośrodku znajdował się niski okrągły murek, coś w rodzaju studni. I to było źródło dziwacznego zapaszku.

      Elsa zmarszczyła brwi.

      – Liczyłam na coś więcej. Czy to kolejne źródło wody? Czemu mieliby je trzymać w ukryciu?

      Nathan poczuł dreszcz i radosne podniecenie.

      – Już kiedyś coś takiego widziałem. To nie jest jakaś tam studnia. To sylfa.

      Nathan, namawiając Nicci, żeby im towarzyszyła bez zwłoki, tylko napomknął o tym, co znaleźli razem z Elsą.

      – Chociaż odzyskałem dar, to nie wykorzystam tego odkrycia, bo do tego trzeba tak addytywnej, jak i subtraktywnej magii. To ty będziesz z tego korzystać.

      Nicci, wchodząc do pomieszczenia, wysunęła się naprzód i zapaliła własne światło, badawczo się przyglądając niskiej ściance. Damon, Quentin i СКАЧАТЬ