Najmilszy prezent. Agnieszka Krawczyk
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Najmilszy prezent - Agnieszka Krawczyk страница 19

Название: Najmilszy prezent

Автор: Agnieszka Krawczyk

Издательство: OSDW Azymut

Жанр: Современная русская литература

Серия: Ulica Wierzbowa

isbn: 978-83-8075-975-6

isbn:

СКАЧАТЬ staruszce życzenia w imieniu samorządu. Mimo to Patrycja nie czuła się z tym wszystkim komfortowo. Po co całe to zamieszanie? Może Flora liczy, że dawna pracodawczyni odpowie jej osobiście? Podziękuje mniej oficjalnie? Nie miała ochoty tego robić, a odnosiła wrażenie, że jest przymuszana do niechcianych kontaktów z niegdysiejszą pracownicą. Nie lubiła Flory, musiała to wreszcie przyznać. Była to niechęć irracjonalna, pozbawiona logicznych przesłanek. Po prostu nie nadawały na podobnych falach. Patrycja uważała, że Flora obserwuje ją i jej poczynania z pewnym pobłażaniem i nie widzi większego sensu w jej intensywnych działaniach.

      Tego dnia dyrektorka przybyła do biblioteki w ostatniej chwili, tuż przed zjawieniem się przedstawiciela ministerstwa w towarzystwie miejscowego urzędnika odpowiedzialnego za kulturę. Pracownice były lekko zdenerwowane, bo Konopińska przygotowywała je do tej wizytacji od dłuższego czasu i bardzo chciała, aby wszystko było zapięte na ostatni guzik. Stworzono więc prezentację na temat aktualnych działań i długoterminowych planów, poza tym dyrektorka mogła się pochwalić kilkoma naprawdę udanymi akcjami czytelniczymi. No i perła w koronie – centrum multimedialne. Naprawdę miała się czym poszczycić. Przebiegła jeszcze myślami każdy punkt planu, sprawdziła, czy pracownice dopilnowały poczęstunku, i odprężyła się. Wszystko zorganizowała perfekcyjnie, jak zwykle.

      Przedstawiciel ministerstwa, a był to mężczyzna pod pięćdziesiątkę o sympatycznym spojrzeniu i mocnym uścisku dłoni, pojawił się o czasie. Razem z nim kierowniczka miejscowego wydziału kultury, Alina Bańka, nieco zestresowana obecnością kogoś z wyższych władz. Wiadomo, każdy chciał się zaprezentować jak najlepiej i ująć czymś gościa.

      – To nasza dyrektorka biblioteki, Patrycja Konopińska.

      – Miło mi panią poznać, Adam Szymanowski. Przyznam, że bardzo chciałem odwiedzić tę placówkę.

      Patrycja pokraśniała z zadowolenia. To wspaniale, że wieści o jej osiągnięciach dotarły aż do stolicy. Alina Bańka czym prędzej podchwyciła ten wątek.

      – Tak, panie dyrektorze, o sukcesach naszej biblioteki jest głośno w całym regionie. Mamy znakomite osiągnięcia na niwie czytelnictwa, wdrażamy też nowe technologie.

      Szymanowski rozejrzał się po pomieszczeniu z uśmiechem.

      – Zupełnie nie o to mi chodzi, choć rzeczywiście, wszystko jest pięknie utrzymane.

      Kobiety wymieniły pytające spojrzenia.

      On przytaknął.

      – Tak, pewnie się panie dziwią. Mam sentyment do tego miejsca. Jako dziecko przyjeżdżałem do Uroczyna na letnisko, wiedzą panie – ciągle chorowałem, lekarze zalecali lepsze powietrze. Panie z pewnością tego nie pamiętają, ale w latach osiemdziesiątych w wakacje pogoda bywała okropna. A że podczas deszczu wkradała się nuda, przychodziłem do waszej biblioteki. Pracowała tu wtedy taka urocza pani. Zainteresowała mnie książkami Niziurskiego i serią o Panu Samochodziku. Wcześniej nie lubiłem czytać, ale dzięki niej wciągnąłem się w lekturę. Nie raz i nie dwa spędziłem tu cały dzień, siedząc na podłodze i czytając różne książki podróżnicze. Jakże ona się nazywała? Przypomniałem sobie: Flora Majewska. Z pewnością dawno temu odeszła na emeryturę, ale mam nadzieję, że ma się dobrze. Wspaniała kobieta! Więcej takich trzeba.

