Najmilszy prezent. Agnieszka Krawczyk
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Najmilszy prezent - Agnieszka Krawczyk страница 18

Название: Najmilszy prezent

Автор: Agnieszka Krawczyk

Издательство: OSDW Azymut

Жанр: Современная русская литература

Серия: Ulica Wierzbowa

isbn: 978-83-8075-975-6

isbn:

СКАЧАТЬ miasta. I mogła z dumą powiedzieć, że przez ostatnie piętnaście lat zupełnie dobrze jej się to udało. Po swojej poprzedniczce przejęła bibliotekę w opłakanym stanie. Nie było pieniędzy na remonty ani nawet na bieżącą modernizację. Księgozbiór także pozostawiał wiele do życzenia. Poprzednia dyrektorka, osoba starsza i wychowana w innych czasach, nie nadążała za nowościami. Funkcjonowały co prawda dwa stanowiska internetowe, ale Patrycji marzyło się całe centrum multimedialne. Czytelnia z książkami elektronicznymi i audio, wreszcie wypożyczalnia filmów i seriali, bo tego w okolicy brakowało. Ponieważ okazała się być sprawną menedżerką, powoli, z roku na rok, udało się jej zrealizować wszystkie zamierzone cele. Nieżyczliwi mówili, że parła do przodu jak taran, inni, że zawdzięcza wszystko poparciu męża, który był działaczem samorządowym i obecnie marzył o funkcji posła na sejm. To wszystko były jednak pomówienia i brednie. Patrycja miała charyzmę i potrafiła postawić na swoim. No i naprawdę zależało jej na krzewieniu kultury.

      Kiedy przyszła do biblioteki te kilkanaście lat temu, zastała tam Florę Majewską. Pani Flora właściwie powoli szykowała się do emerytury, ale wyraźnie dawała odczuć, że chętnie zachowałaby przynajmniej część etatu. Jako osoba samotna miała sporo czasu i uważała, że może się przydać. Patrycja, która właściwie była za znacznym odmłodzeniem kadry, szczególnie w kontekście zmian, jakie zamierzała wprowadzić, zasadniczo nie miała nic przeciwko. Ktoś doświadczony, kto znał tu wszystkich, był zaprzyjaźniony z czytelnikami i wiedział, czego poszukują, stanowił wartość. Ona sama była nowa – mąż dopiero co zaczął pracę w miejscowej firmie i myślał o karierze samorządowej. Niestety, tak się złożyło, że Flora i Patrycja nie znalazły wspólnego języka. Istniała pomiędzy nimi przepaść światopoglądowa. Majewska była bibliotekarką starej daty. Kochała książki i uważała, że literatura sama się obroni, bo książki mają w sobie mądrość, która w sposób naturalny przyciąga ludzi.

      – Każdy chce się rozwijać, nurtują go różne pytania. To właśnie w całkowicie niewymuszony sposób prowadzi go do biblioteki. A tam czekamy my, żeby mu ułatwić poszukiwania.

      Patrycja, która z grubsza akceptowała ten pogląd, sądziła równocześnie, że niestety w dzisiejszych czasach to nie wystarcza. Czytelnika trzeba zainteresować książką, sprawić, by pragnął po nią sięgnąć. To lektura powinna wychodzić do odbiorcy, kusić go. A z nią cała oferta biblioteki.

      – Ależ przecież to właśnie robimy! – sprzeciwiała się lekko Flora. – Organizujemy lekcje czytelnicze, zarażamy pasją młodzież. Ja sama każdego roku przeprowadzam dziesiątki zajęć w szkołach i świetlicach. Lubię omawiać książki dziecięce, całą tę cudowną klasykę.

      – To za mało. – Patrycja marszczyła brwi. – Musimy stać się bardziej nowoczesne. Słowo to nic, teraz liczy się obraz. Trzeba być obecnym w mediach społecznościowych, wciąż zachęcać, każdym możliwym kanałem. Oferować e-booki, audiobooki.

      Flora wzruszała ramionami. Nie ceniła szczególnie nowinek technologicznych. Uważała, że papierowe książki zawsze są dla czytelnika bardziej wartościowe niż elektroniczne. Kochała ilustracje, szelest kartek, powolne odwracanie stron.

      – Co mi z tego, że wiem, iż przeczytałam dwadzieścia procent książki? – mówiła sarkastycznie o e-booku. – Ja chcę znać numer strony, włożyć zakładkę.

      – W przypadku publikacji elektronicznych też można to zrobić – tłumaczyła Patrycja, choć już wiedziała, że się nie dogadają. Inne pokolenie, odmienne spojrzenie na pewne sprawy.

