Prom. Remigiusz Mróz
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Prom - Remigiusz Mróz страница 19

Название: Prom

Автор: Remigiusz Mróz

Издательство: PDW

Жанр: Ужасы и Мистика

Серия: Ślady Zbrodni

isbn: 9788327156624

isbn:

СКАЧАТЬ wzrokiem po zgromadzonych. Zdecydowana większość wyglądała, jakby była gotowa powybijać okna i wyskoczyć w mętną toń cieśniny Nólsoyarfjørður. Mieli dosyć bierności.

      Katrine zastanawiała się, czy którekolwiek z nich zdążyłoby dopłynąć do lądu, zanim wystąpiłaby hipotermia. Przypuszczała, że nie. Bez kilkumilimetrowej pianki neoprenowej nie było sensu ryzykować.

      – Czymś musiał im zagrozić – odezwał się jeden z mężczyzn. – Inaczej by nie odpłynęli tak po prostu.

      – Czym? – spytał ktoś.

      – Bóg jeden wie… Może detonacją ładunku wybuchowego, a może zabiciem zakładników.

      – Niekoniecznie – wtrąciła się Katrine. – Może to zwykłe ustępstwo ze strony służb. Gest dobrej woli.

      – Nie ma czasu na takie gesty, niech działają!

      – Jestem przekonana, że…

      – Potrzebujemy pomocy, do kurwy nędzy!

      Ellegaard zatknęła pistolet za pasek spodni i uniosła otwarte dłonie.

      – Spokojnie – powiedziała. – Straż przybrzeżna i tak w niczym by nam nie pomogła. Taki gest nic nie kosztował, a zapewniam, że odpowiednie służby już działają. Być może jednostki są na miejscu i czekają w gotowości za którymś klifem.

      Urzędowy ton głosu, który udało jej się przybrać, sprawił, że mężczyzna nieco się uspokoił. Katrine postanowiła skorzystać z chwili spokoju.

      – Czy ktoś z państwa może mi powiedzieć cokolwiek o całej sytuacji? – zapytała, rozglądając się. – Każda informacja będzie cenna. Przekażę wszystko później osobom na zewnątrz.

      – W jaki sposób?

      Spojrzała na pasażerkę, która zadała pytanie. Cisza przeciągała się nieco za długo.

      – Nie ma pani pojęcia! – wytknęła kobieta.

      – Zamierzam znaleźć sposób – odparła Katrine. – I prędzej czy później mi się uda. Ale im więcej się dowiem, tym większe będą nasze szanse.

      – Na przeżycie?

      – Na szybki ratunek – sprostowała. – A teraz proszę, czy ktoś ma jakieś informacje? Ktoś widział zamachowca? Słyszał coś? Odnotował cokolwiek niepokojącego podczas rejsu?

      Przez tyle godzin porywacz musiał wejść w kontakt z niejednym pasażerem. Katrine liczyła na to, że w pewnym momencie powinęła mu się noga i nieco się odkrył. Wówczas mogło to ujść uwadze tych ludzi, ale teraz każdy patrzył inaczej na wszystko, co działo się od opuszczenia portu w Hirtshals.

      – To naprawdę ważne – dodała.

      Opuściła ręce i wsunęła je do kieszeni dżinsów. Spodnie były przemoczone, ale nie zwracała na to uwagi. Patrzyła na zebranych. W końcu mniej więcej dwudziestoletnia dziewczyna wysunęła się do przodu.

      – Rozmawialiśmy o tym, zanim się państwo pojawili – zaczęła. – Ale nikt z nas nie widział żadnych muzułmanów.

      – Nie to miałam na myśli.

      – A co? – żachnął się ktoś. – Przecież wiadomo, że to oni.

      – Na razie nic nie wiemy, więc…

      – Arabów w każdym razie nikt nie widział – ucięła dziewczyna. – Ani żadnych innych podejrzanych typów.

      Katrine zerknęła w kierunku roztrzaskanych drzwi. Była przekonana, że korytarz, którym przyszli, to jedyna droga prowadząca z kajut do tego miejsca. A to oznaczało tylko jedno. Zamachowiec zabił kobietę i potem jako ostatni wszedł do restauracji.

      Przez moment zastanawiała się, ile może powiedzieć tym ludziom. I czy powinna poinstruować ich, by nie próbowali wrócić do swoich kabin. Ostatecznie uznała, że im mniej powie, tym lepiej.

      – Co teraz? – rzucił ktoś. – Co pani zamierza?

      – A dlaczego akurat ją o to pytasz? – oburzył się inny pasażer.

      – Bo jest policjantką.

      – Duńską.

      – Ale udowodniła, że…

      – Gówno udowodniła. We wszystkim pomagali jej Hallbjørn i Nolsøe.

      Ellegaard wciąż nie mogła przywyknąć do tego, że ludzie pracujący przy sprawie zaginięcia Pouli Løkin, a potem starający się rozwiązać tajemnicę kości, byli poniekąd celebrytami. Próżno było szukać na Farojach osoby, która nie znałaby większości faktów związanych z tymi wydarzeniami.

      – Z pewnością poradzi sobie lepiej od ciebie.

      – Nie wydaje mi się.

      – Proszę państwa…

      – Sam widzisz, że ona nie wie nawet, co się dzieje. To nas musi pytać o to, czy…

      – Proszę państwa!

      W końcu umilkli, choć przez chwilę obawiała się, że będzie musiała nie tylko wyciągnąć pistolet sygnałowy, ale także pogrozić nim kilku malkontentom.

      Wszyscy skupili na niej wzrok.

      – Nie stać nas na takie sprzeczki – oznajmiła. – Na pokładzie jest człowiek lub grupa ludzi, których musimy powstrzymać.

      – My?

      – Nie konkretnie państwo. Mam na myśli służby.

      – A jednak prosi nas pani o pomoc.

      – Tylko w kwestii informacji. Nikt nie oczekuje od państwa zaatakowania napastnika. Wręcz przeciwnie, ważne jest, aby zostali państwo tutaj i nigdzie się nie ruszali. A przede wszystkim nie wychodzili na korytarz. – Wskazała na drzwi.

      – Dlaczego nie?

      Wolałaby, żeby to pytanie nie padło, ale nie łudziła się, że uda się go uniknąć.

      – Nie jest tam bezpiecznie – odparła wymijająco. – I wszystko wytłumaczę, ale najpierw muszę się czegoś dowiedzieć.

      – Czego?

      – Kto z państwa wszedł do restauracji jako ostatni? – zapytała, wodząc wzrokiem po zebranych.

      Patrzyli po sobie, jakby nie zrozumieli pytania. Dopiero po chwili zaczęli rozmawiać półgłosem między sobą. Ellegaard czekała niecierpliwie, obserwując, jak starają się ustalić, kto i kiedy się pojawił.

      Skorzystała z okazji, by się im przyjrzeć. Znała kilka osób z widzenia, musiała mijać je w Vestmannie lub na ulicach Tórshavn. Raczej nie w żadnej z wiosek, do których zabrał ją Hal. Tamtejsi nie ruszali się poza СКАЧАТЬ