Grzechy młodości. Edyta Świętek
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Grzechy młodości - Edyta Świętek страница 7

Название: Grzechy młodości

Автор: Edyta Świętek

Издательство: PDW

Жанр: Современные любовные романы

Серия:

isbn: 9788366217997

isbn:

СКАЧАТЬ Jestem na to zbyt spokojnym człowiekiem. Mnie interesuje przeprowadzanie śledztw i kryminalistyka. Nie zaryzykuję wojny domowej, bo prędzej czy później moi mogliby coś odkryć.

      – E tam, chrzanisz. Cóż mogłoby się wydać? Że masz lokalnego klechę na oku? Jeśli pleban nie ma nic za skórą, to może być spokojny o swój tyłek. A jeśli podburza ludzi przeciwko władzy czy krzewi wrogą propagandę, to powinniśmy o tym wiedzieć, by łatwiej było przeciwdziałać. To wcale nie wymagałoby wielkiego wysiłku. Wszak tu nie chodzi o działania stricte operacyjne, ale bardziej o inwigilację i prewencję. Czasami trzeba po prostu pouczyć księżula o tym, co mu wolno mówić podczas kazań, a jakich tematów winien unikać. Zazwyczaj to wystarcza. Miałbyś więc spokojną robotę.

      – Nie, nie, stary. Dziękuję. Wolę zostać przy tym, co robiłem dotychczas. Ale swoją drogą, zastanawia mnie jedna sprawa… – urwał, gdyż nie miał pewności, czy zainteresowanie takim tematem nie powróci kiedyś nieprzyjemną czkawką.

      – No dawaj – zachęcił przyjaciel.

      – Wiesz, chodzi mi o stosunek państwa do Kościoła. Bo niby żyjemy w ateistycznym kraju. Od obywateli oczekuje się zerwania z praktykami religijnymi. Ale w gruncie rzeczy nikt tego nie egzekwuje tak, jak na przykład w Czechosłowacji. Tam jakoś surowiej władze podeszły do problemu: biskupów internowano, zakony zostały rozwiązane, Kościół utracił pieczę nad wszystkimi prowadzonymi wcześniej szkołami, prasę katolicką praktycznie zlikwidowano, a wszelkie organizacje otrzymały zakaz funkcjonowania. Słyszałem, że u pepików inwigilacja duchownych jest tak ścisła, że właściwie są oni więźniami własnych parafii. Nie to co u nas. Czemu naszym księżom tak się pobłaża, skoro ich działalność przeszkadza Moskwie?

      – Mentalność Polaczków nie pozwala na inne postępowanie. Pamiętasz, co kiedyś mówiłem o gotowaniu żaby?

      – Pamiętam. Zmiany muszą następować powoli.

      – Otóż to. Gdyby władze zaczęły nagle zamykać kościoły, a księży odsyłać do innych zajęć, to w kraju podniósłby się rwetes i doszłoby do kontrrewolucji. Polacy są jednak znacznie mocniej przywiązani do tych swoich zabobonów. Uważam, że i tak wiele osiągnęliśmy, bo mamy upaństwowioną własność. Kapitalizm został zlikwidowany, nastąpiła alokacja dóbr. Nie ma bogatych i biednych…

      – Ha ha ha! Teraz to dałeś popalić! – parsknął milicjant.

      – Z tym mógłbym polemizować. Ponoć Stanisława Gierek lubi kosztowne stroje i na zakupy jeździ wyłącznie do Paryża. – Kazimierz zniżył głos.

      Wyjął z kieszeni paczkę papierosów i wyciągnął ją w stronę kolegi. Dereń podziękował, miał własne. Pstryknął kolorową, zagraniczną zapalniczką. Po chwili obydwaj mocno zaciągali się dymem.

      – Ale cacko – westchnął Trzeciak i wyciągnął dłoń po zapalniczkę. Obejrzał ją i oddał kumplowi. – Fajna.

      – No. Zdobyczna – odparł krótko Romek, a następnie wrócił do wcześniejszego tematu. – Co by nie mówić, to jednak dysproporcje w stanie posiadania są nieporównywalnie mniejsze niż przed okupacją. A na daczę lub talon na syrenę trzeba sobie zasłużyć – skwitował. – Ty też byś zasłużył – podjudzał.

