Pokuta. Anna Kańtoch
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Pokuta - Anna Kańtoch страница 19

Название: Pokuta

Автор: Anna Kańtoch

Издательство: PDW

Жанр: Ужасы и Мистика

Серия: Ze Strachem

isbn: 9788380498976

isbn:

СКАЧАТЬ Jeszcze po piwku?

      – Czemu nie. – Igielski sięgnął po otwieracz. Z kuchni dobiegał zapach świadczący o tym, że ciasto wylądowało już w piekarniku i właśnie zaczyna się rumienić. – Tylko że to wszystko nijak nie tłumaczy, kto mógłby zapłacić Kowalskiemu taką sumę.

      – No, matka Andrzeja na pewno nie. – Lekarz uśmiechnął się lekko. – Biedaczka leży w naszym szpitalu, wiesz o tym? Już dawno powinna była umrzeć, ale jakimś cudem ciągle trzyma się życia.

      – Wiem, byłem u niej, jak aresztowaliśmy chłopaka. Miałem jej o tym powiedzieć, ale jakoś nie wyszło… – Igielski wzdrygnął się na wspomnienie kobiety tak wychudłej, że przypominała obciągnięty pomarszczoną skórą szkielet. Biała to traciła przytomność, to znów ją odzyskiwała, ale nawet w takich momentach patrzyła na milicjanta zdumiona, najwyraźniej nie mogąc pojąć, co ten człowiek w mundurze robi obok jej łóżka. Starszy sierżant stchórzył wtedy: pomyślał, że to nie jest dobry moment, że przyjdzie później. A później zapomniał, bo było tyle innych spraw, którymi musiał się zająć. A może po prostu nie chciał pamiętać.

      – Ja wpadłem do niej na chwilę wczoraj. Sam nie wiem, po co, chciałem chyba wymienić przy niej nazwisko Kowalskiego i zobaczyć, jak zareaguje.

      – I co?

      – Nic, nawet mnie nie usłyszała. Albo nie zrozumiała. Pytała tylko w kółko o syna, kiedy przyjdzie ją odwiedzić.

      – Czyli ona nadal nie wie o jego aresztowaniu?

      – Na to wygląda, chociaż możliwe, że ktoś jej powiedział, ale zdążyła zapomnieć. A jeśli nie wie, to w sumie chyba nawet dobrze.

      Igielski skinął głową, czując lekką ulgę, jakby ksiądz właśnie rozgrzeszył go w konfesjonale.

      – A ojciec chłopaka? – zapytał Nowacki. – Znalazłeś go?

      – Tak, mieszka w Gdyni, z konkubiną i dwójką małych dzieci. Tyle dobrego, że ma wreszcie uczciwą pracę, bo zatrudnił się w szkole podstawowej jako woźny, ale w domu tak czy inaczej się nie przelewa. Nie byłoby go stać na wynajęcie kogoś, kto przyznałby się do morderstwa. Poza tym nie sądzę, żeby jakoś szczególnie zależało mu na najstarszym synu. Kiedy poinformowałem go, że aresztowaliśmy chłopaka pod zarzutem morderstwa, powiedział tylko „No, no, kto by pomyślał, że to chuchro jest do czegoś takiego zdolne”. Prawie jakby dopiero teraz był z niego dumny. – Igielski skrzywił się lekko.

      – Biedny chłopak.

      – Biały?

      – A kto? Zabił Renię czy nie, i tak miał parszywe życie. I nikt nie próbował mu pomóc.

      – Niektórzy próbowali – zaprotestował Igielski. – Rozmawiałem z jego wychowawcą, podobno i w podstawówce, i potem w liceum powszechna była opinia, że Andrzej to inteligentny chłopak z talentem do fotografii, tylko straszny odludek. Pogorszyło mu się, kiedy odszedł ojciec, a matka zachorowała, potem przez jakiś czas było lepiej, ale w kwietniu Biała dowiedziała się, że ma nawrót raka i tym razem raczej już się nie wywinie.

      – Na miesiąc przed maturą syna.

      – Taa, na miesiąc przed maturą. Nic dziwnego, że koncertowo ją zawalił. Wychowawca proponował, żeby podszedł jeszcze raz, ale chłopak nie chciał o tym słyszeć… – Igielski urwał.

