Название: Pokój motyli
Автор: Lucinda Riley
Издательство: OSDW Azymut
Жанр: Современные любовные романы
isbn: 978-83-8125-817-3
isbn:
– Tylko że nam są potrzebne pieniądze teraz, nie za kilka miesięcy. Rozumiem, że w przyszłości możesz stać się dzięki temu bogaty, ale chyba zdajesz sobie sprawę, że nie utrzymamy się tylko z mojej pensji?
Sam nalał wrzątku do kubka i z impetem odstawił czajnik.
– To co według ciebie powinienem zrobić? Mam iść pracować w jakimś warsztacie albo w fabryce, bez żadnych perspektyw, byle przynieść do domu kilka marnych funtów?
Tego właśnie chciałaby Amy. Wzięła głęboki wdech.
– Dlaczego uważasz stałą pracę za coś gorszego, Sam? Skończyłeś dobrą szkołę, masz dużo doświadczenia w różnych dziedzinach i na pewno mógłbyś znaleźć dobrze płatny etat w jakimś biurze…
– Co na dłuższą metę nigdzie naszej rodziny nie zaprowadzi, Amy. Muszę myśleć o przyszłości, znaleźć sposób, by zapewnić nam poziom życia, jaki nam odpowiada i na jaki zasługujemy. Oboje wiemy, że to nieosiągalne, jeśli będę pracował dla kogoś jako gówniany urzędniczyna.
– Na razie, Sam, myślę tylko o tym, żeby bieda nie zapukała do drzwi i żeby jakoś związać koniec z końcem. Sądzę, że nasze problemy wynikają częściowo z tego, że za często patrzyliśmy w przyszłość i snuliśmy nierealne marzenia. – Amy, roztrzęsiona, odgarnęła z twarzy blond włosy. – Już nie jest tak jak wtedy, kiedy się poznaliśmy. Musimy zdawać sobie sprawę, że mamy obowiązki, dzieci, którym trzeba zapewnić dom i utrzymanie. Nie da się żyć samym powietrzem.
Patrzył na nią, popijając herbatę.
– Chcesz przez to powiedzieć, że straciłaś wiarę w to, że potrafię osiągnąć prawdziwy sukces?
– Nie… – Amy dostrzegła niebezpieczny błysk w jego oczach. – Oczywiście wierzę w ciebie i w twoje zdolności, ale czy nie można by pracować nad tym projektem w czasie wolnym i połączyć tego z czymś, co dałoby nam już teraz jakieś dodatkowe pieniądze?
– Chryste, Amy! Najwyraźniej nie masz pojęcia, jak się robi interesy. Jeżeli chcę uruchomić tę firmę, to muszę poświęcić się temu bez reszty. – Z gniewu aż poczerwieniał. Przytrzymał ją mocno za rękę, kiedy ruszyła do zlewu. – I zamierzam to zrobić, kochana, bo inaczej ty, ja i dzieci będziemy tkwić w tej parszywej norze do końca życia. Więc byłbym ci bardzo wdzięczny, gdybyś zechciała mnie wspierać i nie krytykowała, kiedy staram się za wszelką cenę wyrwać nas z tego upodlenia!
– Przecież… – wybąkała, czując, jak jego dłoń zaciska się coraz mocniej – ja to rozumiem.
– Świetnie. – Puścił ją, po czym wziął swój kubek z herbatą i podszedł do drzwi. – Idę się ubrać, a potem wychodzę.
Amy usiadła, rozcierając obolałą rękę i nie ruszając się z miejsca, póki nie usłyszała, że Sam wchodzi na górę, a pięć minut później zbiega z powrotem. Z hukiem zamknął za sobą drzwi, aż cały dom zatrząsł się w posadach.
Odetchnęła z ulgą i starając się powstrzymać łzy, wstała i w odrętwieniu poszła na piętro, do małej sypialni, którą dzieliła z Samem. Większy pokój oddali dzieciom – tylko tam mogły zmieścić się dwa łóżka.
Przysiadła na zostawionej w nieładzie pościeli i zapatrzyła się w wilgotną ścianę przed sobą.
Co się z nimi stało w ostatnich latach? W którym miejscu wszystko tak się poplątało?
