Название: Pokój motyli
Автор: Lucinda Riley
Издательство: OSDW Azymut
Жанр: Современные любовные романы
isbn: 978-83-8125-817-3
isbn:
– To ty, Posy, prawda? – szepnął.
– Tak. – Lekko skinęła głową, wiedząc, że nie odpowiadać to dziecinada.
– Mieszkasz w okolicy? Bo bardzo chciałbym…
Ale ona była już bezpiecznie na lądzie. Nie oglądając się, ruszyła przed siebie.
Rozdział 5
Nick Montague patrzył przez okno taksówki na poranne mgły. Choć była dopiero siódma, na autostradzie M4, prowadzącej do Londynu, samochody jechały zderzak w zderzak.
Przebiegł go dreszcz. Po raz pierwszy od dziesięciu lat poczuł angielski chłód. W Perth właśnie zaczynała się wiosna i temperatura przekraczała nieco dwadzieścia stopni.
Gdy wjechali do centrum, Nick zobaczył, że wszyscy gdzieś się spieszą. Atmosfera w stolicy była nerwowa, zupełnie inna niż w Perth, gdzie panował przyjemny luz. To było ekscytujące, a zarazem budziło w nim niepokój. Dobrze, że postanowił najpierw zatrzymać się tutaj, a nie jechać prosto do Southwold. Nie podał matce konkretnej daty przyjazdu. Potrzebował trochę czasu dla siebie, nie chciał, żeby go niecierpliwie wyglądała. Wolał podjąć pewne decyzje, nim się z nią spotka.
W ostatnich miesiącach zaczął tęsknić za krajem, po raz pierwszy, odkąd przybył do Perth. Może dlatego, że z początku pochłaniało go bez reszty urządzanie się w nowym miejscu i zakładanie firmy. Wreszcie mu się udało. Teraz miał świetnie prosperujące przedsiębiorstwo handlu antykami przy Left Bank i wynajmował piękne mieszkanie z widokiem na rzekę w eleganckiej podmiejskiej dzielnicy Perth – Peppermint Grove.
Miał świadomość, że to wszystko poszło chyba zbyt łatwo. Przyjechał do Perth, kiedy miasto gwałtownie się rozwijało, przyciągając grupę bogatych młodych przedsiębiorców. Konkurencja na rynku antyków wysokiej jakości była niewielka i Nick zarobił o wiele więcej, niż mógłby na to liczyć w Anglii.
Starał się cieszyć sukcesem, ale już od jakiegoś czasu wiedział, że musi poszukać sobie nowych wyzwań. Zastanawiał się nad otwarciem sklepów w Sydney i Melbourne, jednak odległość między tymi miastami sprawiała, że byłoby to trudne, szczególnie z uwagi na transport mebli. Poza tym miał dość pieniędzy i zdobył dość doświadczenia, by wejść do wyższej ligi. Wiedział, że jeśli nie spróbuje teraz, to pewnie nigdy. Krótko mówiąc, to oznaczało powrót do kraju.
Postanowił spędzić trochę czasu w Londynie i rozejrzeć się po rynku antyków, pójść na kilka najbardziej cenionych aukcji i obejrzeć parę miejsc na sklep, które znalazł w internecie. Chciał też sprawdzić, jak się poczuje w Anglii. Jeśli się tutaj nie odnajdzie, zawsze może przenieść się do Nowego Jorku.
– Jesteśmy na miejscu. Gordon Place numer sześć.
– Dziękuję – powiedział Nick, płacąc kierowcy.
Taksówka odjechała, a Nick wziął walizkę i podszedł do drzwi frontowych porośniętego wisterią domu. Choć było stąd tylko parę minut spacerem do ruchliwej Kensington High Street, tu panowały cisza i spokój. Nick z przyjemnością patrzył na eleganckie rezydencje stojące tutaj od setek lat, tak inne od rozrastającej się szaleńczo nowoczesnej zabudowy Perth.
Zadzwonił do drzwi.
