Kroniki Nicci. Terry Goodkind
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Kroniki Nicci - Terry Goodkind страница 30

Название: Kroniki Nicci

Автор: Terry Goodkind

Издательство: PDW

Жанр: Детективная фантастика

Серия: Fantasy

isbn: 9788381887175

isbn:

СКАЧАТЬ style="font-size:15px;">      – Co to jest sylfa? Nigdy o tym nie słyszałam.

      – Sylfa to kobieta zmieniona w istotę o wielkiej mocy. Każdy, kto ma dar magii addytywnej i subtraktywnej może przemieszczać się w sylfie na ogromne odległości, niemal natychmiastowo. Już tak robiłam.

      – Sądzisz, że sylfa wciąż żyje? – zapytał Nathan. – Możesz nią podróżować?

      Nicci oparła dłonie na kamiennym kręgu i spojrzała w wilgotną głębię, o metalicznej woni. Studnia wydawała się nie mieć dna – po prostu bezkresna pustka. Nie wyczuła żadnego ruchu, nie usłyszała dźwięku.

      – Korzystałam przedtem z dwóch różnych sylf i ta może być podobna do nich albo zupełnie odmienna. Ildakar leży daleko od znanych mi punktów docelowych. To może być część odmiennej sieci sylf, z punktami docelowymi na obszarze Starego Świata. – Myśli kłębiły się jej w głowie. Czy mogłaby się przenieść do Pałacu Ludu i opowiedzieć Richardowi o pradawnej armii? Ildakar dotąd był osamotniony, nie miał znikąd pomocy. – Może kiedy się dowiem, co Utros zamierza zrobić z Ildakarem, udam się z wieściami do innych miast.

      ROZDZIAŁ 17

      Wódz-czarodziej Maxim, chociaż pogardzał Ildakarem, zaczął się zastanawiać, czy warto porzucać cywilizację. Piątego dnia na zdradzieckich moczarach był brudny, przemoczony, ubłocony i głodny. Nieustannie atakowały go chmary spragnionych krwi owadów.

      Przebijając się przez cierniste krzewy i ostre jak brzytwa turzyce, wykorzystywał dar, żeby się wyplątać z mocnych jak liny pajęczyn. Dotarł do pagóra porośniętej mchem ziemi, gnijących gałęzi i kępek trzciny. Zrezygnowany uświadomił sobie, że lepszego miejsca na obozowisko nie znajdzie.

      Czarne spodnie były wymięte i ubłocone, ale przynajmniej solidny jedwab się nie podarł. Dzięki butom ze skóry yaxena miał suche stopy; póki nie zapadł się po kolana w błocko, bo wtedy woda wlała się do środka.

      Chodził dookoła żałośnie małej wysepki i słuchał chlapania i plusków istot poruszających się w niemrawo płynących wodach. Przywlókł oślizłe, pokryte mchem gałęzie i ułożył kupkę mokrego drewna na ognisko. Trzeba będzie po mistrzowsku korzystać z daru, żeby przetrwać noc w suchości i cieple, lecz był jednym z najpotężniejszych czarodziejów Ildakaru. Z pewnością uda mu się rozpalić ogień.

      Ułożył drewno w byle jaki stos. Skinieniem dłoni posłał w niego dar, zmienił wilgoć w parę, która z sykiem uleciała, i osuszył drewno. Rzucił iskrę w sam środek, uważając, żeby drewno nie buchnęło wielkim płomieniem. Wkrótce miał strzelający i potrzaskujący ogień. Mrok gęstniał.

      Z pniaka zrobił prowizoryczne siedzisko; usunął szorstką korę i dopiero wtedy usiadł. Zapowiadała się kolejna pozbawiona wygód noc. Pomyślał tęsknie o obszernych łożach w swojej wspaniałej willi. Mógłby spać na jedwabnych prześcieradłach, czując wpadający przez okna chłodny wiatr, bez wątpienia zaspokojony po seksie z jedną ze swoich partnerek z erotycznych zabaw. Mógłby też lec przy zimnej, złośliwej Thorze, której lodowaty ziąb sięgał poza ciało, jak i w głąb jej duszy. Maxim zadygotał i przysunął się do ogniska. Nie, nawet to było lepsze niż bycie z nią.

      Blisko dwa tysiące lat temu szczerze kochał Thorę. Myśli o niej przepajały jego uczucia i działania. Byli nierozłączni, kochali się tak gorąco, że nawet minstrele nie potrafili tego zadowalająco oddać. Władczyni i wódz-czarodziej wspólnie stworzyli potężną magię, żeby władać miastem, którego opiekunami i strażnikami się ogłosili. Thora marzyła o zbudowaniu idealnej społeczności; każdy niewolnik i robotnik, każdy kupiec miał na swój sposób służyć Ildakarowi.