      Dwa tygodnie po niezdanej maturze Andrzej Biały znalazł pracę w fabryce konserw, gdzie zajmował się wycieraniem podłóg i wynoszeniem rybich flaków – aż do dnia, gdy Igielski i Bąk zatrzymali go pod zarzutem morderstwa.

      Lekarz miał rację, biedny chłopak, oczywiście jeśli się nie wzięło pod uwagę, że ten nieszczęśnik z dużym prawdopodobieństwem udusił dziewczynę, której jedyną winą było to, że nie chciała go kochać.

      Nowacka wkroczyła z tacą ciepłej jeszcze, pachnącej cynamonem i jabłkami szarlotki, przerwali więc rozmowę i zrobili miejsce na stole, odsuwając butelki.

      – Może zjesz z nami? – zaproponował lekarz, ale żona potrząsnęła głową. Igielski widział to już wielokrotnie, jak odprawiany raz za razem rytuał.

      – Gdzie tam miałabym czas siadać, zupę na piecu jeszcze mam.

      Nowaccy byli małżeństwem tradycyjnym: on pracował, ona sprzątała, gotowała i nie lubiła wtrącać się w to, co nazywała „męskimi sprawami”. Jeszcze do niedawna Igielski tak wyobrażał sobie swój własny związek. Teraz coraz częściej przychodziło mu do głowy, że z Beatą to by nie wypaliło. A w każdym razie nie na dłuższą metę. Jego narzeczoną z panią Nowacką łączyło tylko zamiłowanie do gotowania, ale potrawy Beaty zawsze były fikuśne i zawierały składniki takie jak kardamon, oliwki czy mleko kokosowe, które starszy sierżant kupował w gdańskiej hali targowej – tam, gdzie trafiały towary przemycane przez zawijających do portu marynarzy. Kiedy jeszcze byli razem, tęsknił czasem za kawałkiem zwyczajnego kotleta schabowego z ziemniakami. Teraz tęsknił za potrawami o skomplikowanych zagranicznych nazwach, których nawet nie potrafił wymówić.

      Nowacka wyszła, zabierając kilka pustych butelek po piwie, a jej mąż podsunął Igielskiemu tacę z ciastem.

      – Częstuj się.

      – Tylko mały kawałek, powinienem trochę schudnąć – powiedział milicjant, ale nałożył sobie duży. Jakoś tak samo wyszło. Dalej mówił już z pełnymi ustami. – Znalazłem sześć dziewczyn, które mogłyby pasować. – Schylił się, sięgając po teczkę, która leżała obok fotela, i wyjął z niej zdjęcia. – We wrześniu 1979 roku zaginęła dziewiętnastoletnia Izabela Chrzanowska, w październiku tego samego roku Paulina Wąs, czternastolatka. Jesienią 1972 nie zniknęła żadna dziewczyna, a przynajmniej nikt czegoś takiego nie zgłosił. Jedyne zaginięcie, jakie znalazłem, miało miejsce w lipcu: wtedy dwudziestoletnia Karina Powrózło wyszła z domu i już nie wróciła. W 1965 znowu mamy dziewczynę, która znika we wrześniu: Aneta Lambert, lat osiemnaście. Sprawdziłem też akta o rok wcześniejsze albo późniejsze, niżby to wynikało z tego, co mówił Kowalski, na wszelki wypadek, gdyby coś mu się pomieszało. W 1971 w listopadzie zniknęła Aniela Kotulec, lat dwadzieścia sześć, a w październiku 1964 roku Renata Pawelec, siedemnastolatka.

      – A wcześniej?

      Igielski westchnął.

      – Tu jest problem. Teoretycznie akta powinny jeszcze być w archiwum, ale albo ktoś je zgubił, albo wyrzucił, kiedy zgniły. Te z sześćdziesiątego czwartego były już całe zawilgocone. Albo w latach pięćdziesiątych milicja w ogóle nie kłopotała się zakładaniem teczek w takich sprawach.

      Nowacki sięgnął po sporządzony przez starszego sierżanta spis.

      – W porządku, spróbujmy najpierw pomyśleć nad tym, co mamy. Izabela Chrzanowska pasowałaby idealnie na ofiarę Kowalskiego, była w odpowiednim wieku i zniknęła we wrześniu siedem lat temu. Paulina… Sam nie wiem. Październik zamiast września łatwo wytłumaczyć, zwłaszcza że zaginięcie zostało zgłoszone na samym początku miesiąca, ale dziewczyna była chyba СКАЧАТЬ