      Może zostawiłaby panią Florę na etacie pomimo tych różnic w odbiorze świata, bo starsza pani jednak naprawdę znała się na swojej pracy i w istocie przeczytała chyba wszystko, gdyby nie jej dziwne zamiłowanie do książkowych szpargałów.

      Biblioteka otrzymywała wiele pozycji z darów. W innych placówkach wyraźnie zaznaczano, że przyjmowane są książki w miarę nowe, nie starocie sprzed pół wieku, autorów od dawna niemodnych lub zapomnianych. Tutaj jednak Flora nie gardziła niczym. Stary jak świat poradnik o uprawie ogrodów – brała go chętnie. Pobrudzona broszura o sprzątaniu domu – cudownie! Miała w swoim kantorku całe kartony takich znalezisk. Nie tylko kiepsko wydanych, ale postrzępionych, brudnych lub wręcz – zniszczonych. Patrycja była zdania, że należy to od razu wyrzucać. Flora – iż można ocalić, bo stanowi skarbnicę wiedzy dla przyszłych pokoleń.

      Początkowo Patrycja przymykała na to oko. Może rzeczywiście wśród śmieci znajdzie się jakaś wartościowa pozycja, na przykład ładnie wydany zabytkowy egzemplarz, który będzie można wystawić w gablotce? Szybko jednak okazało się, że są to same niepotrzebne graty, zwykle pozostałości po likwidacji biblioteczki dziadka lub babci. Coś, czego nie udało się sprzedać w antykwariacie czy na internetowej aukcji.

      Miarka się przebrała, gdy Flora wzięła książkę wyraźnie śmierdzącą stęchlizną. Patrycja nie chciała w swojej bibliotece butwiejących kartek. Obawiała się, że jakiś grzyb przeniesie się na cały księgozbiór, po co im kolejne problemy. Zapowiedziała Majewskiej, że ma się pozbyć takich egzemplarzy.

      – A czy mogę te książki po prostu sobie zabrać? – spytała pracownica niepewnym głosem. – Uważam, że jestem w stanie je uratować. Osuszyć i oczyścić. Mogę je wówczas przynieść z powrotem.

      – Może pani je wziąć, ale w żadnym wypadku nie pozwalam ich odnosić. Choć, moim zdaniem, nie powinna pani przechowywać ich w domu, bo to może szkodzić na zdrowie.

      Flora zupełnie się tym nie przejęła. Patrycja miała wrażenie, że pracownica coraz więcej czasu poświęca starym poradnikom i broszurom niż wdrażaniu się do pracy w nowoczesnej bibliotece. Z ciężkim sercem, bo przecież nie należała do nieczułych osób, postanowiła rozwiązać z nią umowę.

      Gdy zakomunikowała swoją decyzję starszej pani, odniosła wrażenie, że ta właściwie się nie zmartwiła. Powiedziała co prawda, że będzie jej ogromnie brakowało biblioteki, ale dodała, że cieszy się z czasu, który uzyska dla siebie.

      – Bardzo się tutaj ostatnio zmieniło – rzekła z namysłem.

      – Nie podoba się pani mój styl zarządzania? – Patrycja się nachmurzyła.

      – Ależ skąd. Ja wiem, że zmiany są nieuniknione. Pytanie tylko, czy zawsze idą w dobrym kierunku.

      Flora Majewska mieszkała po tej samej stronie ulicy co Konopińscy, tylko że na drugim jej krańcu. Patrycja początkowo sądziła, że nie ma to większego znaczenia. Potem zaczęło ją uwierać, że widywała Florę niemal codziennie. Miała wrażenie, że sąsiadka zachowuje się coraz bardziej nietypowo. Nawet zewnętrznie się zmieniła – zamiast schludnych trenczy zaczęła nosić płaszcze ozdobione kolorowymi chustami wykonanymi przez Jolantę Cieplik. Buty miała przydeptane, przestała dbać o włosy i farbować je, więc teraz nosiła wysoko upięty siwy kok. Ogólnie wyglądało to tak, jakby nobliwa starsza dama zamieniła się niespodziewanie w zwariowaną staruszkę, nieustannie drepczącą poboczem w jakichś niezwykłych, sobie tylko wiadomych interesach. Patrycja wiedziała, że Flora chodzi na łąki zbierać różne korzenie i liście, po czym wyrabia z nich dziwaczne mikstury. Jej domek także powoli niszczał. Nie miała chyba ani sił, ani środków, aby próbować go odnowić. Wszystko to budziło w Patrycji wyrzuty sumienia. Może działo się tak dlatego, że ona odebrała Florze ukochaną pracę? Czy to jej wina? Mimo to nie znajdowała w sobie siły, żeby wyciągnąć do byłej pracownicy rękę i СКАЧАТЬ