      Takie było marzenie Thory, a ponieważ Maxim był zaślepiony miłością, pozwolił żonie postawić na swoim. Teraz wzbudzało to w nim odrazę; wokół niosły się nocne odgłosy moczarów, a on nie mógł uwierzyć, że był taki naiwny. Sam był potężnym czarodziejem, czemu więc serce miał takie słabe? Powinien był się sprzeciwić i ukształtować Ildakar według swoich życzeń. Wtedy był głupcem, sądził, że naprawdę właśnie tego chce. A może i tak było, lecz pragnienia i potrzeby Maxima się zmieniły, a zainteresowanie Maxima osłabło. Ildakar był jego największym triumfem, ale przez stulecia stagnacji się nim znudził.

      Maxim i Thora po oblężeniu przez generała Utrosa działali wspólnie z innymi czarodziejami. Cóż za wspaniałe dni, pełne sensu i determinacji! Jednakże nawet taka namiętność może się w końcu wypalić. I największa miłość nie może wiecznie trwać; taka po prostu jest ludzka natura.

      Thora miała idealne ciało, twarz, której piękna nie potrafili uchwycić rzeźbiarze; lecz jej niegdyś tak słodkie pocałunki utraciły smak, kształtne i ciepłe ciało przypominało stary znoszony ubiór. Uwielbienie Maxima zmieniło się we wzgardę.

      Ildakar, wzniesiony na wyśnionym przez Thorę i przez nią nakreślonym planie, stał się nudny i zmurszały. Większość mieszkańców nawet nie zauważyła tych zmian. Miasto było jak piękna porcelanowa waza pokryta siateczką cienkich jak włos pęknięć. Maxim chciał je zniszczyć.

      Stał się Lustrzaną Maską; dla rozrywki igrał z niepokojami wśród niewolników i przedstawicieli niższych warstw, podsycał ich wątpliwości i gniew. To była wspaniała zabawa, która go przez jakiś czas zajmowała. Poniewierani ludzie zawsze pragną wybawcy, bohatera i Maxim – odgrywając tajemniczą postać w szarej szacie kryjącą się za maską z luster – dał im to, za czym tęsknili.

      Początkowo była to gra i Maxima bawiło nabieranie biednych ludzi. Ale w miarę jak jego plan stawał się bardziej złożony, uświadomił sobie, że natknął się na sposób podważenia statusu szlachetnie urodzonych, członków dumy, aroganckich czarodziejów – zwłaszcza Thory. Całe miasto było suchą podpałką, a on skrzesał iskrę.

      Rebelia była dla niego czymś wspaniałym. Patrzył, jak niewolnicy wypuszczają bojowe zwierzęta, wojowników z areny i szaleją na ulicach. Maxim czuł erotyczny dreszcz, widząc, że jego plany się spełniają dzięki pomocy charyzmatycznej czarodziejki Nicci, szczerze wierzącej w cel.

      Maxim zwyciężył i Thora została obalona, lecz on sam uciekł z Ildakaru, nie chcąc się stać ofiarą rozpadu jego społeczności. Dolał oliwy do ognia, żeby mieć pewność, iż wielkie miasto upadnie, i odczynił jedyny w swoim rodzaju czar petryfikacji, który sam wymyślił, żeby niezliczeni żołnierze pradawnego wodza się obudzili. O, jakże chciałby siedzieć sobie i patrzeć na rozwój wydarzeń!

      Ale był sam, nieszczęśliwy i zbolały, na moczarach; co prawda sam się tak urządził. Siedząc na porośniętej mchem kłodzie przy trzaskającym ogniu, Maxim wykorzystał dar do osuszenia ubrania i oczyszczenia się, żeby się lepiej poczuć. Tak, miał moc pozwalającą kontrolować otoczenie. Nie dysponował wspaniałym łożem z jedwabną pościelą w wielkiej willi, ale przetrwa. Po prawdzie to już myślał o sobie jako o królu tego całego bagniska, dziedziny błota, owadów i łuskowatych stworów.

      Przynajmniej był królem i był to nowy początek.

      Wyrwał zieloną młodziutką wierzbę z obrzeża pagórka, sondował nią ospale płynącą wodę i natrafił na dużą żerującą przy dnie rybę. Uwolnił dar i zatrzymał jej malutkie serce. Chwilę później ryba wypłynęła brzuchem do góry, w zasięgu jego ręki. Maxim wyciągnął ją z wody, wypatroszył i nadział na wierzbową gałązkę, żeby upiec nad ogniem na СКАЧАТЬ