Sobotwór. Tess Gerritsen
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Sobotwór - Tess Gerritsen страница 12

Название: Sobotwór

Автор: Tess Gerritsen

Издательство: OSDW Azymut

Жанр: Крутой детектив

Серия:

isbn: 978-83-8125-807-4

isbn:

СКАЧАТЬ Jest pani – bąknęła Louise.

      Maura powitała ją uśmiechem.

      – Bonjour! Pomyślałam, że powinnam zabrać się jak najszybciej do tej papierkowej roboty.

      Louise wpatrywała się w nią przez chwilę, po czym weszła do pokoju i usiadła w fotelu naprzeciwko biurka Maury, jakby poczuła się nagle zbyt zmęczona, by stać. Mimo swej pięćdziesiątki Louise zdawała się mieć zawsze dwa razy więcej energii niż dziesięć lat od niej młodsza Maura. Ale tego ranka wyglądała na wycieńczoną, a jej wychudła twarz miała w świetle jarzeniówki ziemistą barwę.

      – Dobrze się pani czuje, doktor Isles? – spytała cicho.

      – Nie najgorzej. Jestem trochę zmęczona lotem.

      – Chodzi mi o to… co zdarzyło się minionej nocy. Detektyw Frost był prawie pewien, że to pani siedzi w tym samochodzie…

      Maura skinęła głową, przestając się uśmiechać.

      – To przypominało podróż do Strefy Mroku, Louise. Kiedy wróciłam i zobaczyłam przed swoim domem wszystkie te policyjne radiowozy.

      – To był koszmar. Wszyscy sądziliśmy… – Louise przełknęła z trudem ślinę, opuszczając wzrok. – Poczułam taką ulgę, gdy doktor Bristol zadzwonił do mnie zeszłej nocy. Żeby powiedzieć, że zaszła pomyłka.

      Zaległa pełna wyrzutu cisza. Maura uzmysłowiła sobie nagle, że to ona powinna była zadzwonić do swojej sekretarki. Powinna zdawać sobie sprawę, że Louise jest wstrząśnięta i chciałaby usłyszeć jej głos. Od tak dawna żyję sama i z nikim niezwiązana, pomyślała, że nie przychodzi mi nawet do głowy, iż są na tym świecie ludzie, którzy interesują się moim losem.

      Louise wstała, żeby wyjść.

      – Tak się cieszę, że znów panią widzę, doktor Isles. Tylko to chciałam powiedzieć.

      – Louise?

      – Słucham?

      – Przywiozłam ci pewien drobiazg z Paryża. Zabrzmi to jak kiepska wymówka, ale był w walizce, która zaginęła w podróży.

      – Och – roześmiała się Louise. – Jeśli to czekolada, moje biodra z pewnością się bez niej obejdą.

      – Nic kalorycznego, obiecuję. – Spojrzała na zegar na biurku. – Czy doktor Bristol już jest?

      – Właśnie przyjechał. Widziałam go na parkingu.

      – Czy wiesz, kiedy robi sekcję?

      – Którą? Ma dzisiaj dwie.

      – Tej zastrzelonej wczoraj kobiety.

      Louise przyjrzała jej się uważnie.

      – Chyba jest druga w kolejności.

      – Wiedzą o niej coś więcej?

      – Nie mam pojęcia. Musi pani zapytać doktora Bristola.

      Rozdział trzeci

      Chociaż Maura nie miała tego dnia w harmonogramie sekcji, o czternastej zeszła na dół i przebrała się w odzież ochronną. Była sama w damskiej szatni, bez pośpiechu ściągała więc garderobę, składając starannie bluzkę i spodnie i umieszczając je w szafce. Strój ochronny szeleścił na jej nagiej skórze jak świeżo uprana pościel. Znajdowała ukojenie w znajomym rytuale sznurowania spodni i wsuwania włosów pod czepek. Czuła się bezpiecznie pod osłoną tego bawełnianego uniformu i w roli, którą w nim odgrywała. Spojrzawszy w lustro, zobaczyła odbicie zimnej, obcej kobiety, ukrywającej wszelkie emocje. Wyszła z szatni i ruszyła korytarzem do sali prosektorium.

