Posłuszna żona. Kerry Fisher
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Posłuszna żona - Kerry Fisher страница 6

Название: Posłuszna żona

Автор: Kerry Fisher

Издательство: PDW

Жанр: Современная зарубежная литература

Серия:

isbn: 9788308066836

isbn:

СКАЧАТЬ style="font-size:15px;">      Uznałam, że pora uruchomić zaplanowaną ofensywę wdzięku. Jeśli nie chciałam wymykać się cichcem z własnego domu jak włamywacz z paroma laptopami wetkniętymi w portki, naprawdę musiałam mieć Annę po swojej stronie. Nigdy nie będę panią domu, która krąży wśród gości z tackami migdałowych ciasteczek i prowadzi dyskusje o najlepszym środku do usuwania kamienia z kranów, ale może uda mi się przekonać Annę, że leży mi na sercu dobro jej syna i nie wodzę łakomym wzrokiem za jego portfelem.

      Nic dziwnego, że traktowała mnie z lekką podejrzliwością. Początkowo, ze względu na pamięć o Caitlin, nie afiszowaliśmy się z Nico. Poza tym czekałam, że on powie: „Dzięki, że pomogłaś mi przetrwać całą tę sprawę ze śmiercią żony, ale to by było na tyle, teraz znajdę sobie jakąś mądrzejszą, chudszą, z większą klasą”, więc nie zawracałam sobie głowy obłaskawianiem przyszłej teściowej. Spędziłam niewiele czasu w towarzystwie Anny, zanim Nico postawił ją przed faktem dokonanym: żenił się z córką opiekunki Caitlin. Nie było jednak odwrotu. Pokażę jej, że mogę być wspaniałą żoną, nawet bez szałowych ciuchów.

      Byłam bardzo ciekawa, co Anna sądzi o Larze, swojej drugiej synowej. Na razie rzadko się z nią spotykałam, ale nie poraziła mnie dotąd ciepłem i serdecznym przyjęciem. Zawsze wyglądała strasznie poważnie, z tą swoją precyzyjną blond fryzurą i w bluzkach z wymyślnymi kokardkami. Nie bardzo wierzyłam, że zostanie moją sojuszniczką przeciwko Annie.

      A taka sojuszniczka naprawdę będzie mi potrzebna.

      Zamiast przekonywać Annę do siebie bzdetami o cudownych atrakcjach, jakie zaplanowaliśmy „jako rodzina”, i wcisnąć jej jakąś bajeczkę o postępach, które poczyniłam z Francescą, spanikowałam i wyjechałam z zakazanym tematem, choć ustaliliśmy z Nico, że poruszymy go dopiero we właściwym momencie. Był to temat tabu, który należy zawczasu przećwiczyć i podejść do niego z takim samym taktem jak do rozmowy o kartonowych trumnach z rodzicem w podeszłym wieku.

      Kiedy zrobiłam sobie herbatę i trzymałam kubek z pływającą w nim torebką, wypaliłam:

      – Rozmawialiśmy ostatnio z Nico o przeprowadzce do innego domu. Pomyśleliśmy, że to mógłby być nowy start dla nas wszystkich. – Brnęłam dalej w złowrogą ciszę z coraz bardziej desperackim monologiem o tym, że może zdrowo będzie wybrać miejsce, które nie kojarzy się tak mocno Francesce z matką. Oczywiście nadal w Brighton, blisko morza i szkoły Franceski…

      Z każdym wypowiadanym przeze mnie słowem twarz Anny coraz bardziej tężała, aż zaczęłam się czuć jak na najgorszej rozmowie o pracę, kiedy uświadamiasz sobie, że mówisz coś przeciwnego do tego, czego oczekują od właściwego kandydata, ale nie masz dość rozsądku, żeby przerwać i powiedzieć: „Może trochę źle zaczęłam”.

      Kiedy wyraz zdumienia na delikatnej twarzy Anny przekształcił się w oburzenie, zająknęłam się i umilkłam. Położyła łokieć na stole i teatralnie, w zwolnionym tempie, podparła podbródek dłonią.

      – Nico nie może się przeprowadzić gdzieś indziej. Farinelli mieszkają tutaj od prawie pięćdziesięciu lat. Mój mąż kupił każdemu synowi dom, żeby Nico i Massimo mogli być koło siebie, naprzeciwko nas, przez resztę życia. Nico się nie przeprowadzi. To jego dom. Farinelli mieszkają na Siena Avenue od tysiąc dziewięćset siedemdziesiątego roku, odkąd przenieśliśmy się do Anglii. Wybraliśmy tę ulicę, bo jesteśmy z Sieny i czuliśmy, że ta nazwa to dobry omen.