      Patrycja oparła się ciężko o stół. Miała wrażenie, że zaraz zemdleje.

      8.

      Ksawery Oławski długo szukał właściwego lokum. Chodziło mu o dom dosyć duży, w przyzwoitym stanie, ale nieprzekraczający jego możliwości finansowych (a więc żadna tam nowoczesna architektura i luksusowe wykończenie), koniecznie z obszernym ogrodem i przy spokojnej ulicy.

      Poszukiwania trwały długo między innymi dlatego, że Ksawery nie mógł się im poświęcić całkowicie, bo zwyczajnie brakowało mu czasu. Zlecił sprawę agencji nieruchomości, po czym przestał o niej myśleć.

      Agencja zabrała się do roboty, jednak to, co przedstawiono Ksaweremu, było nie do zaakceptowania. Drogo, bez ogrodu lub przy jakiejś okropnej ruchliwej arterii – wciąż nie mógł trafić na swoją perłę.

      – No cóż… Jest taki jeden dom – jęknęła agentka, gdy kolejny raz zatelefonował do biura, żeby wyrazić swoje niezadowolenie z postępów poszukiwań.

      – Jaki? – ożywił się od razu.

      – Właściwie spełnia wszystkie pańskie warunki – odezwała się z ociąganiem.

      – Tak? To proszę mi go pokazać. Nie rozumiem, czemu tak późno się o tym dowiaduję – zganił ją zirytowanym tonem.

      – Nie wiem, czy będzie pan zainteresowany... – bąknęła kobieta.

      Ksawery nabrał podejrzeń, że coś kręci albo może ukrywa przed nim tę nieruchomość z jakiegoś sobie tylko znanego powodu. Zareagował więc niezwykle stanowczo:

      – Ależ jestem zainteresowany i to bardzo! Mówiłem od razu – jeśli pojawi się jakakolwiek oferta spełniająca większość moich oczekiwań, proszę dzwonić, a ja obejrzę posiadłość.

      – Ten dom się panu nie spodoba – upierała się agentka.

      Na taki argument Ksawery aż zaniemówił. Jak ta kobieta mogła stwierdzić, że dom mu się nie spodoba, skoro nawet go nie obejrzał? Może w rzeczywistości wcale nie spełnia warunków, a ona wspomniała o nim ot tak – pochopnie, a później się zreflektowała? Zapytał o to.

      – Nie, nie – zaprzeczyła dziwnie przygnębionym głosem. – Ma wszystko, co trzeba: jest spory, niezbyt drogi, otoczony wielkim ogrodem. Jedyny problem to ewentualny remont, ale mówił pan, że bierze to pod uwagę. Technicznie dom jest w dobrym stanie, więc chodzi jedynie o niewielkie przeróbki i odnowienie.

      – Zatem w czym tkwi haczyk? – drążył Ksawery, coraz bardziej zaintrygowany.

      – To jest… nawiedzony dom – odparła z westchnieniem.

      Oławski po raz kolejny odniósł wrażenie, że się przesłyszał. Nawiedzony dom? Jak w powieści gotyckiej albo w serialu dla nastolatków? Kroczą po nim duchy, pojawia się biała dama, a może czyjaś ręka stuka nocą w okna?

      – Aż tak to nie. – Agentka zachowywała powagę. – Ale ten dom od lat jest niezamieszkały, a sąsiedzi twierdzą, że w oknach widać błędne światła. Czasami słychać nawet podobno stukoty.

      – Czy w takim razie te – jak to pani uroczo ujęła – błędne światła nie pochodzą z latarek złodziei albo jakiegoś… elementu, który uczynił sobie z tego domu centrum rozrywek?

      – Absolutnie nie. Sąsiad, pan Dariusz Bekierski, sprawdzał to kilkakrotnie. Za każdym razem gdy docierał do furtki, światła były już pogaszone i wszędzie panowała cisza. Kiedyś zaczaił się nawet na dłużej, żeby sprawdzić, czy jednak ktoś nie wyjdzie ze środka lub nie ponowi swych działań, ale niczego nie zaobserwował. Doprawdy tajemnicza historia.

      – Pasjonujące – z przekąsem stwierdził Ksawery, który jako СКАЧАТЬ