Название: Pokój motyli
Автор: Lucinda Riley
Издательство: OSDW Azymut
Жанр: Современные любовные романы
isbn: 978-83-8125-817-3
isbn:
– Jest bardzo zajęty, Posy, będzie tu, kiedy będzie.
– A skąd wiesz, że nic mu się nie stało? Pisał do ciebie?
– Oui, chérie, pisał. Cierpliwości. Wojny nie kończą się ot tak, w jednej chwili.
*
Coraz bardziej brakowało jedzenia. Zostały nam tylko dwie kury, którym nikt nie ukręcił głowy, bo były najlepszymi nioskami. Ale nawet one zdawały się przygnębione, chociaż codziennie chodziłam porozmawiać z nimi, skoro Benson twierdził, że szczęśliwe kury znoszą więcej jajek. Moja paplanina jednak jakoś nie działała – od pięciu dni żadna z nich, ani Ethel, ani Ruby, nie zniosła ani jednego jajka.
– Gdzie jesteś, tatusiu? – pytałam niebo, myśląc, jak by to było cudownie zobaczyć nagle wyłaniającego się spomiędzy chmur spitfire’a, w którym byłby tata i zniżał go do lądowania na rozległym trawniku.
Nadszedł listopad, a ja każdego popołudnia po szkole wędrowałam wśród podmokłych, przemarzniętych zarośli, by nazbierać coś na rozpałkę do kominka w pokoju dziennym, gdzie siedziałyśmy z Maman wieczorami, bo był mniejszy i łatwiej go było ogrzać niż ogromny salon.
– Wiesz, Posy, myślałam o Bożym Narodzeniu – powiedziała Maman pewnego dnia.
– Może wtedy wróci już tata i spędzimy je razem.
– Nie, nie będzie go jeszcze w domu, a moi przyjaciele zaprosili mnie na święta do Londynu. Oczywiście ty byś się tam strasznie nudziła, bo będą sami dorośli. Napisałam więc do twojej babci i ona chętnie przyjmie cię na święta.
– Ale ja…
– Posy, zrozum, proszę, nie możemy tu zostać. W domu jest lodowato, nie mamy węgla na opał…
– Ale jest drewno i…
– Nie ma co jeść, Posy! Babcia ostatnio straciła gosposię i zanim znajdzie sobie tam na miejscu kogoś innego, chce, żeby przyjechała do niej Daisy.
Przygryzłam wargę, bliska łez.
– A co, jeśli wróci tata i zobaczy, że nas nie ma?
– Napiszę do niego i go zawiadomię.
– Może nie dostać listu, a poza tym wolę zostać tutaj i głodować, niż spędzać święta u babci! Kocham ją, ale jest stara i jej dom to nie mój dom, i…
– Dosyć! Już postanowiłam. Pamiętaj, Posy, wszyscy musimy robić, co się da, by przetrwać jakoś ostatnie miesiące tej okrutnej wojny. Przynajmniej będzie ci ciepło, będziesz pod dobrą opieką i najedzona. To sporo, kiedy na świecie tylu głoduje, a nawet umiera.
Nigdy nie widziałam, by Maman aż tak się zezłościła, więc choć strasznie chciało mi się płakać, przełknęłam łzy i skinęłam głową.
– Tak, Maman.
Potem zdawało się, że przynajmniej mama poweselała, bo ja i Daisy snułyśmy się po domu niczym blade widma skazane na wieczne potępienie.
– Gdybym miała jakikolwiek wybór, tobym nie pojechała – zrzędziła Daisy, pomagając mi pakować walizkę. – Ale pani mówi, że nie ma pieniędzy, żeby mi płacić, to co mam robić? Za guziki się nie wyżyje, prawda?
– Na pewno będzie lepiej, jak skończy się wojna i wróci tata – pocieszyłam ją i przy okazji siebie.
