Название: Najmilszy prezent
Автор: Agnieszka Krawczyk
Издательство: OSDW Azymut
Жанр: Современная русская литература
Серия: Ulica Wierzbowa
isbn: 978-83-8075-975-6
isbn:
– Tak? A co panu doradził?
– Żebym się trzymał z daleka od wścibskich ludzi. Wtedy na pewno cholesterol mi spadnie!
Nie znalazła na to żadnej riposty, więc po prostu stała z otwartym ustami, a on ją wyminął. Trochę pożałował tego wybuchu. Sąsiadka z pewnością naopowiada wszystkim, że jest nierównoważony i zachowuje się jak psychiczny. Tak, popełnił błąd, że się nie powstrzymał. Ale tak było u niego ze wszystkim – najpierw mówił, potem myślał.
Ganiąc się w duchu za swoją popędliwość, dotarł do domu. Na ławce przed szklarnią siedział Zbyszek.
– Co się stało? Nie umawialiśmy się chyba na dzisiaj? – spytał z niepokojem. Kuzyn już taki był, że zawsze zapowiadał odwiedziny z wyprzedzeniem, a potem dzwonił jeszcze w ostatniej chwili, aby się upewnić, czy to aktualne. Tym razem było inaczej.
– Czekam tu na ciebie – wygłosił ten oczywisty fakt, jakby to była naprawdę ważna informacja. – Mam dla ciebie wiadomość.
– Jaką? – Zygmunt przekręcił klucz w zamku i gestem zaprosił Zbyszka do środka.
– Dostałem skierowanie na rehabilitację i zacząłem chodzić na takie masaże… Powinieneś spróbować, świetnie działają na kręgosłup. – Kuzyn zaczął opowiadać, jak to on, wszystko od początku. Zygmunt czekał, bo wiedział, że ponaglanie Zbyszka nie ma sensu.
– I tak się zgadało przy okazji, że ta pani masażystka mieszkała kiedyś w Anglii…
– Tak? – Wyrwa nadstawił baczniej uszu.
– Owszem. I ona tam poznała twojego Olafka…
– Naprawdę? – Zygmunt odwrócił się do kuzyna i zaczął się mu przypatrywać z napięciem.
– Tak.
– No i co? Mówże wreszcie! – zniecierpliwił się Wyrwa.
Kuzyn poruszył ramionami.
– W sumie to niczego więcej się nie dowiedziałem. Ale podała mi jego adres, gdy jej powiedziałem swoje nazwisko i zrozumiała, że jesteśmy na pewno bliską rodziną. Proszę, tutaj masz zapisany.
Wydobył z kieszeni jakiś świstek i wręczył go kuzynowi.
Zygmunt zaczął się wpatrywać w krewnego z taką miną, jaką miała przed niespełna kwadransem pani Ziębowa. Pełną niedowierzania i krańcowego zdumienia.
7.
Patrycja Konopińska z racji tego, że mieszkała w pierwszym domu od strony placu, widywała codziennie wszystkich sąsiadów zmierzających do centrum. Za płotem jej posesji znajdował się jedyny niezamieszkały dom przy tej ulicy. Córka Patrycji, szesnastoletnia Iza, jeszcze gdy była młodsza, często mawiała, że w tym domu straszy. Matka zawsze ją strofowała, bo nie lubiła takiego gadania, ale nawet ona musiała przyznać, że istotnie z tym budynkiem było coś nie tak. Wiele lat temu budowa ruszyła ostro z kopyta i początkowo postępowała bardzo szybko. Podobno właściciele przebywali za granicą i ktoś stawiał to lokum na ich zlecenie. Lata jednak płynęły, a do gotowego domu nikt się nie wprowadzał ani nawet go nie odwiedził. Zupełnie jakby inwestorów nie interesowało, co właściwie dla nich wzniesiono. Wieść niosła, że para, która finansowała budowę, pokłóciła się ze sobą, gdzieś tam w dalekich krajach, i rozstała. O gotowy budynek nikt się nie troszczył, co sprawiało, że niszczał. Stanowił też przyczynę zmartwień pani Ziębowej, wścibskiej sąsiadki, która obawiała się, że porzucony dom może zasiedlić jakaś – jak to określała – patologia.