      – Jak? Walcząc z Kościołem? Przecież to nierówna walka. Z góry skazana na klęskę, bo jak sam wspomniałeś, taka już jest mentalność naszych ziomków. Ludzie ślepo ufają klerowi.

      – Do czasu. I uwierz mi, że akurat ta walka jest bardzo wyrównana – zapewnił Dereń. – Po pierwsze szanse rozłożone są jeden do jednego. Jeszcze w latach powojennych mieliśmy w kraju sporo Żydów. Ciężko byłoby ich inwigilować, są zbyt charakterystyczni z rysów twarzy, noszą te swoje chałaty i pejsy, a ich zwyczaje to już w ogóle jakieś dziwy. Ale po tym, jak w sześćdziesiątym ósmym Gomułka ostatecznie rozwiązał problem syjonistów, został nam tylko jeden czynny wróg w postaci Kościoła katolickiego. A nad jednym wrogiem, na dodatek takim, który z założenia winien być pokorny, łatwo jest zapanować. Należy dobrze poznać jego obyczaje, wpuścić do środka odpowiednią liczbę dywersantów, a problem sam ulegnie rozwiązaniu. Dzisiaj miliony Polaków praktykują na przekór władzy. Za kilka, kilkanaście lat sytuacja się zmieni. Trzeba tylko trochę cierpliwości, a ludzie sami odwrócą się od księży. Dzisiaj noszą im w zębach na plebanię kury, pieniądze i inne dobra. Za jakiś czas jedyne, co będą dla nich mieli, to pogarda.

      – Dywersanci? – wyraził zdziwienie Kazimierz, dla którego było to coś dziwnego. – Ale że co: chodzicie na mszę, by słuchać kazań i głośno je komentować przy wiernych?

      Dereń spojrzał na niego jak na przybysza z obcej galaktyki.

      – A komu chciałoby się odstawiać taki spektakl? I po co? By zaciekłe dewotki na miejscu zlikwidowały takiego osobnika? Za mało byłoby w tym przebiegłości. Najskuteczniejsze jest niszczenie wroga od środka. Trzeba wpuścić wirus do organizmu. To przyniesie lepsze efekty długofalowe niż jawne szykany. Przyznaję, że często ręce człowieka świerzbią, by zatkać usta temu czy owemu. Ale hamujemy się, bo nie na tym polega sztuka. Sztuką jest doprowadzić do tego, by ludzie sami zmienili zdanie.

      – Gotowanie żaby – stwierdził milicjant.

      – Tak. To jest właśnie gotowanie żaby. Sam więc widzisz, że w naszych strukturach ważniejszy jest spryt niż środki przymusu bezpośredniego. Dobra, koniec tematu. Drogę do mnie znasz. Przyjdziesz, nie pożałujesz. Będziesz miał na daczę. Tak czy owak zapraszam w następną sobotę. I nie zapomnij wspomnieć Tymkowi! – dodał.

      Zdusił niedopałek w przepełnionej popielniczce. Rozejrzał się z drwiącym uśmiechem po ciasnej klitce zawalonej aktami, spojrzał na wysłużoną maszynę do pisania, niewygodne krzesło i stare sprzęty. Pokiwał głową.

      – Serwus! Ukłony dla ślubnej.

      – Serwus – odpowiedział Kazimierz, wracając do swojej pracy.

      Zasadniczo kolega nie powiedział mu wiele nowego. Nie zaskoczyły go metody postępowania Derenia i jemu podobnych. Służba jak służba, ot co – po prostu musieli ją sumiennie wypełniać.

      A jednak wolę kryminalistykę – stwierdził. Mniejsze mam obrzydzenie do ścigania złodziei i morderców niż papraniny w sprawach związanych z etyką. Nie… To nie dla mnie.

      Nieobecność Elżbiety przedłużała się, wzbudzając coraz większą irytację Tymoteusza. Na zewnątrz już dawno zapadł mrok. Dzieci zdążyły zgłodnieć. СКАЧАТЬ