Название: Najmilszy prezent
Автор: Agnieszka Krawczyk
Издательство: OSDW Azymut
Жанр: Современная русская литература
Серия: Ulica Wierzbowa
isbn: 978-83-8075-975-6
isbn:
– Pora albo nie pora – lekceważąco rzuciła ciotka. – Jak już mówiłam, nie przyłożę do tego ręki. Może Flora by ci coś podpowiedziała, albo i ta Ewa?
– O nie, od pani Ziębowej wolę się trzymać z daleka – wzdrygnęła się siostrzenica.
Ciotka uniosła wzrok. Wiedziała, że Weronika miała różne powody, które skłoniły ją do wyniesienia się z domu matki. I nie była to tylko depresja spowodowana utratą pracy, kryło się za tym jeszcze coś, ale nie chciała w to wnikać. Jeśli krewna zechce, sama powie.
– Rób co uważasz – oceniła teraz. – Ja się niczemu nie sprzeciwiam ani nie odradzam. To będzie twój ogródek.
– Bardzo dobrze. Chciałam cioci podziękować… – Nie zdążyła dokończyć, bo do drzwi ktoś zapukał. Mogła to być wyłącznie Flora, bo inni po prostu naciskali dzwonek. Ona jedna nie lubiła jego ostrego dźwięku.
– Otwarte, Florciu, wchodź śmiało – tubalnym głosem zakrzyknęła Jolanta. Drzwi się otwarły i stanęła w nich sąsiadka.
– Brzydka dzisiaj pogoda – zagaiła pani Majewska i otrzepała parasolkę za progiem.
– Rozstaw parasol w korytarzu, kochana. – Jola wstała i zakrzątnęła się wokół gościa. – I zdejmij to mokre palto i szal. Rozwieszę przy kominku.
Nika uśmiechnęła się lekko. Ciotka każde wierzchnie okrycie – czy to był płaszcz, czy zwykła kurtka – określała mianem „palta” lub nawet „paltotu”. Znała mnóstwo takich osobliwych, przestarzałych słów, których używała z przyjemnością.
Flora także się rozpromieniła.
– Szkoda, że tak się nieciekawie zrobiło – kontynuowała. – Miałam nadzieję na złotą polską jesień.
– Jeszcze się doczekamy. – Jolanta ruszyła do kuchni po ciasto i herbatę. Uważała, że w brzydką aurę nie ma nic lepszego niż filiżanka aromatycznej herbaty z sokiem malinowym oraz spory kawałek wypieku.
– Proszę siadać, pani Floro. – Nika podsunęła Majewskiej wygodne krzesło z poręczami, które sąsiadka tak lubiła.
– Dziękuję, z ogromną chęcią. Miałam kilka spraw do załatwienia i nieco się zmęczyłam – westchnęła.
– Bez przerwy gdzieś biegasz. Odpoczęłabyś trochę – skrytykowała ciepło Jola.
Majewska wzruszyła ramionami.
– Kiedyś odpocznę, teraz jeszcze nie mogę. Musiałam wybrać się po galasy. Teraz jest na nie najlepsza pora, a miałam upatrzone miejsce, gdzie rosną dęby.
– Galasy? A cóż to takiego? – zainteresowała się Nika.
– To taka narośl na dębie lub innym drzewie, ale mnie szczególnie interesuje ta pierwsza. Tkwi w nim larwa muchy galasówki dębianki.
– Mój Boże! I po co to pani? – Weronika nie mogła ukryć zdumienia.
– Do produkcji atramentu. Wychodzi z tego bardzo trwały czarny atrament. Trzeba tylko rozłupać galasy, dodać je do wody deszczowej i odstawić w ciepłe miejsce na dwa tygodnie. Potem jeszcze koperwas, guma arabska, ałun i gotowe! – Flora z lubością wyciągnęła nogi w stronę kominka. Chciała ogrzać sobie stopy.
– Koperwas? – drążyła Nika. – To jakaś substancja konserwująca?