      Rizzoli i Frost stali już obok stołu, w fartuchach i rękawiczkach, zasłaniając jej plecami ofiarę. Pierwszy zauważył Maurę doktor Bristol. Stał twarzą do niej, wypełniając swą potężną postacią wielki chirurgiczny fartuch, i napotkał jej wzrok, gdy weszła do sali. Zmarszczył brwi nad maską i dostrzegła jego pytające spojrzenie.

      – Pomyślałam, że wpadnę zobaczyć tę sekcję – oznajmiła.

      Rizzoli odwróciła się do niej, również marszcząc brwi.

      – Na pewno chce pani tu być?

      – A pani nie dręczyłaby ciekawość?

      – Nie wiem, czy chciałabym to oglądać, zważywszy na okoliczności.

      – Chcę tylko popatrzeć. Jeśli nie masz nic przeciwko temu, Abe.

      Bristol wzruszył ramionami.

      – No cóż, do diabła, na twoim miejscu pewnie też byłbym ciekawy – odparł. – Przyłącz się do nas.

      Przeszła na drugą stronę stołu, gdzie stał Abe, i gdy nic już nie zasłaniało jej zwłok, poczuła suchość w gardle. Widziała w tym prosektorium wiele koszmarów, patrzyła na ciała w różnych stadiach rozkładu, ciała tak zniekształcone przez ogień lub obrażenia, że trudno je było nazwać ludzkimi szczątkami. Leżące na stole zwłoki kobiety były – w porównaniu z tymi, które widywała – w wyjątkowo dobrym stanie. Obmyto je z krwi, a ranę postrzałową, z lewej strony głowy, zakrywały ciemne włosy. Twarz nie została uszkodzona, a tors szpeciły jedynie plamki na skórze. W pachwinie i na szyi widniały świeże ślady ukłuć w miejscach, gdzie Yoshima, pracownik prosektorium, pobierał próbki krwi do badań laboratoryjnych, ale poza tym tors był nietknięty. Skalpel Abego miał wykonać dopiero pierwsze nacięcie. Gdyby klatka piersiowa została już otwarta i jama brzuszna odkryta, widok tych zwłok o wiele mniej by Maurę poruszył. Rozcięte ciała są anonimowe. Serca, płuca i śledziony to tylko narządy, którym na tyle brakuje indywidualności, że można je przeszczepiać jak części zamienne, z jednego ciała do drugiego. Ale ciało tej kobiety było nadal nienaruszone, a jej rysy zaskakująco znajome. Zeszłej nocy Maura widziała ją w ubraniu i w półmroku, jedynie przy świetle latarki Rizzoli. Teraz nagie zwłoki oświetlały rzęsiście lampy prosektorium. Podobieństwo było uderzające.

      Dobry Boże, to moja twarz, moje ciało.

      Jedynie ona wiedziała, jak bardzo były do siebie podobne. Nikt inny w tej sali nie znał kształtu jej nagich piersi, krągłości ud. Widzieli tylko to, co pozwalała im zobaczyć: twarz, włosy. Nie mogli wiedzieć, że upodobniały ją do ofiary tak intymne szczegóły anatomii, jak rudawy odcień włosów łonowych.

      Spojrzała na jej ręce. Miała szczupłe, smukłe palce, tak jak ona. Dłonie pianistki. Na palcach były już ślady tuszu. Wykonano również zdjęcia czaszki i zębów. Rentgen uzębienia wisiał na podświetlanym ekranie. Dwa białe rzędy zębów lśniły jak uśmiech kota z Cheshire. Czy moje zdjęcia też tak by wyglądały? – pomyślała. Czy jesteśmy takie same, łącznie ze szkliwem na zębach?

      Spytała nienaturalnie spokojnym głosem:

      – Dowiedzieliście się o niej czegoś więcej?

      – СКАЧАТЬ