Название: Pokuta
Автор: Anna Kańtoch
Издательство: PDW
Жанр: Ужасы и Мистика
Серия: Ze Strachem
isbn: 9788380498976
isbn:
Spróbować jeszcze raz czy nie?
Spojrzała na zegar. Dochodziła trzynasta trzydzieści, prawie pora obiadu. Jeśli chciała zadzwonić, powinna to zrobić teraz, dopóki matka krząta się w kuchni. Stamtąd nie było słychać prowadzonych w holu rozmów.
Zmotywowana tą myślą podniosła słuchawkę i ponownie wykręciła numer.
Rozległy się trzy przeciągłe dźwięki, a potem ten sam męski głos powiedział:
– Halo?
– To ja – pisnęła. Zabrzmiało to wyjątkowo głupio, więc zaraz się poprawiła: – Pola Filipiak.
Już żałowała, że podała swoje imię i nazwisko. Kolejny błąd, jakby w jej życiu było ich za mało.
– Tak?
– Znalazłam karteczkę z tym numerem – brnęła desperacko, czując, jak słuchawka ślizga jej się w spoconych dłoniach. – Niebieską karteczkę.
– Czego chcesz?
– Chcę się dowiedzieć…
– Nie o to pytam. Czego chcesz w życiu?
Dziewczyna zamrugała nerwowo. Od dawna nikt nie zadawał jej takich pytań, ostatni raz chyba w ósmej klasie podstawówki, kiedy wychowawczyni zapytała, kim chcą zostać w przyszłości. Pola odpowiedziała, że pielęgniarką, co nie było prawdą – brzydziła się widoku krwi – ale taki wybór wydawał się bezpieczny. Zresztą prawdziwej odpowiedzi na to pytanie nie znała ani wtedy, ani teraz.
Czego chciała?
Żeby matka naprawdę ją kochała, a nie tylko udawała, że kocha. Zniknąć w niebycie i wynurzyć się stamtąd jako zupełnie inna dziewczyna: ładniejsza, milsza, bardziej towarzyska i inteligentna. Taka, z której nikt nie będzie się śmiał. Wymazać całe swoje życie i napisać je od nowa…
Niczego takiego nie mogła powiedzieć temu nieznajomemu mężczyźnie. Mogła być głupia i popełniać błędy, ale miała jeszcze resztki instynktu samozachowawczego. Milczała więc, a kiedy już zamierzała odłożyć słuchawkę, uświadomiła sobie, że przecież pytanie wcale nie było skierowane do niej. Niebieska kartka należała do Reginy i to ona powinna teraz odpowiedzieć.
A Pola doskonale wiedziała, jakie było największe marzenie martwej dziewczyny. Wszyscy o tym wiedzieli.
– Wyjechać z Przeradowa – odparła.
Mężczyzna po drugiej stronie linii milczał, jednak Pola z jakiegoś powodu była przekonana, że dobrze trafiła.
– Uciec stąd jak najdalej – dodała jeszcze dla pewności. – I nigdy nie wrócić.
– W takim razie przyjdź pod Bajkę, a potem idź za znakami na drzewach. I pamiętaj, musisz poświęcić to, co najcenniejsze. Musisz to spalić. Rozumiesz?
– Tak. – Nie rozumiała, ale jakiekolwiek tłumaczenia i tak mijałyby się w tej chwili z celem. Zastanowi się nad tym później, kiedy już będzie umiała myśleć.
– I pamiętaj, masz być sama.
– Będę pamiętać.
Rozłączyła się i utkwiła wzrok w ścianie, obgryzając paznokcie. Siedziała tak, dopóki matka nie przyszła zawołać jej na obiad, a i wtedy Katarzyna Filipiak musiała powtórzyć swoją prośbę dwa razy, zanim dziewczyna ocknęła się wreszcie i powędrowała do jadalni.
Helena Malcarek była niziutką blondyneczką z podkrążonymi ze zmęczenia oczami i włosami jak puch dmuchawca. Siedziała w pachnącej czystością kuchni i mówiła cichym głosem, bo „rozumie pan, mała niedawno zasnęła”.
– Tak, wydaje mi się, że Renia miała taki łańcuszek – powiedziała.
– Widziała go pani?
Skinęła głową.
– We wrześniu, kiedy przyszła do szpitala zobaczyć małą. Pochyliła się, żeby mnie uściskać, i wtedy ten łańcuszek wysunął jej się spod swetra. Zaraz go schowała, ale zdążyłam zobaczyć, że to krzyżyk. Trochę się nawet zdziwiłam, bo Renia raczej rzadko chodziła do kościoła.
– I jest pani pewna, że to jest ten sam krzyżyk?
Blondyneczka zakłopotała się.
– Tak mi się wydaje, chociaż na życie mojej matki tobym nie przysięgła. – Zaśmiała się cienkim, niepewnym chichotem, jakby sama za dobrze nie rozumiała, na czym miałby polegać żart. – Widziałam go tylko przez chwilę.
W pokoju zapłakało dziecko i Helena zerwała się z krzesła.
– Przepraszam – rzuciła już w biegu. – Muszę tylko…
Igielski został sam w ciepłej, przytulnej kuchni, gdzie na piecu stał już obiad czekający, aż mąż i ojciec wróci z pracy. Gołąbki w sosie pomidorowym – starszy sierżant nie powinien zaglądać do garnków, ale i tak tam zajrzał, a od smakowitego zapachu zaburczało mu w brzuchu. Jednocześnie poczuł ukłucie tęsknoty za czymś, czego nigdy nie było, bo tak przecież miało wyglądać jego życie. Wyszorowana kuchnia, obiad, w sypialni śliczna młoda kobieta, cichym głosem uspokajająca płaczące dziecko. Tyle że Helena Malcarek zapłaciła wysoką cenę za ten idylliczny obrazek. Dziewczyna wyglądała, jakby nie spała od dwóch miesięcy.
Wróciła, trzymając na ręku kwilące zawiniątko, i oparła się o framugę drzwi. Teraz już nie tylko jej podkrążone oczy, ale cała postawa zdradzały śmiertelne znużenie.
– Lubi, jak się ją kołysze – wyjaśniła, choć Igielski nie pytał.
– Jak ma na imię?
– Aldona. To tradycja w naszej rodzinie, po jednej z babek. Połowa moich kuzynek tak ma na imię, a połowa chłopaków to z kolei Beniaminy, po przodku, który walczył w powstaniu. Nie pamiętam którym. Mniejsza z tym. Chce pan jeszcze coś wiedzieć o Reni?
– Czy ona się z kimś spotykała?
Zmarszczyła brwi.
– Przecież już o to pytaliście.
– Wiem, ale może coś się pani przypomniało. Regina mogła wspomnieć o jakimś chłopcu. Albo nawet o starszym mężczyźnie.
– Nie, ona myślała o nauce, nie o randkach.
– Ale przecież chodziła z Andrzejem, prawda? W drugiej klasie liceum.
Z ust blondynki wyrwał się kolejny słaby, zakłopotany chichocik.
– Nie СКАЧАТЬ