Название: Prom
Автор: Remigiusz Mróz
Издательство: PDW
Жанр: Ужасы и Мистика
Серия: Ślady Zbrodni
isbn: 9788327156624
isbn:
– Tak. Została połączona z ISCOMFAROES i wcielona do Arktisk Kommando.
– Wie pan także, dlaczego tak się stało.
– Ze względów pragmatycznych. Chodziło o finanse oraz…
– Gówno prawda – przerwał mu Olsen.
Czekał, aż rozmówca żachnie się po raz kolejny, ale tym razem Kallsberg postanowił milczeć. Hallbjørn po raz pierwszy pochwalił go w myślach za podjęcie słusznej decyzji.
– Duńczycy zlikwidowali ją, bo pojawiało się coraz więcej smrodu z przeszłości – powiedział. – I ten smród właśnie do nas wszystkich dotarł.
Polityk milczał.
– Grønlands Kommando pilnowało bazy w Thule na Grenlandii. Ale nie tylko. Zajmowało się także innymi zadaniami na tym terytorium. Między innymi uczestniczyło w Siriuspatruljen i…
– Do rzeczy, panie Olsen.
– I obsługiwało eksperymentalną bazę amerykańską, ukrytą pod lodem. Camp Century. Tę samą, która była zasilana energią jądrową. Tę samą, w której prowadzono badania nad ładunkami atomowymi i…
– To niepotwierdzone informacje.
– Słucham?
– Nie ma na to dowodów.
– Doprawdy? A skażenie wywołane katastrofą bombowca B-pięćdziesiąt dwa nieopodal bazy Thule? A raporty duńskiego parlamentu? Zdaje pan sobie sprawę, że sami Amerykanie przyznali się do rozmieszczenia pod lodem wyrzutni międzykontynentalnych pocisków balistycznych?
– Panie Olsen…
– Niech mi pan oszczędzi tych bzdur – nie dał sobie przerwać Hallbjørn. – Nie zakłamie pan rzeczywistości tylko dlatego, że tak byłoby teraz dla wszystkich najwygodniej. Ta sprawa wróciła.
Ostatnim razem było o niej głośno w połowie lat dziewięćdziesiątych, kiedy w końcu wyszło na jaw, co tak naprawdę Amerykanie robili na terytorium Grenlandii podczas zimnej wojny.
Zaczęło się niewinnie. Dania zezwoliła im na otwarcie placówki Camp Century, w której naukowcy mieli pracować nad nowymi odkryciami. Na stałe mieszkało tam kilkaset osób, głównie żołnierze, a baza przypominała właściwie małe miasteczko. Mimo że znajdowała się kilkadziesiąt metrów pod lodem.
Wybudowano ją w latach sześćdziesiątych, działała pięć lat i przez cały ten czas duńskie władze były przekonane, że nie dzieje się tam nic, o czym by nie wiedziały. Całość napędzana była przez reaktor jądrowy, ale Amerykanie słowem nie zająknęli się o tym, że to niejedyna związana z energią atomową technologia, nad jaką tam pracują.
A pracowali. W połowie lat dziewięćdziesiątych okazało się, że ich cele nie pokrywały się z tym, o czym mówili głośno. Wojsko USA planowało bowiem rozmieszczenie na Grenlandii setek rakiet z głowicami.
Plan nie doszedł do skutku, bo natura okazała się silniejsza niż zimnowojenne motywacje. W 1965 roku wszyscy musieli uciekać z bazy, ponieważ lądolód zaczął się przemieszczać szybciej, niż naukowcy się spodziewali. Ewakuowano ludzi i zabrano, co się dało, ale większość materiałów, także tych radioaktywnych, pozostało na miejscu.
Powrócono tam dopiero siedem lat później, aby ocenić rozmiar zniszczeń. Spod zwałów lodu nie było czego ratować. Właściwie nie sposób było nawet dotrzeć do miejsc, w których niegdyś pracowano nad technologią mogącą zniszczyć ludzkość. Została zakopana znacznie głębiej, niż wynikało to z obliczeń Amerykanów.
Kolejne problemy zaczęły się jednak w 2016 roku, kiedy kanadyjscy i szwajcarscy naukowcy opublikowali niepokojący raport. Ich zdaniem lód zaczął topić się tak szybko, że stopione chłodziwo z reaktora prędzej czy później zostanie odkryte przez samą naturę. A wraz z nim także wszystko inne.
Nikt nie pilnował teraz tego terenu. Waszyngton milczał, Dania niechętnie wracała do tematu. Grenlandia, formalnie terytorium zależne, była ziemią niczyją. I miejscem, w którym zaradny terrorysta mógł przy odrobinie szczęścia uzyskać dostęp do materiałów radioaktywnych.
– Rozumiem pańskie wzburzenie – odezwał się Kallsberg. – Chciałbym jednak wiedzieć, z czego wnosi pan, że w istocie grozi nam tak duże niebezpieczeństwo.
– Mówiłem. Przy ciele znaleziono naszywkę.
– I?
– Co proszę?
– I co w związku z tym?
Hallbjørn pożałował, że wyrzucił papierosa.
– Znaleźliśmy zmasakrowane zwłoki kogoś, kto mógł pracować w Camp Century. Mamy porwany prom. Na Wyspach Owczych. W tym samym dniu. – Olsen miał wrażenie, że jaśniej nie mógł tego przedstawić. – Czego więcej panu potrzeba?
– Dowodu.
– Więc niech pan sięgnie po logikę. Uważa pan, że to naprawdę może być przypadek?
– Nieistotne, co uważam – odparł polityk i westchnął prosto do mikrofonu. – Liczy się to, co pomyślą rozmówcy premiera.
– Nie mają się nad czym zastanawiać.
Odpowiedziało mu milczenie.
– Panie ministrze?
– Chyba nie zdaje pan sobie sprawy z implikacji…
– Doskonale zdaję sobie sprawę – wycedził przez zęby Hallbjørn. – Zostaną wysłane siły międzynarodowe. Wojsko zrobi wszystko, żeby w porę zapobiec tragedii. Nie będą tracić czasu na rozmowy, jak politycy. Zamiast tego wycelują w głowę tego, który to wszystko zorganizował, a potem otworzą ogień.
Powiedział to na jednym oddechu. Potem odchylił głowę i jednak sięgnął po kolejnego papierosa. Zaufanie, jakie zadeklarował dla wojska, zdziwiło jego samego. Do tej pory uważał, że nigdy nie będzie myślał o jakiejkolwiek armii w taki sposób.
Wydarzenia w Bośni odcisnęły na nim zbyt wyraźne piętno, był o tym przekonany.
– To bardzo delikatna sprawa.
– Wręcz przeciwnie – zaoponował Hallbjørn. – Będzie wyjątkowo niedelikatna, jeśli zaraz nie zaczniecie działać.
– Działamy, panie Olsen. Działamy.
Hallbjørn miał nadzieję, że w istocie tak jest, a minister stosuje wybiegi, ponieważ nie może zdradzić mu szczegółów. Przez moment czekał, aż Kallsberg powie coś więcej, ale polityk milczał.
– Oby – mruknął wreszcie Olsen.
– Musi pan jednak pojąć, że z naszego punktu widzenia wygląda to… nieco inaczej niż z pańskiego.
– Nie rozumiem.
– Widzi СКАЧАТЬ