– No, gorzej już chyba być nie może. Wszystko tu się posypało – mruknęła ponuro. – Coś mi się zdaje, że ona pozbywa się nas obu, bo jej tu zawadzamy, a chce sobie…
– Co? – spytałam.
– Nic, nic, młoda damo, ale im szybciej przyjedzie twój tata, tym lepiej.
*
Dom miał być zamknięty przez następny miesiąc, więc Daisy wzięła się do gruntownego sprzątania.
– Po co tak się męczysz, skoro nikogo tu nie będzie? – spytałam.
– Dość tych pytań, panno Posy. Lepiej mi pomóż – powiedziała, biorąc stertę białych prześcieradeł i strzepując jedno po drugim, aż otwierały się niczym żagle.
Razem przykryłyśmy nimi łóżka i meble w dwudziestu sześciu pokojach. Wreszcie wyglądało tu tak, jakby do domu wprowadziła się wielka rodzina duchów.
Od kiedy zaczęły się ferie, brałam kredki i blok i rysowałam, co tylko udało mi się znaleźć w ogrodzie. Nie było to łatwe, bo wszystko wymarło. Pewnego zimnego grudniowego dnia zabrałam do ogrodu szkło powiększające. Śnieg jeszcze nie padał, ale na ostrokrzewach osiadł szron. Zdjęłam rękawiczki, by dobrze przytrzymać szkło i obejrzeć przez nie łodygi. Tata nauczył mnie, gdzie szukać maciupeńkich jajeczek modraszków.
Nagle zobaczyłam, jak otwierają się drzwi rotundy i wyłania się stamtąd zaróżowiona zdyszana Daisy. Niosła całe naręcze swojego ekwipunku do sprzątania.
– Panno Posy, co ty tu robisz bez rękawiczek? – skarciła mnie. – Włóż je natychmiast, bo jeszcze dostaniesz odmrożeń i palce ci odpadną.
Ruszyła do domu, a ja spojrzałam na drzwi rotundy, które pozostały niedomknięte. Bez namysłu wślizgnęłam się do środka. Drzwi się zatrzasnęły.
Było bardzo ciemno, ale oczy szybko przywykły mi do mroku i mogłam dostrzec zarysy młotków do krykieta i bramek, które składował tu tata, a także zamkniętą szafkę ze strzelbami, której nie pozwalał mi nigdy otwierać. Spojrzałam na schody prowadzące do pokoju taty i zaczęłam bić się z myślami. Skoro Daisy zostawiła otwarte drzwi na dole, to może również te na górze. Korciło mnie strasznie, żeby zobaczyć, co tam jest…
W końcu ciekawość zwyciężyła i ruszyłam szybko po krętych schodach, żeby zdążyć, zanim wróci Daisy. Kiedy dotarłam na górę, złapałam za gałkę wielkich dębowych drzwi i ją przekręciłam. Najwyraźniej Daisy ich nie zamknęła, bo od razu ustąpiły. Jeden krok i znalazłam się w tajnym gabinecie taty.
Pachniał pastą do podłogi. Okrągłe ściany zalewało światło wpadające przez okna, które właśnie umyła Daisy. Na ścianie przed sobą zobaczyłam wielką rodzinę admirałów. Motyle były ułożone w rzędach po cztery, za szkłem w złoconej ramie.
Gdy się zbliżyłam, zdumiało mnie, jak motyle mogą pozostawać w tak absolutnym bezruchu, i zastanawiałam się, co mogą znaleźć do jedzenia w swoim szklanym więzieniu.
A potem dostrzegłam główki szpilek, którymi je przypięto. Rozejrzałam się po innych ścianach. Na nich też było pełno motyli, które schwytaliśmy przez te lata.
Jęknęłam z przerażenia, obróciłam się na pięcie, zbiegłam ze schodów i wyskoczyłam do ogrodu. Widząc, że od strony domu idzie tu Daisy, skręciłam i rzuciłam się w zarośla za rotundą. СКАЧАТЬ