– Furtkę łatwo sforsować, trzyma się na jednym zawiasie – zwykła mawiać. – Zrobi się tu pijacka melina i będziemy się mieli z pyszna.
Nie było to pozbawione pewnego sensu, więc Patrycja, która mieszkała z jednej strony opustoszałej nieruchomości, oraz Bekierscy, sąsiadujący z nią z drugiej, zwracali uwagę, co się dzieje na terenie posesji. Przez wiele lat panował tam spokój. Deszcz i śnieg niszczyły ściany i dach, chodnik prowadzący do furtki zarastał chwastami. Córka Konopińskiej nie raz i nie dwa twierdziła co prawda, że widziała dziwne światło w oknach, ale nikogo tam nie zastano, gdy Dariusz Bekierski wybrał się sprawdzić tę informację.
– W tym domu na pewno straszy – opowiadała Iza z przejęciem. – Jakieś duchy się tam materializują.
– Nie gadaj bzdur – strofowała ją matka. – Światło w oknie, gdyby rzeczywiście się pojawiło, mogłoby oznaczać wyłącznie dwie rzeczy: dom plądrują złodzieje lub stało się to, co wieszczyła Ewa Zięba: ktoś tam mieszka na dziko lub przebywa w sobie tylko wiadomym celu.
Żadna z tych ewentualności nie cieszyła mieszkańców, zatem od czasu do czasu dyskretnie sprawdzano, co dzieje się na opuszczonej posesji. Wyglądało na to, że po prostu o niej zapomniano.
Wreszcie, późnym latem tego roku, sąsiadów zaalarmował dźwięk kosiarki. Na terenie parceli ktoś był, i to w dodatku najwyraźniej postanowił uporządkować trawnik.
Patrycja wyszła na ulicę i zajrzała z ciekawością do ogródka sąsiadów. Przy furtce jak na zawołanie pojawił się również Dariusz Bekierski. Wymienili spojrzenia.
– No i co pani o tym myśli? – zagaił właściciel hurtowni spożywczej, zamożny i wiecznie zabiegany. Mieszkał w okazałym trzypiętrowym domu, sąsiadującym z domem Flory, razem z żoną i czwórką dzieci. Najmłodsza była Malwina, potem Rafał kończący właśnie podstawówkę oraz Kacper i Bartek, dwóch najstarszych chłopaków uczących się w średnich szkołach. Bartek był nawet w tym samym liceum co Iza, choć Patrycję bardzo to dziwiło – Bekierscy byli tak bogaci, że śmiało mogli posłać dzieci do prywatnych szkół. Teściowa Dariusza, leciwa pani Nina, prawie nigdy nie opuszczała domu. Z rzadka wychodziła do ogrodu, a w letnich miesiącach widać ją było wyłącznie na tarasie, gdzie zabijała czas rozwiązywaniem krzyżówek i grą w loteryjkę. Obie te rzeczy uwielbiała robić i kiedy nie miała partnerów do rozgrywki, prowadziła partyjki sama ze sobą. W podobny sposób grała w bierki, domino i warcaby. Sprawiała wrażenie, że jest samowystarczalna.
– Trudno powiedzieć. Może znalazł się właściciel – skomentowała ostrożnie dyrektorka biblioteki. Nie sądziła, żeby porządki robiono bez powodu.
– Ciekawe, co zamierza? – Bekierski nacisnął dzwonek przy bramce, ale zgodnie z przypuszczeniem urządzenie nie działało, być może zepsute przed wielu laty.
– Halo! Proszę tu podejść! – zawołał więc gromko, żeby przywołać koszącego trawę mężczyznę. Ten wyłączył urządzenie i skierował w ich stronę znudzony wzrok.
– Tak? – powiedział mało zachęcająco.
Dariusza zupełnie to nie odstraszyło.
– Chcemy się dowiedzieć, co się tutaj dzieje – krzyknął, a Patrycja pokiwała głową.
– СКАЧАТЬ