      Zanim zdążyłam odpowiedzieć, zerwała się z krzesła.

      – Taki to już problem, kiedy ludzie nie traktują rodziny jako czegoś ważnego.

      Usiłowałam się wycofać.

      – Anno, przepraszam, nie chciałam cię zdenerwować. Oczywiście to cudowny dom i ulica też, ale ja tylko myślałam o Francesce. I chyba łatwiej by jej było mnie zaakceptować, gdybyśmy przeprowadzili się do miejsca zupełnie nowego dla nas wszystkich. Które może nie wiązałoby się z tyloma wspomnieniami o Caitlin. Nie chodziło mi o to, że mamy to zrobić jutro czy nawet w przyszłym roku.

      – Gdybyś w ogóle myślała o Francesce, nigdy nie zmusiłabyś Nico, żeby się z tobą ożenił.

      Zdanie to wyrzuciła z siebie, cedząc słowa, jakby do tyłu przednich zębów przylepiła jej się ciągutka. Niespodziewana niechęć z jej strony sprawiła, że do oczu napłynęły mi łzy. Oczywiście wiedziałam, że Anna nie pali się, żeby mnie przyjąć na łono rodziny. Pogodziłam się z tym, iż może to trochę potrwać, i prawdopodobnie nie wyglądam, jakbym się nadawała do roli pani Farinelli – trochę przysadzista, z włosami w wiecznym nieładzie, eufemistycznie rzecz ujmując, oraz z naturalną, niedającą się zwalczyć skłonnością do koszulek w hipisowskie wzory, frędzli i falbanek. Nie spodziewałam się jednak, że będzie mnie nienawidzić. Po chwili poczułam, że odzyskuję oddech.

      – Nie zmusiłam go, żeby się ze mną ożenił.

      Anna prychnęła.

      – Oczywiście, że zmusiłaś. Może nie przystawiłaś mu pistoletu do głowy, ale Nico zawsze łatwo ulegał wpływom. Jest o wiele za miękki. Jego brat ma znacznie więcej oleju w głowie. Pozbył się tej swojej niemądrej pierwszej żony, która nie chciała mieć dzieci, i znalazł taką, która rozumie, co to znaczy być panią Farinelli.

      Nadzieja, że Lara może być moim sprzymierzeńcem, okazała się równie chybiona jak mój genialny pomysł sprzedania domu i znalezienia nowego miejsca dla naszej dziwnej, niedobranej rodzinki. Proszę bardzo: wyłożono karty na stół, całą talię, aż im się krawędzie zwijały w brutalnym świetle prawdy. Anna mnie nie akceptowała. Uważała, że Nico jest słabym człowiekiem, a ja wymusiłam na nim małżeństwo, ruszając do ataku, kiedy tylko Caitlin łaskawie zechciała umrzeć. Nigdy bardziej nie tęskniłam za wspólnym spaniem na kanapie i za popisami wokalnymi mojej mamy, śpiewającej do butelki z sosem jak do mikrofonu.

      ROZDZIAŁ 4

      LARA

      Po prawie miesiącu poszukiwania naszej kotki wciąż nie mogłam pogodzić się z myślą, że może po prostu znalazła sobie inny dom, obficiej zaopatrzony w makrelę, albo leży martwa w jakimś żywopłocie. Usiłowałam być dzielna ze względu na Sandra, ale musiałam schować miski Misty do kredensu, żeby nie wybuchać płaczem za każdym razem, kiedy koło nich przechodziłam.

      Odziedziczyłam Misty trzy lata temu, kiedy mój tata poszedł do domu opieki. Zawsze, patrząc na nią, widziałam jego i przypominałam sobie czasy, kiedy mieszkaliśmy razem. Obraz taty głaszczącego kotkę po grzbiecie podczas oglądania Question Time albo słuchania radiowego tasiemca The Archers, a nie zdezorientowanego staruszka z trudem zapinającego guziki ze skoncentrowanym wyrazem twarzy, która radośnie rozpromienia się dopiero wtedy, gdy wchodziłam do świetlicy pensjonariuszy.

      Odkąd Misty z nami zamieszkała, całkowicie ignorowała starania Massima, który próbował ją zwabić kawałkami tuńczyka, głaskaniem po łebku czy potrząsaniem pluszowymi myszkami na patyku. Tuliła się natomiast do Sandra, jakby jego kolana były stworzone na legowisko dla jej burego zadka. Z początku Massimo obracał to w żart. „Ta kocica nie zdaje sobie sprawy, jak dobrze jej się powodzi. Niewdzięczne kocisko. Kto niby ją zaopatruje СКАЧАТЬ