Название: Pokój motyli
Автор: Lucinda Riley
Издательство: OSDW Azymut
Жанр: Современные любовные романы
isbn: 978-83-8125-817-3
isbn:
– Jasne, Jane. Obiecuję, że nie będę jej bałamucił. Mam teraz i tak za dużo na głowie. Ale naprawdę chciałbym się z nią jeszcze spotkać. Coś między nami zaiskrzyło.
– Wiem. Wszyscy to zauważyli. – Jane uśmiechnęła się. – Muszę biec na spotkanie, ale wyślę ci esemes z numerem.
– Dzięki.
Kiedy Nick pozmywał po lunchu, usłyszał piknięcie komórki i wyciągnął ją z kieszeni dżinsów.
Cześć, to nr Tammy, do zoba wiecz, całusy, Jane
Dodał numer do listy kontaktów i poszedł na górę do swojego pokoju. Oczywiście nie powiedział tego Jane, ale zeszłej nocy, kiedy wreszcie zasnął, śniła mu się Tammy. Chodząc w tę i z powrotem po pokoju, myślał, że powinien odczekać parę dni, nim zadzwoni, bo inaczej może wydać się zbyt „nachalny”, jak to określiła Jane.
Czy wytrzyma dwa dni…?
Nie. Chciał ją zobaczyć teraz, popatrzeć w te przepiękne zielone oczy, dotknąć tych cudownych włosów… tęsknił za nią.
„Chryste, Nick, co ona z tobą zrobiła?”
Cokolwiek to było, kilka minut później Nick wyciągnął komórkę i wybrał numer, który przesłała mu Jane.
Rozdział 6
W biurze na zapleczu galerii odezwał się dzwoneczek, co oznaczało, że wszedł klient. Posy wstała od komputera i wyszła do części ekspozycyjnej.
– Mogę w czymś pomóc? – odezwała się szybko.
Lepiej od razu zaznaczyć, że ktoś tu jest i nie da się ot tak porwać jakiegoś obrazu i się z nim ulotnić.
– Owszem. Cześć, Posy.
Stanęła jak wryta, serce zaczęło jej walić. Zobaczyła go pośrodku galerii. Patrzył wprost na nią.
– Ale… – Podniosła dłoń do szyi, by zasłonić rumieniec, który na pewno wędrował już na policzki. – Jak mnie tu znalazłeś?
– Nie musiałem wynajmować w tym celu prywatnego detektywa – powiedział, robiąc kilka kroków w jej kierunku. – Pierwsza osoba, którą zagadnąłem, wiedziała dokładnie, gdzie pracujesz. Jesteś w Southwold dość sławna, na pewno wiesz o tym.
– Nie sądzę – odparła.
– W każdym razie trafiłem do ciebie.
– Tak. I czego chcesz?
– Po prostu… myślałem, że powinienem przywitać się jak należy po naszym dość dziwacznym spotkaniu na łodzi.
– Rozumiem. – Odwróciła wzrok.
Wolała patrzeć gdziekolwiek, byle nie na niego. Po dwudziestce był naprawdę piękny, ale teraz, parę lat starszy od niej, wydał się jej najprzystojniejszym mężczyzną, jakiego widziała od tamtej pory. Nie chciała, żeby zmysłowa reakcja znów odebrała jej rozum.
– Ile to już lat? Prawie pięćdziesiąt, Posy?
– Pewnie coś koło tego.
– No tak – powiedział i przez dłuższą chwilę oboje milczeli. – Wyglądasz wciąż tak samo jak dawniej, nic się nie zmieniłaś.
– To nieprawda, Freddie! Jestem staruszką.
– A ja staruszkiem. – Wzruszył ramionami.
Znów zapadła niezręczna cisza. Posy nie miała zamiaru jej przerywać.
– Wiesz, zastanawiałem się, czy dałabyś się zaprosić któregoś dnia na lunch? Chciałbym ci wytłumaczyć…
– Niby co?
– Dlaczego wtedy… cię zostawiłem.
– Naprawdę, nie ma potrzeby. To prehistoria – ucięła stanowczo.
– I na pewno całkiem o mnie zapomniałaś, póki nie pojawiłem się nagle na tej łodzi, ale przynajmniej daj się zaprosić na lunch, żebyśmy opowiedzieli sobie, jak nam minęły te lata. Proszę, Posy, zgódź się. W zeszłym roku przeszedłem na emeryturę, jestem w Southwold dopiero od kilku miesięcy i niewiele osób tu znam.
– No dobrze, niech będzie – powiedziała, zanim zdążyła się pohamować.
A może po prostu chciała się go jak najszybciej pozbyć. Wiedziała, że na pewno nie wygląda najlepiej. Przygnała do galerii prosto po grabieniu liści w ogrodzie.
– Dziękuję. Masz jakiś ulubiony lokal?
– Twój wybór.
– No to w hotelu Swan. Wiem, że tam będzie dobrze. Innych restauracji nie znam. W czwartek dałabyś radę? To mój dzień wolny, wtedy nie pływam.
– W porządku.
– Pierwsza ci pasuje?
– Tak, idealna pora.
– Świetnie. A więc do zobaczenia w czwartek o pierwszej, Posy.
Freddie wyszedł, a Posy wycofała się na zaplecze i usiadła, starając się odzyskać równowagę.
Co ty wyprawiasz, stara głupia babo?! Zapomniałaś już, jak złamał ci serce?
Mimo że Freddie Lennox znów pojawił się w jej życiu niczym duch, i wcale nie było to zabawne, Posy się roześmiała.
Rety, to chyba jeszcze bardziej dziwaczne, niż kiedy przez pomyłkę wparował do twojej sypialni i zobaczył cię tam kompletnie nagusieńką!
*
Było jej wstyd, że tak się szykuje na lunch z Freddiem. Ale przecież nie widziała go prawie od pięćdziesięciu lat, a przede wszystkim wcale nie był tak odległym wspomnieniem, jak sądził. Ich związek i to brutalne jego zakończenie zostawiły trwały ślad w jej sercu. I w dużym stopniu zdeterminowały jej życie.
Kiedy przejrzała swoją szafę, uświadomiła sobie, że od lat nie kupiła nic nowego do ubrania. Może i dobrze, że to spotkanie ją zmobilizuje.
– Zapuściłaś się, Posy – zganiła się surowo. – Powinnaś przejść metamorfozę, jak w tych programach telewizyjnych.
Następnego dnia pojechała do Southwold. Poszła do fryzjera, żeby się podstrzyc i dodać koloru swoim posiwiałym przez ostatnie dziesięć СКАЧАТЬ