Название: Pokuta
Автор: Anna Kańtoch
Издательство: PDW
Жанр: Ужасы и Мистика
Серия: Ze Strachem
isbn: 9788380498976
isbn:
Jednak ciekawiło ją, po co Regina trzymała w kalendarzu tę niebieską kartkę i kim był człowiek, który odebrał telefon.
Ścieżka – czy raczej to, co z niej zostało – prowadziła teraz ostro w dół, Pola szła więc ostrożnie, czepiając się gałęzi. Mgła podnosiła się, sięgała już pasa dziewczyny, później piersi, aż wreszcie Pola wpadła twarzą w lepki biały tuman. Pozbawiona wzroku, spanikowała na moment, a potem desperacko postawiła jeszcze jeden krok, na ślepo, w stronę morza, i jeszcze jeden, pośliznęła się na zboczu i jakimś cudem utrzymała równowagę. I już, było po wszystkim, mgła została za nią, a Pola rozejrzała się wokół. Znajdowała się w zatoczce, z jednej i drugiej strony ograniczonej zwałami spiętrzonych głazów. Usiłowała sobie przypomnieć, czy w dzieciństwie dotarła aż tak daleko, ale nie potrafiła. Zatoczka była trudno dostępna, od strony morza można było przypłynąć łódką, ale zejście od strony lądu wymagało sporego samozaparcia, nie mówiąc już o wiedzy, dokąd się idzie. Nic dziwnego, że kamienista plaża była czysta, bez śladu śmieci, które zostawiali po sobie turyści. Wczasowicze woleli miejsca, do których można dotrzeć, zwyczajnie schodząc po schodach. Jak zatoka, w której umarła Regina.
– Jest tu ktoś? – zapytała, czując się strasznie głupio. Oczywiście, że nikogo nie było, na tak niewielkim terenie nikt nie zdołałby się ukryć. Dziewczyna potrzebowała jednak usłyszeć coś innego niż szum fal i skrzeczenie mew, choćby dźwięk własnego głosu.
Kucnęła, niepewna, czy ta pustka ją uspokaja, czy wręcz przeciwnie – jest rozczarowaniem. Dopiero potem sięgnęła do torby po komiksy i podpaliła je wyjętymi z kieszeni płaszcza zapałkami. W zimnym, wilgotnym powietrzu płomień ledwo pełgał po zadrukowanych stronach i gasł, gdy tylko dziewczyna wypuściła komiksy z rąk. Ostatecznie musiała wydrzeć z Tytusa, Romka i A’Tomka wszystkie kartki i ułożyć na plaży stosik papierowych kul. Wtedy podpaliła je jeszcze raz, osłaniając własnym ciałem przed podmuchami wiatru. Kiedy patrzyła, jak twarz Romka kurczy się, czernieje i znika pożarta przez płomień, chciało jej się płakać.
Teraz powinno się coś wydarzyć, pomyślała, prostując nogi.
Jednak nic się nie wydarzyło. Morze wciąż uderzało o brzeg z monotonną regularnością kogoś, kto dobija się do drzwi, ale stracił już nadzieję, że ktokolwiek mu otworzy, mewy krążyły, szukając między wodorostami śniętych ryb, a wiatr rozwiewał pozostały po komiksie popiół.
Pola poczuła się oszukana, nie pierwszy i zapewne nie ostatni raz w życiu.
– Jedna na pięć – powiedział Igielski, popijając piwo w gabinecie Nowackiego.
W brzuchu czuł błogi ciężar zapiekanki ziemniaczanej, uszy wychwytywały uspokajające odgłosy domowej krzątaniny: szczęk otwieranych i zamykanych szafek, szum sypanego cukru i dźwięk jajek rozbijanych o brzeg miski. Pani Nowacka przygotowywała na deser ciasto.
– Pytałem pięć osób, czy Regina miała złoty krzyżyk, i tylko jedna powiedziała, że tak, ale nawet ona nie była pewna, czy to ten sam wisiorek.
