Название: Kurier z Toledo
Автор: Wojciech Dutka
Издательство: OSDW Azymut
Жанр: Поэзия
isbn: 978-83-66229-70-9
isbn:
– Napoleon przegrał, bo zlekceważył Rosję.
To nie miało sensu. Hitler i Stalin przecież się nienawidzili, te dwa reżimy były wobec siebie wrogo nastawione.
– A wy, Niemcy, czy wy nie lekceważycie Rosji?
– Co pan ma na myśli?
– Wasz Führer wyraża się bardzo źle o Związku Radzieckim.
– A wy, Polacy, czy wy nie gardzicie Rosją i jej bolszewizmem?
– Pogarda dla ustroju nie oznacza lekceważenia siły militarnej Sowietów. To my pokonaliśmy Amię Czerwoną pod Warszawą.
To był fakt, któremu Niemiec nie mógł zaprzeczyć. Rozmowa toczyła się dalej wokół rosyjskiej literatury, którą Klarenbach dobrze znał. Mokrzycki, przywołując swobodnie dzieła Tołstoja, Czechowa i Dostojewskiego, które czytał w oryginale, zrobił na Klarenbachu duże wrażenie. Noc minęła im na dyskusjach, podczas gdy pociąg mknął przez Francję na spotkanie Pirenejów.
Po wyjściu Klarenbacha Mokrzycki długo jeszcze nie mógł zasnąć. Czyżby pracownik niemieckiego MSZ próbował wysondować, co on myśli o Rosji? A dlaczego nie o Niemczech? Na to pytanie nie zdołał znaleźć odpowiedzi i w końcu zapadł w sen. Miało to mieć swoje konsekwencje w czasie i w miejscu, których Mokrzycki się nie spodziewał.
ROZDZIAŁ III
Życie jest snem
MADRYT, KWIECIEŃ 1936 ROKU
Kilka dni wcześniej minęła właśnie piąta rocznica ucieczki króla Alfonsa XIII. Tłum zebrał się na Gran Via, reprezentacyjnej ulicy Madrytu, świętując obalenie monarchii i piąte urodziny republiki. Republika hiszpańska, la niña bonita – piękna dziewczyna (jak nazywali swój wymarzony kraj Hiszpanie), pokazywana na plakatach jako westalka z flagą i wawrzynem pokoju, uosabiała dążenia liberalnej burżuazji i sił lewicy społecznej, domagających się zmian w kraju, w którym prawie połowa mieszkańców nie potrafiła czytać ani pisać. Od pięciu lat Hiszpania zmagała się sama ze sobą. Gdzieś pod tą zastygłą skorupą lawy gotowała się piekielna magma nierówności społecznych, gotowa do wybuchu.
Mokrzycki wysiadł na dworcu Atocha w Madrycie z mieszanymi uczuciami po męczącej podróży. Zapragnął kontaktu z językiem, który dobrze znał, choć zawsze bał się, że miejscowi od razu rozpoznają w nim obcokrajowca. Miał trochę kłopotu z ciężkim bagażem, ale obsługa dworca zaraz zamówiła dla niego dorożkę, a walizy załadowano na powóz i przewieziono pod adres wskazany przez Mokrzyckiego. Czuł, że zaczyna brakować mu sił. Niemiec Klarenbach nie chciał się odczepić i Mokrzycki przez dwa dni słuchał na zmianę o Rosji lub o Hitlerze, aż dostawał od tego mdłości. Granicę francuską minęli bezpiecznie, a Hiszpania powitała ich nie tyle upałem, co lekką bryzą wiejącą od oceanu w okolicach San Sebastián. Dopiero w Madrycie poczuł, co to znaczy wiosenne słońce – było pewnie ze dwadzieścia osiem stopni.
Mokrzycki pojechał natychmiast zameldować się u polskiego posła przy rządzie Republiki Hiszpańskiej. Sanacja i republika nie miały sobie zbyt wiele do zaoferowania, a nowy przełożony Mokrzyckiego, ambasador Marian Szumlakowski, narzekał na niedostatki personelu odkąd objął placówkę rok wcześniej. Przyjazd nowego chargé d’affaires był dla niego pozytywnym zaskoczeniem. Przywitali się serdecznie, a Szumlakowski nie zadawał pytań. Mokrzycki pokazał mu list z poleceniami służbowymi od ministra Becka.