– Nick! Witaj! – Paul Lyons-Harvey zamknął go w niedźwiedzim uścisku, po czym klepnął go w plecy. – Patrzcie, patrzcie! Nic a nic się nie zmieniasz! Nadal masz włosy, nie to co niektórzy. – Paul pogładził swoją łysinę na czubku głowy, po czym złapał walizę Nicka i wniósł ją do środka.
– Nick!
Znów został uściskany, tym razem przez Jane, żonę Paula, wysoką smukłą blondynkę, której twarz o idealnie regularnych rysach zdobiła niegdyś okładki „Vogue’a”.
– Ten to trzyma formę, co? – powiedział Paul, prowadząc Nicka wąskim holem do kuchni.
– Jasne. To pewnie przez to całe surfowanie udało mu się nie przytyć. Suszę Paulowi głowę, że ma być na diecie, ale on po jednym dniu znów się objada – rzuciła Jane, całując czule łysinkę swojego niewysokiego, bezsprzecznie pulchnego męża.
– Bozia poskąpiła mi wzrostu, to nadrabiam obwodem w pasie. – Paul zachichotał.
– Za dobrze się powodzi, co? – Nick usiadł przy kuchennym stole i wsunął pod niego nogi.
– Muszę przyznać, że w ostatnich latach szło mi nie najgorzej. W końcu trzeba skądś brać na te futra i klejnoty dla swojej staruszki.
– Racja – zgodziła się Jane, włączając czajnik. – Przecież nie wyszłam za ciebie dla twojej oszałamiającej urody, prawda, kochanie? Kawy, Nick?
– Tak, poproszę – powiedział, podziwiając długie nogi ubranej w wąskie dżinsy Jane.
I kolejny raz pomyślał, że choć jego najstarszy przyjaciel i Jane kompletnie nie pasują do siebie fizycznie, to są jednym z najlepszych małżeństw, jakie zna. Idealnie się uzupełniali. Paul, arystokratyczny marszand, i Jane, elegancka i rzeczowa, ze swoim spokojem, który równoważył porywczy charakter męża. Uwielbiali się nawzajem.
– Bardzo jesteś zmęczony? – spytała Nicka Jane, stawiając przed nim kawę.
– Dość – przyznał. – Chętnie przespałbym się kilka godzin, jeśli nie macie nic przeciwko temu.
– Skądże znowu, tyle że wieczorem urządzamy tu przyjęcie. Zaplanowaliśmy je, zanim dowiedzieliśmy się, że przyjeżdżasz – wyjaśniła przepraszająco Jane. – Byłoby cudownie, gdybyś do nas dołączył, jeśli masz ochotę, ale jak nie dasz rady, to nic się nie przejmuj, nie ma sprawy.
– Na twoim miejscu nie przepuściłbym takiej okazji. Na liście gości jest naprawdę niezła sztuka – wtrącił tubalnym głosem Paul. – Urocza dziewczyna z dobrych starych czasów, kiedy Jane chodziła po wybiegach. Jak przypuszczam, nadal nie dałeś się usidlić?
– Nie. Jestem wiecznym kawalerem. – Nick wzruszył ramionami.
– No, przy tej twojej opaleniźnie w dwadzieścia cztery godziny ustawi się tu kolejka pań pod drzwiami – powiedziała Jane. – W każdym razie ja muszę już iść. Mam w południe zdjęcia, a jeszcze nie znalazłam butów do sesji.
Jane kilka lat wcześniej rzuciła pracę modelki. Teraz zajmowała się modą jako stylistka i jak wynikało z maili Paula, miała wielkie wzięcie.
– Odpocznij trochę i spróbuj zebrać siły na wieczór. Przyda nam się dodatkowy facet w towarzystwie. – Jane pomasowała Nickowi ramiona, po czym pocałowała męża w usta i ulotniła się z kuchni.
– Ty to masz fart, brachu. – Nick uśmiechnął się szeroko. – Jane jest naprawdę cudowna. Oboje wyglądacie na tak samo szczęśliwych jak dziesięć lat temu.
– Racja – przyznał Paul. – Ale СКАЧАТЬ