Poznała Sama w barze hotelu Swan w Southwold. Była na ostatnim roku college’u, gdzie studiowała sztuki piękne, i przyjechała tu z Londynu na wesele przyjaciółki. On wpadł na szybkiego drinka w sobotni wieczór. Jego kolega się spóźniał, a ona chciała chwilę odetchnąć od dusznej atmosfery uroczystości ślubnych. Zaczęli rozmawiać i koniec końców on potem zadzwonił do niej do Londynu i zaprosił ją na weekend do swojej rodzinnej posiadłości pod Southwold.
Amy pamiętała, jak pierwszy raz zobaczyła Dom Admirała. Był idealnie rozplanowany, bajecznie piękny. Miała ochotę od razu ustawić sztalugi i go malować. Matka Sama, Posy, okazała się bardzo gościnna. Amy tak dobrze się tam czuła, że po powrocie do swojego małego mieszkanka w Londynie zaczęła marzyć o wielkich przestrzeniach i spokoju Suffolk.
Sam rozkręcał właśnie firmę komputerową i sprawiał wrażenie pełnego energii wizjonera. Oczarował ją swoim entuzjazmem, miał cudowną rodzinę, był czułym i namiętnym kochankiem.
Kiedy poprosił, by za niego wyszła i przeniosła się do Suffolk, jak tylko skończy studia, nie wahała się, co robić. Wynajęli mały szeregowy dom na jednej z typowych uliczek Southwold i zaczęli małżeńskie życie. Amy chodziła ze sztalugami nad morze, malowała krajobrazy i sprzedawała je w miejscowej galerii turystom. Ale było to jedynie zajęcie sezonowe i gdy firma komputerowa Sama upadła, Amy musiała wziąć pierwszą pracę, jaka jej się trafiła – recepcjonistki w Feathers, wygodnym, choć staromodnym hotelu w centrum miasta.
W ostatnich dziesięciu latach bywało różnie, w zależności od tego, jak wiodło się Samowi w interesach. Kiedy szło dobrze, obsypywał ją kwiatami i prezentami i zabierał na kolacje – i wtedy Amy widziała w nim tego wesołego mężczyznę, którego poślubiła. Ale kiedy szło źle, życie wyglądało zupełnie inaczej…
I jeśliby miała być ze sobą szczera, już od bardzo dawna szło źle. Gdy nie wypalił pomysł z produkcją filmów, Sam pogrążył się w rozpaczy i prawie nie wychodził z domu.
Bardzo starała się go niczym nie obciążać. Choć przez cały dzień siedział w domu, rzadko prosiła, by odebrał dzieci ze szkoły albo zrobił zakupy, kiedy szła do pracy. Wiedziała, że jego szacunek do samego siebie opiera się na przekonaniu, że jest biznesmenem, i nie wolno mu tego odebrać. Doświadczenie nauczyło ją, że lepiej zostawić go w spokoju, kiedy był w dołku.
– Ale co ze mną?
Te słowa wymknęły się jej z ust, zanim zdołała je powstrzymać. Dobiegała trzydziestki i co osiągnęła w życiu? Jej mąż niemal stale był bezrobotny. Brakowało im pieniędzy i musieli mieszkać w wynajętej ruderze. Tak, miała dwoje uroczych dzieci i pracę, ale to zajęcie było bardzo dalekie od kariery artystycznej, która jej się marzyła, nim wyszła za Sama.
A jeśli chodzi o jego usposobienie… Bywał wobec niej agresywny, szczególnie po kilku drinkach, i wiedziała, że to się nasila. Szkoda, że nie miała z kim o tym porozmawiać, ale komu mogłaby się zwierzyć?
Pełna winy, że się tak nad sobą użala, szybko włożyła granatowy służbowy kostium i zrobiła sobie lekki makijaż, żeby dodać koloru bladej twarzy. Była po prostu zmęczona, to wszystko, a Sam starał się robić, co w jego mocy. Wychodząc z domu, postanowiła, że kupi coś specjalnego na kolację. Kłótnie tylko wszystko pogarszają, a problemów jest aż nazbyt wiele. Choć miała przeczucie, że to jego nowe przedsięwzięcie jest skazane na porażkę tak jak poprzednie, wiedziała, że nie pozostaje jej nic innego jak zaufać Samowi.
*
Był piątek. Pierwszy dzień festiwalu literackiego w Southwold. W hotelu Feathers panowało zamieszanie. Druga recepcjonistka zadzwoniła, że jest chora, СКАЧАТЬ