Sobotwór. Tess Gerritsen
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Sobotwór - Tess Gerritsen страница 15

Название: Sobotwór

Автор: Tess Gerritsen

Издательство: OSDW Azymut

Жанр: Крутой детектив

Серия:

isbn: 978-83-8125-807-4

isbn:

СКАЧАТЬ pan testy toksykologiczne? – spytała Rizzoli.

      Abe wzruszył ramionami.

      – Możemy je zlecić, ale nie jestem przekonany, czy to konieczne. Przyczyna śmierci jest oczywista. – Skinął głową w kierunku świetlnego ekranu, gdzie na tle czaszki odznaczał się wyraźnie pocisk. – Ma pani jakieś powody, żeby żądać testu toksykologicznego? Czy ekipa dochodzeniowa znalazła w samochodzie narkotyki albo podejrzane akcesoria?

      – Nie. Samochód był czysty. Nie licząc, rzecz jasna, krwi.

      – Należała tylko do ofiary?

      – W każdym razie jest grupy B plus.

      Abe spojrzał na Yoshimę.

      – Sprawdziłeś już naszą dziewczynę?

      Yoshima skinął głową.

      – Zgadza się. Ma grupę B plus.

      Nikt nie patrzył na Maurę. Nikt nie zauważył, jak otwiera szeroko usta, ani nie usłyszał, że wciąga głęboko powietrze. Odwróciła się raptownie, by nie widzieli jej twarzy, i rozwiązała maskę, a następnie zdjęła ją gwałtownym ruchem.

      Gdy podeszła do pojemnika na śmieci, Abe zawołał:

      – Już się nami znudziłaś, Mauro?

      – Zaczynam odczuwać zmęczenie podróżą – odparła, zrzucając fartuch. – Chyba wrócę wcześniej do domu. Do zobaczenia jutro, Abe.

      Wyszła szybko z prosektorium, nie oglądając się za siebie.

      Jechała do domu jak zamroczona. Dopiero gdy dotarła na przedmieścia Brookline, jej mózg zaczął nagle funkcjonować. Pozbyła się obsesyjnych myśli, które krążyły w jej głowie. Nie myśl o sekcji. Zapomnij o tym. Pomyśl o obiedzie, o czymkolwiek, byle nie o tym, co dziś widziałaś.

      Zatrzymała się przy sklepie spożywczym. Miała pustą lodówkę i jeśli nie chciała jeść tego wieczoru tuńczyka i mrożonego groszku, musiała zrobić zakupy. Z ulgą skoncentrowała się na tym zajęciu. Gorączkowo wrzucała do wózka kolejne produkty. O wiele bezpieczniej było myśleć o jedzeniu, o tym, co ugotuje na resztę tygodnia. Przestań rozmyślać o plamach krwi i kobiecych narządach w metalowych misach. Potrzebuję grejpfrutów i jabłek. Te bakłażany też nieźle wyglądają. Wzięła do ręki wiązkę świeżej bazylii i zachłannie wciągnęła w nozdrza jej gryzącą woń, czując ulgę, że może choć na chwilę zatrzeć wspomnienie zapachów prosektorium. Po tygodniu mdłych francuskich potraw zatęskniła za ostrymi przyprawami. Dziś wieczorem, pomyślała, przyrządzę tajlandzkie zielone curry, tak pikantne, żeby paliło mnie w usta.

      W domu, przebrawszy się w szorty i podkoszulek, zabrała się do szykowania kolacji. Krojąc kurczaka, cebulę i czosnek, popijała schłodzone białe bordeaux. Kuchnię wypełniał aromat jaśminowego ryżu. Nie czas myśleć o krwi grupy B plus i czarnowłosych kobietach. Z garnka dymiła oliwa. Pora usmażyć kurczaka, dodać pastę z curry. Dolać puszkę mleczka kokosowego. Przykryła garnek, aby postał na wolnym ogniu. Spojrzawszy w kuchenne okno, ujrzała nagle w szybie swoje odbicie.

      Wyglądam tak jak ona. Dokładnie.

      Przeszedł ją dreszcz, jakby ta twarz w szybie nie była odbiciem, lecz wpatrującą się w nią zjawą. Pokrywka na garnku brzęknęła pod ciśnieniem pary. Jakby duchy próbowały wydostać się na wolność, rozpaczliwie chcąc zwrócić jej uwagę.

      Wyłączyła kuchenkę, podeszła do telefonu i wybrała numer pagera, który znała na pamięć.

      Po chwili oddzwoniła do niej Jane Rizzoli. W tle Maura słyszała dzwonek telefonu, a więc Rizzoli nie wróciła jeszcze do domu, lecz siedziała zapewne za biurkiem przy Schroeder Plaza.

      – Przepraszam, że przeszkadzam – powiedziała Maura. – Ale muszę o coś zapytać.

      – Dobrze się pani czuje?

      – Tak. Chciałabym dowiedzieć się o niej jeszcze jednej rzeczy.

      – O Annie Jessop?

      – Właśnie. Wspomniała pani, że miała prawo jazdy z Massachusetts.

      – Zgadza się.

      – Jaką wpisano jej tam datę urodzenia?

      – Co?

      – Dzisiaj w prosektorium mówiła pani, że miała czterdzieści lat. Którego dnia się urodziła?

      – Czemu pani pyta?

      – Po prostu chcę wiedzieć.

      – W porządku. Proszę zaczekać.

      Maura słyszała szelest przerzucanych kartek i po chwili Rizzoli znów się odezwała.

      – Według tego prawa jazdy urodziła się dwudziestego piątego listopada.

      Maura na chwilę zamilkła.

      – Jest pani tam jeszcze? – spytała Rizzoli.

      – Tak.

      – O co chodzi, pani doktor? Co się dzieje?

      Maura przełknęła ślinę.

      – Muszę poprosić panią o przysługę, Jane. To zabrzmi, jakbym postradała zmysły.

      – Zamieniam się w słuch.

      – Chcę, żeby w laboratorium kryminalistyki porównano moje i jej DNA.

      Maura usłyszała, że drugi telefon przestał w końcu dzwonić.

      – Proszę powtórzyć – powiedziała Rizzoli. – Bo chyba nie dosłyszałam.

      – Chcę wiedzieć, czy moje DNA pasuje do kodu Anny Jessop.

      – Zgadzam się, że istnieje duże podobieństwo…

      – Jest coś więcej.

      – Co ma pani na myśli?

      – Obie mamy tę samą grupę krwi. B plus.

      – Ilu jeszcze ludzi ma taką grupę? – zauważyła rozsądnie Rizzoli. – Jakieś dziesięć procent populacji?

      – Poza tym data urodzenia. Powiedziała pani, że urodziła się dwudziestego piątego listopada. Ja też, Jane.

      Rizzoli nagle zaniemówiła, po chwili odparła cicho:

      – W porządku, przeszedł mi dreszcz po plecach.

      – Rozumie pani teraz, dlaczego o to proszę? Ta kobieta, poczynając od jej wyglądu, poprzez grupę krwi i datę urodzenia… – Maura zamilkła na chwilę. – Jest mną… Chcę wiedzieć, skąd pochodzi. Chcę wiedzieć, kim jest.

      Zaległo długie СКАЧАТЬ