Название: Grzechy młodości
Автор: Edyta Świętek
Издательство: PDW
Жанр: Современные любовные романы
isbn: 9788366217997
isbn:
– Tak, wełniany – odparła przepełniona dumą Kostowa. – W Jedynaku rzucili.
– A dużo ich jest? Bo wie pani, właśnie takiego szukam – odparła nieznajoma, odchylając brzeg i podziwiając solidne wykonanie. – To chyba zagraniczny. Wygląda na turecki – westchnęła z zachwytem.
– Z tego, co widziałam, było tylko kilka. Stałam pierwsza w kolejce, jak przywieźli towar z magazynu. Nie było nad czym myśleć, po prostu go wzięłam. Do tej pory pewnie już wszystkie zostały sprzedane, bo jak ludzie zobaczyli dostawę, to zaraz oblegli stoisko. Tam nie ma już po co iść, tylko się pani niepotrzebnie umęczy – odparła Agata, zezując na ciężarną.
– Ojej, jaka szkoda – stęknęła kobieta, głaszcząc wydatny brzuch. – Zenuś, zobacz – trąciła łokciem ślubnego – u nas taki byłby jak znalazł.
Zainteresowany mężczyzna pogładził dłonią odwinięty brzeg. Kiwnął głową z uznaniem. W międzyczasie na przystanek dotarł pojazd. Drzwi otwarły się z hukiem. Wagon opuściło kilka osób.
– Wsiadamy, Beatko. Uważaj na siebie!
Dziewczynka wspięła się na wysoki stopień.
– Chodź, mamusiu! – krzyknęła lekko przestraszona, gdyż Agata miała trudność z wepchnięciem dywanu do wnętrza. – No chodź, bo tramwaj odjedzie.
– Bez obaw – sapnęła matka – nie odjedzie.
– Pomogę pani. – Doskoczył do niej mąż ciężarnej, która już zdążyła zasiąść na zwolnionym przez kogoś miejscu.
We dwoje wciągnęli rulon do środka.
– Dziękuję – odparła.
– A może sprzeda mi pani ten dywan? – zapytała ta sama kobieta, zadzierając twarz w stronę stojącej obok Kostowej.
– Nie. Nie jest na sprzedaż – oznajmiła stanowczo Agata.
– Pani, odstąp go nam. Co będzie się pani szarpać, by zanieść go do domu – poparł żonę Zenon.
– Nie ma mowy.
– Dam dwa razy tyle, ile zapłaciła pani w Jedynaku – zaproponowała ciężarna, sięgając do torebki po portfel.
– Powiedziałam już, że nic z tego.
– Nie bądź pani taka nieużyta! Potrzebuję właśnie takiego dywanu do pokoju dziecka – nalegała uporczywie.
– Ale ja już mam dla niego zastosowanie – odparła Agata. Niby dumna była z nabytku, który wzbudził zazdrość u obcej pary, ale dość już miała nagabywań, choć utwierdzały ją tylko w przekonaniu, że dobrze zrobiła, kupując pozornie zbędną rzecz.
Tramwaj ruszył z przystanku. A ponieważ pasażerów było niewielu, rozmowa małżonków z Agatą wzbudzała zainteresowanie znudzonych ludzi.
– Kupi sobie pani dwa inne – judził mężczyzna. – A moja Lusia nie ma kiedy gonić po sklepach. No… Odmówi pani kobiecie przed porodem?
– Zrobiłaby pani dobry uczynek – naciskała zainteresowana zakupem.
– Proszę państwa! – Agata zawrzała oburzeniem na tę nachalność. Drażniło ją, że stała się obiektem zainteresowania całego wagonu. Widziała, jak ciekawscy zerkają w ich stronę. – Ten dywan jest mi potrzebny. Nie ma mowy, abym go sprzedała. Nie i już!
– A żeby go tak mole zeżarły! – burknęła poczerwieniała na twarzy Lucyna, odwracając twarz do okna.
– No i co pani zrobiła najlepszego? – fuknął Zenek. – Żeby zdenerwować kobietę w takim stanie!
Agata podchwyciła kilka spojrzeń pełnych nagany. Dla kogoś, kto nie wiedział, w czym rzecz, mogła wyjść na perfidne babsko.
– A o co te nerwy? Przecież to mój dywan! Sama go sobie kupiłam! Zupełnie nie rozumiem, czemu państwo tak naciskają, żebym go odsprzedała! – powiedziała głośno i dobitnie, by dobrze ją usłyszeli wszyscy ci, którzy zaczęli coś między sobą szeptać. – Czy ja wam grzebię po siatce z zakupami i żądam odstąpienia czegokolwiek? – Spojrzała znacząco na torbę leżącą na kolanach ciężarnej.
Na szczęście tramwaj dotarł na Kapuściska.
– Wysiadamy, Beatko. Masz moją torebkę? – zwróciła się do córki.
Z niemałym wysiłkiem wytargała na przystanek przedmiot sporu. Tym razem sama, bez niczyjej pomocy. Nerwy dodały jej sił, nawet nie poczuła ciężaru grubej wełny.
– Mamusiu, chcesz, żebym go z tobą niosła? – zapytała Beatka, lecz Agata pokręciła głową.
– Wystarczy, że grzecznie będziesz szła obok mnie.
Kilkakrotnie musiała przystanąć, by odpocząć. Nieporęczny rulon obcierał jej dłonie i coraz dotkliwiej ciążył. Ostatecznie, gdy miała już na linii wzroku wejście do klatki schodowej, poprosiła córkę, by pobiegła do domu i przyprowadziła ze sobą tatę, wujka Gienka, a w ostateczności dziadka.
– Uff… – odsapnęła, siadając na ławce, o którą oparła nabytek. Do tej pory szarpały ją nerwy na myśl o idiotycznej awanturze z tramwaju. – Co za tupet! Co za bezczelność! By tak nachalnie żądać czegoś, do czego nie ma się prawa!
– A na co nam ten dywan? – Leon nie wyraził radości na widok zakupu, lecz skrzywił twarz z niezadowoleniem. – Przecież stary jest niczego sobie. Nie masz na co wydawać pieniędzy?
– Żal mi go było puścić. Teraz tak trudno o coś równie porządnego. A wasz jest już mocno zadeptany.
– Zadeptany, bo wszyscy u nas przesiadują. I goście, jak przyjdą, i dzieciaki podczas zabaw. Zniszczą również ten – utyskiwał ojciec.
– Tato ma rację. – Franciszka poparła męża. – Szkoda go tutaj rozwijać, bo zaraz będzie powycierany.
– Oj tam! Szkoda! Ale to wstyd przyjmować kogokolwiek na tym waszym starym poszarpańcu. Trafiłam na okazję, to kupiłam. Wiecie, ile mnie kosztował zachodu? Nie dość, że skurczybyk ciężki jak nie wiem co, to jeszcze jacyś ludzie w tramwaju chcieli go ode mnie wydrzeć. Oferowali mi dwukrotność ceny – oznajmiła, pęczniejąc z dumy.
– Trzeba było im sprzedać.
– Ależ tatku! A co to: u nas nie może być choć trochę przyjemniej? Tylko spójrz, jak wygląda stary. – Wskazała palcem poplamione i faktycznie mocno zużyte straszydło.
Ostatecznie rodzice przystali na zmianę. A że nowy nabytek był nieco większy od poprzedniego, trzeba było częściowo przystawić go wersalką, na której sypiali seniorzy.
– Będziecie mieli cieplej w zimie – stwierdziła Agata. – Przestanie wam ciągnąć od podłogi.
СКАЧАТЬ