– Będzie miał pan dużo swobody – powiedział Szumlakowski, zapoznawszy się z korespondencją. – Czy ktoś jeszcze wie o pańskich zadaniach wywiadowczych dla naszej Dwójki?
Z perspektywy rządu polskiego niechętnego lewicy Hiszpania miała znaczenie drugorzędne, ale polski wywiad musiał wiedzieć, w co i dlaczego angażują się jego wrogowie: Abwehra oraz kontrwywiad SS, czyli SD, a ze strony sowieckiej także NKWD.
– Tylko minister Beck, ja i pan – odparł Mokrzycki. – Nie zabawię w Madrycie długo. Muszę spotkać się z księżną Aristizábal.
– To wielka dama – odparł ambasador i dodał: – Będziemy zatem w kontakcie. Był pan już kiedyś na południu Hiszpanii?
Hrabia zaprzeczył ruchem głowy.
– Andaluzja to w zasadzie jedyny region, którego nie znam.
– Nie zawiedzie się pan. Powodzenia! – Szumlakowski uścisnął mu dłoń. – Gdyby miał pan ważne wiadomości, proszę o pilny telegram. Oddzwonię do pana z zabezpieczonej linii.
– Czy życzy pan sobie, bym co jakiś czas stawiał się w Madrycie?
– Nie, to nie jest konieczne. Jest pan samodzielnym pracownikiem. Kontakt tylko w razie wyższej konieczności – odpadł Szumlakowski, żegnając się z Mokrzyckim.
Hrabia wrócił do hotelu, po czym przebrał się, wykąpał i poszedł na swój pierwszy spacer po mieście. Uważał to za czynność konieczną, a zarazem niezwykle intymną. Pierwszy kontakt z miastem, w którym dawno się nie przebywało, był jak dotyk ciała kochanki. Idąc w stronę Gran Via, Mokrzycki wchłaniał w siebie atmosferę Madrytu. Już kiedyś zachwycił się otwartymi do późna tawernami, restauracjami, klubami muzycznymi, gdzie toczyło się kolorowe i hałaśliwe hiszpańskie życie. Uwielbiał to, w jaki sposób Hiszpanie celebrują codzienne przyjemności. Mokrzycki zdążył już zatęsknić za tutejszą swobodą.
*
Idąc wzdłuż Gran Via, zauważył, że na ścianach kilku budynków oraz na słupach ogłoszeniowych widniały plakaty zachęcające do obejrzenia spektaklu na bazie sztuki Calderóna Życie jest snem. Mokrzycki przystanął i spojrzał na listę aktorów; hiszpańskie nazwiska w większości nic mu nie mówiły. Sześć lat to szmat czasu. Zauważył, że w jednej z ról obsadzono Federico Garcíę Lorkę. Znał jego teksty, był to bodajże najsłynniejszy hiszpański poeta liryczny. A jako że Mokrzycki miał wolne popołudnie, pierwsze w Madrycie od tak długiego czasu, postanowił, że pójdzie na to przedstawienie.
Klasyka hiszpańskiej literatury trafiała częściej na deski teatru od czasu, kiedy rząd republikański w 1931 roku rozpoczął gwałtowne reformy społeczne. Postulat oddania ziemi chłopom i bezrobotnym w małych miasteczkach na terenie całej Hiszpanii wynikał z jasno zdefiniowanej idei sprawiedliwości społecznej. Jednak rząd republikański chciał też przybliżyć kulturę własnego kraju niepiśmiennym mieszkańcom Hiszpanii, których wciąż było wielu. Mokrzycki się temu nie dziwił. W Polsce odsetek analfabetów spadł dopiero w latach trzydziestych.
Na afiszu zespół teatralny nosił nazwę La Barraca. Mokrzycki zadumał się. Czy życie rzeczywiście jest snem? La vida es sueño – hiszpański tytuł skłonił hrabiego do refleksji nad sobą samym. Jaką cząstkę własnej duszy zostawił w Polsce? Czy narzeczona i życie u jej boku po ślubie to naprawdę wszystko, czego pragnął? Wszedł do teatru. Czuł się w tym miejscu, jakby było stworzone dla niego, potomka hrabiowskiego rodu, dumnego człowieka, który naprędce uczył się życia, przyjmując to, co ono przynosiło. Ów teatr uchodził za jedno z najbardziej luksusowych miejsc w Madrycie czasów dyktatury Primo de Rivery. Mokrzycki zakupił bilet za sto peset i zasiadł w loży z dobrym widokiem СКАЧАТЬ