– Krzyż to popularny motyw – przyznał lekarz, odchylając się w fotelu i popuszczając pasa po sutym obiedzie. – I nie tylko głęboko wierzący go noszą. Poza tym nawet jeśli ten wisiorek należał do Reginy, to wcale nie znaczy, że Kowalski naprawdę jest mordercą. Dziewczyna mogła krzyżyk zgubić albo ktoś jej go ukradł.
– Dziwne, że próbowała ten wisiorek ukryć, bo kiedy wysunął jej się spod swetra, od razu schowała go z powrotem. Ale może to nic nie znaczy, może po prostu zawsze nosiła biżuterię pod ubraniem. Nie mam pojęcia, nie znam się na zwyczajach kobiet.
– Jeśli wisiorek jest duży, nosi się go na bluzce czy swetrze – oznajmił Nowacki z pewnością człowieka żonatego od ponad trzydziestu lat. – Z drobiazgami takimi jak ten krzyżyk już jest różnie.
– Czyli nadal niczego nie wiemy.
Lekarz uśmiechnął się.
– Ja wiem, że Kowalski bynajmniej nie umiera na raka.
– O! Zrobili mu już badania?
– Owszem, i wyszło, że facetowi nie dolega nic oprócz niestrawności.
– Powiedziałeś mu o tym?
Nowacki skinął głową, po czym dodał usprawiedliwiająco:
– Nie wspominałeś, że mamy trzymać wyniki w tajemnicy.
Igielski machnął ręką.
– W porządku. Zastanawiam się tylko, czy on nadal się upiera, że jest mordercą.
– O to już musisz go sam zapytać. – Nowacki osuszył kufel. – Ale gdyby chciał zmienić zeznania, to chybaby coś powiedział, nie?
– Wyglądał na zdziwionego?
– Wynikami? – Lekarz rozważał przez chwilę pytanie. – Nie wydaje mi się. Ale on w ogóle rzadko okazuje emocje. Taki typ, rozumiesz.
Igielski nie myślał w tej chwili o typach.
– Teoretycznie… – zaczął niepewnie.
– No?
– Teoretycznie jest możliwość, że Kowalski naprawdę sądził, że umiera na raka, tak?
– Owszem.
– Ludzie w takich sytuacjach robią różne rzeczy. Może ktoś go wynajął, żeby przyznał się do morderstwa, zdejmując w ten sposób winę z Białego… Nie, to bez sensu. Cholera. – Sfrustrowany Igielski potarł podbródek, niejasno uświadamiając sobie, że zapomniał się dziś rano ogolić. – Już to rozważaliśmy.
– Możemy rozważyć jeszcze raz – zaproponował Nowacki. – Myślałem trochę i wydaje mi się, że nasze wątpliwości można wyjaśnić. Powiedzmy, że ktoś, na przykład jakiś bogaty krewny, chciał ratować Białego i dlatego przekupił Kowalskiego. Nie pieniędzmi dla niego, bo umierającemu pieniądze na niewiele się przydadzą, ale jakąś sporą sumą dla rodziny. Poszukiwania osoby, która byłaby na tyle zdesperowana, żeby się na coś takiego zgodzić, długo trwały, dlatego Kowalski zgłosił się do ciebie w listopadzie, a nie we wrześniu, kiedy aresztowaliście chłopaka. I oczywiście facet miał się przyznać tylko do jednej zbrodni, ale poniosła go wyobraźnia i dlatego wymyślił tę dziwaczną historię o dziewczynach zabijanych co siedem lat. Albo pomyślał, że jeśli odchodzić, to z przytupem, jako seryjny morderca, a nie zwyczajny zabójca jednej osoby. Albo jeszcze inaczej: może bał się powolnego konania na raka i chciał mieć pewność, że go powieszą.
– Musiałby być wyjątkowo głupi, jeśli wierzył, że sąd kupi tę historię bez żadnych dowodów, a na idiotę nie wygląda…
– Bo ja wiem? Nawet stosunkowo inteligentni ludzie mają czasem dziwaczne pojęcie o tym, jak działa prawo. To przynajmniej СКАЧАТЬ