– Właśnie tak. Nazywany jest także zielonym witriolem, a tak naprawdę to siarczan żelaza.
– Można kupić w każdym ogrodniczym – wtrąciła Jola. – Zwalcza mech w trawie, prawda?
– Owszem – przyświadczyła Flora. – Śliczna zielona substancja. Bardzo popularna i łatwo dostępna. Jak wszystkie moje atramentowe mieszanki.
– Ma pani inne? – zdumiała się ponownie Weronika.
– Oczywiście, mam niebieski atrament z indygowca, fioletowy z drzewa kempeszowego, żółty ze specjalnych jagód i zielony – będący połączeniem niebieskiego i żółtego. Teraz czekałam na galasy, aby zrobić sobie czarny.
– Ale w jakim celu? – nie rozumiała Weronika.
– Flora od lat ma zwyczaj, że każdemu z lokatorów naszej ulicy wysyła na Gwiazdkę własnoręcznie wykonaną kartkę z życzeniami – wyjaśniła Jola. – Wszystko robi sama, nawet papier, a szczególnie ważny jest atrament, prawda? Tylko że nigdy nie przygotowywałaś aż tylu kolorów.
– Rzeczywiście. W tym roku zamówiłam odpowiedni papier, nie robię go sama. Wykonałam natomiast akwarele roślinne, którymi namaluję obrazki.
– Och, ile zachodu! – zachwyciła się Nika.
– Wyjątkowo dużo. Bo to będzie moja ostatnia przesyłka świąteczna.
Chwilę wszystkie milczały, a potem Weronika przerwała ciszę:
– Nie ma pani już ochoty tego robić? Zbyt pracochłonne?
– Brednie. Ona to lubi. Po prostu zniechęciła się, bo ludzie naprawdę nie mają za grosz kultury. Niektórzy nawet nie podziękują, nie mówiąc już o wysłaniu życzeń w zamian.
– Przesadzasz, Jolu. Wiem, że mówisz o Bekierskich, ale oni zawsze są tacy zajęci, zapracowani. No, a Dońcowie mieli pewnie zamieszanie związane z wyprowadzką…
– Która odbyła się dopiero latem. Nie, Floro, stanowczo zbyt pobłażliwa jesteś dla ludzkiej niegrzeczności. Nikt nie wymaga, aby ci przesyłali prezent na święta, ale zwykłe: „Dziękuję, śliczna kartka, zadała sobie pani tyle trudu”, naprawdę nic nie kosztuje. Nie dziwię ci się, że masz tego dosyć. Tej niewdzięczności.
– Nie o to idzie. Nie uważam naszych sąsiadów za niewdzięczników. To moja decyzja, że wysyłam im kartkę, nie są do niczego zobowiązani, nawet do podziękowania na ulicy. Nie muszę do nich pisać, a oni nie muszą odpowiadać, to jasne. Po prostu… To już moje ostatnie święta tutaj.
– Jak to? – Jola wypuściła z ręki pustą filiżankę, która upadła na podłogę. Na szczęście dzięki miękkiemu dywanowi nie roztrzaskała się, tylko poturlała w kierunku nogi sofy, na której siedziała Nika.
– No tak właśnie. – Poruszyła ramionami Flora. – Stara jestem, mam coraz mniej siły… Chcę się wyprowadzić gdzieś, gdzie się mną zajmą. Wyszukałam ośrodek, dom spokojnej jesieni…
– Co takiego? – wybuchnęła Jola. – Chcesz sprzedać swój dom?
– Jeszcze nie jestem pewna – odparła z pewnym ociąganiem Flora. – Może go oddam w rozliczeniu za pobyt w tym ośrodku.
– Florciu! Co ty w ogóle opowiadasz! – uniosła się Jola. – Przepraszam cię, kochana, ale to jest jakaś fiksacja. Nie, ty tego nie mówisz poważnie. – Zawiesiła СКАЧАТЬ