Prom. Remigiusz Mróz
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Prom - Remigiusz Mróz страница 18

Название: Prom

Автор: Remigiusz Mróz

Издательство: PDW

Жанр: Ужасы и Мистика

Серия: Ślady Zbrodni

isbn: 9788327156624

isbn:

СКАЧАТЬ co ma do tego Dania?

      Katrine uśmiechnęła się w duchu. Najwyraźniej pewne rzeczy nie zmieniają się nawet w sytuacji zagrożenia, przynajmniej jeśli chodzi o typowe niezrozumienie między Dunką a Farerem. Z jej punktu widzenia Faroje były taką samą częścią kraju jak Læsø i inne wyspy w cieśninie Kattegat. Owszem, cieszyły się większą autonomią, ale wchodziły w skład Danii. Tymczasem ludzie tacy jak Jóhan postrzegali je jako niemal niezależne terytorium.

      – Mniejsza z tym – odparła. – Świat widzi Wyspy Owcze jako część Danii.

      – Nie powiedziałbym.

      – Ale dla przeciętnego dżihadysty może tak być.

      – Tak czy owak, Dania przecież nie bierze udziału w akcjach przeciwko ISIS.

      Katrine spojrzała na niego z powątpiewaniem.

      – Chyba nie śledzisz najnowszych wiadomości.

      – Wysłaliście swoich obywateli na Bliski Wschód?

      – Od dawna jesteśmy zaangażowani w walkę z Państwem Islamskim w Iraku, Jóhan. A w sierpniu tamtego roku nasze lotnictwo przeprowadziło pierwsze naloty na bazy ISIS w Ar-Rakce.

      – Niewiarygodne…

      – W Syrii.

      – Tak, wiem, gdzie jest Ar-Rakka. Miałem na myśli to, że wasze nieprzemyślane działania odbijają się oczywiście właśnie na nas. Nie pierwszy raz.

      Nie wiedziała, co konkretnie ma na myśli, ale wolała nie wnikać. Prawda była taka, że jeśli to rzeczywiście atak samotnego wilka, inspirowany przez ISIS, to Duńczycy będą tymi, na których spadnie fala krytyki.

      Ludzie zawsze szukali winnych, zwłaszcza gdy sami zabójcy nie mogli już odpowiedzieć za swoje czyny. W Nicei fala krytyki spadła na służby i lokalne władze, jak gdyby rzeczywiście można było przewidzieć, że pojawi się szaleniec, który użyje ciężarówki jako broni. Oczywiste było, że w razie tragedii na promie linii Horisont Færger winnych da się wytypować jeszcze łatwiej.

      – I to kolejny dowód na to, że… – ciągnął Bærentsen.

      – Daj spokój, Jóhan. Nie pora na tradycyjne przepychanki.

      – To nie przepychanki, ale poważne wnioski. Być może poważniejsze niż kiedykolwiek.

      Katrine uznała, że najlepiej nie komentować tego w żaden sposób. Nawet jeśli Bærentsen miał rację.

      Dotarli na koniec korytarza i zatrzymali się przed kolejnymi drzwiami. Dochodził stamtąd dźwięk głośnych rozmów. Katrine i Jóhan spojrzeli na siebie, po czym policjantka przyłożyła głowę do drzwi.

      – Słyszysz coś?

      – Tylko gwar. Nie mogę rozpoznać nawet języka, w którym rozmawiają.

      Bærentsen stanął obok, ale nie miał więcej szczęścia. Pokręcił głową i zaklął cicho.

      – Ale gwar to dobry znak – dodała Ellegaard. – Gdyby po drugiej stronie był zamachowiec, panowałaby cisza jak w grobie.

      Porównanie nie było zbyt fortunne, ale Jóhan tylko znacząco odchrząknął, a potem ruchem ręki pokazał jej, by się odsunęła. Wziął zamach i wbił toporek w drzwi. Ludzie po drugiej stronie natychmiast ucichli.

      Nikt się nie odzywał, dopóki Bærentsenowi nie udało się przebić. Katrine szybko go odsunęła i sama przechyliła się przez otwór.

      – Vicepolitikommissær Ellegaard, duńska policja – powiedziała czym prędzej.

      Szybko okazało się, że postąpiła przezornie. Kilku mężczyzn już podnosiło szklane butelki. Obrzuciła wzrokiem pomieszczenie i przekonała się, że trafili do jednej z mniejszych restauracji.

      Znajdowało się w niej kilkanaście osób – i wszyscy jakby odetchnęli, kiedy tylko usłyszeli, że zjawił się stróż prawa. Katrine poleciła, by się odsunęli, aby jej towarzysz mógł się uporać z drzwiami, a potem sama zrobiła Jóhanowi miejsce.

      Po chwili przeszła na drugą stronę i ze zdziwieniem stwierdziła, że nikt nie zwraca już na nią uwagi. Wszyscy ustawili się przed oknami, wyglądając na zewnątrz.

      – Co jest, do cholery? – zapytał Bærentsen.

      Ellegaard zbliżyła się do grupy ludzi. Jeden z mężczyzn odwrócił się do niej i Jóhana. Sprawiał wrażenie, jakby właśnie usłyszał wyrok śmierci. Gdy pozostali zaczęli tracić zainteresowanie tym, co działo się za oknem, Ellegaard ujrzała na ich twarzach to samo.

      – Co się dzieje? – spytała.

      – Zostawili nas – powiedziała jakaś kobieta.

      – Straż przybrzeżna odpłynęła – dodał inny pasażer. – Przez chwilę rozmawiali z kimś przez radio, a potem zawrócili motorówkę i odpłynęli.

      – Jak tak można?

      – Powinni być tutaj, dopóki to się nie skończy.

      – Kto im na to pozwolił?

      – Musieli uznać, że robi się niebezpiecznie.

      Pytaniom, zarzutom i spekulacjom nie było końca. Katrine odczekała chwilę, by emocje choć trochę opadły, a potem uniosła pistolet. Na pierwszy rzut oka widać było, że to nie jest służbowa broń, ale nie miało to żadnego znaczenia. Liczył się gest władzy.

      – Proszę państwa! – krzyknęła. – Proszę zachować spokój. To, że jednostka straży przybrzeżnej odpłynęła, nie znaczy, że…

      – A kim pani jest? – rzucił ktoś.

      Kilku innych natychmiast podchwyciło podszyte protekcjonalizmem pytanie i niewypowiedziany zarzut. Podniosła się wrzawa, niektórzy wystąpili w obronie duńskiej policjantki, inni twierdzili, że nie ma prawa ani tym bardziej kompetencji, by przejmować dowodzenie grupą.

      Ellegaard przypuszczała, że emocje buzowały w tych ludziach od momentu, kiedy zamachowiec zablokował drzwi. W przeciwieństwie do niej i Bærentsena nie mieli do dyspozycji toporków.

      Rozejrzała się, a potem podeszła do jednego z krzeseł i weszła na nie. Część zebranych skupiła na niej uwagę.

      – Proszę zachować spokój! – zawołała.

      Kilka osób ostentacyjnie odwróciło się do niej plecami. Pozostali jednak czekali na to, co miała do powiedzenia.

      – Wbrew pozorom to może być dobry znak – powiedziała. – Być może służbom udało się nawiązać kontakt z porywaczem i ten przedstawił żądanie, by straż się wycofała.

      – I niby dlaczego to ma być dobry sygnał?

      – Bo samo podjęcie rozmów oznacza, że ten człowiek czegoś chce.

      – Oczywiście, СКАЧАТЬ