Posłuszna żona. Kerry Fisher
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Posłuszna żona - Kerry Fisher страница 5

Название: Posłuszna żona

Автор: Kerry Fisher

Издательство: PDW

Жанр: Современная зарубежная литература

Серия:

isbn: 9788308066836

isbn:

СКАЧАТЬ style="font-size:15px;">      Wciąż nie wiedziałam, jaki przybrać wyraz twarzy, kiedy ktoś mówił o Caitlin – czułam się wtłoczona w pułapkę między miną przepraszającą a pełną poczucia winy. Chociaż zaczęliśmy się spotykać długo po śmierci Caitlin, nikt nam nie wierzył. Jak na ironię poznałam Nico tylko dlatego, że jego żona była chora i moja mama pomagała im w sprzątaniu i zakupach. I siedziała przy niej aż do końca.

      Przyjeżdżałam po mamę, a Nico zapraszał mnie do środka. Po pierwszych kilku wizytach, kiedy stawałam na głowie, żeby nie zadać pytania, na które odpowiedź mogłaby brzmieć: do dupy, gówno, a jak pani myśli, do cholery?, zaczęłam wysyłać mamie esemesy, zamiast pukać do drzwi, bo wolałam poczekać w samochodzie. Mama jednak nie traktowała telefonu komórkowego jak urządzenia do rozmów na odległość, najważniejsze było dla niej to, aby się nie rozładował. I tak, chcąc nie chcąc, poznaliśmy się z Nico w najgorszym okresie jego życia, a ja w końcu nie mogłam się doczekać naszych codziennych spotkań. Prawie rok po śmierci Caitlin wpadliśmy na siebie na mieście, poszliśmy na kawę i przypomnieliśmy sobie, jak bardzo lubimy swoje towarzystwo.

      Na pewno nie tylko ja czułam się niekomfortowo z powodu tych okoliczności. Chyba jednak musiałam zmierzyć się z tematem prędzej niż później, żebyśmy nie zabrnęli w sytuację, w której imię Caitlin wisi w powietrzu między nami jak wprawiający w zakłopotanie zapach, który wszyscy starają się ignorować.

      – A może mogłabym przygotować tutaj lunch dla wszystkich? Żeby pokazać, że Caitlin jest, powinna być, częścią naszego życia i nikt nie musi się wstydzić, że za nią tęskni?

      Nico pochylił się i mnie pocałował.

      – Jesteś cudowna. A ja mam ogromne szczęście. Naprawdę byś to zrobiła?

      – Pewnie. Poproszę mamę, żeby mi pomogła. Ucieszy się, że znów wszystkich zobaczy. Wtedy będziecie mogli skoncentrować się na Francesce, nie musząc się martwić, że obiad się spali na węgiel. Przyda wam się coś ciepłego do zjedzenia. Na cmentarzu cholernie wieje. To co, dasz znać swojej matce?

      Nico kiwnął głową.

      – Oczywiście. Albo może mogłabyś podskoczyć do niej jutro? Jeśli się odważysz? Jest życzliwsza, niż się wydaje. Na pewno ucieszy się na twój widok.

      Nie byłam pewna, czy Nico ma rację. Właściwie fakt, że Anna mieszkała naprzeciwko nas, hamował moją chęć wyściubiania nosa poza frontowe drzwi. Po raz pierwszy w życiu patrzyłam w lustro przed wyjściem z domu. A jeśli chodzi o wpadanie naprzeciwko, Anna wysyłała różne przekazy, ale: „Koniecznie wstąp na croissanta i cappuccino” do nich nie należał.

      Moja błyszcząca nowiutka obrączka nie wystarczy, żeby zaczęła traktować nas jak rodzinę. Anna zapewne nadal uważała moją mamę za „obsługę”, tak jak wtedy, gdy mama opiekowała się Caitlin, a Anna odgrywała rolę pani na włościach i wydawała polecenia. Z kolei moja firemka poprawek krawieckich nie zrobi na niej wrażenia, skoro Nico był właścicielem jednego z największych centrów ogrodniczych w Brighton: „Zdziwiłabyś się, ile ludzie są skłonni zapłacić za małe drzewko laurowe. Rośliny to w dzisiejszych czasach kopalnia złota. Przynoszą fortunę”. Prawdziwe przechwałki rezerwowała jednak dla swojego pierworodnego, Massima, na którego rzucała się, ledwie przekroczył próg, żeby mu zaproponować odpoczynek po ciężkim dniu pracy. „Jest księgowym, wiesz, znakomicie sobie radzi, w jednej z najlepszych firm w kraju”.

      Bez wątpienia Anna uważała się za osobę stojącą na szczycie drabiny społecznej, spoglądającą z góry na hołotę w rodzaju pań Parker, kłębiącą się na samym dole, i ogarniała ją wściekłość, że udało nam się wspiąć po szczeblach tak wysoko, że stałyśmy się częścią jej życia.

      Ale oczywiście w jej oczach nigdy nie będziemy jej dorównywać. Widziała, jak przyjeżdżam po mamę starą, zdezelowaną fiestą. Wiedziała, że mieszkamy na osiedlu komunalnym. Łatwo było zrozumieć, że kiedy zobaczyłam dom z takimi luksusami jak garderoba na dole oraz komórka, doszła do wniosku, że usidliłam Nico.

      Tak naprawdę jednak trudno mi było mieć do Anny pretensje. Czasami zastanawiałam się, czy sama nie miałam podświadomie pewnego planu. Tylko że wśród emocji, które mnie dręczyły, zawsze, kiedy byłam blisko niego, wszystko we mnie się rozświetlało, jakbym wcześniej nie zdawała sobie sprawy z bezdennej otchłani, w której żyłam, zanim Nico wypełnił ją miłością. Nawet uraza, którą żywiła do mnie Francesca, nie mogła sprawić, żebym żałowała, iż poznałam Nico, mężczyznę, któremu dałam sobie zawrócić w głowie i który sprawił, że czułam się wyjątkowa, nic za to nie płacąc.

      Pochopnie zgodziłam się porozmawiać z Anną z samego rana, zaraz po wyprawieniu wszystkich do szkoły i pracy.

      A nazajutrz przygotowania do wizyty w siedzibie samej królowej matki, postrachu okolicy – wyskubywanie brwi, nitkowanie zębów, szukanie eyelinera, który oczywiście znalazłam na uchwycie klatki chomika – trwały w nieskończoność. Skoczyłam jeszcze do toalety przy drzwiach frontowych i właśnie wtedy usłyszałam zgrzyt klucza w zamku. Poczułam przypływ zażenowania, że nie zamknęłam za sobą drzwi i Nico albo, co gorsza, Francesca, która wróciła po coś do domu, przyłapie mnie ze spuszczonymi majtkami. Ale, o zgrozo, do holu wmaszerowała Anna, szeleszcząc czarnymi spodniami z krepy, w jedwabnej bluzce i apaszce zawiązanej w węzeł, który na mojej szyi nasunąłby nieodparte skojarzenia z piratem poszukującym skarbu.

      Chryste Panie. Spodziewałam się, że ma klucz do naszego domu, i pewnie użyje go w razie nagłych wypadków, ale o ile nie przegapiłam bijących z dachu kłębów dymu, był zwyczajny piątkowy poranek. Anna na mój widok wykonała teatralny krok w tył, jakby przyłapała mnie na wyprawianiu jakichś nieopisanych bezeceństw z chomikiem.

      – Jedną chwileczkę! – zawołałam.

      Była chyba bardziej przerażona ode mnie. Kiedy mieszkaliśmy wszyscy na kupie z mamą, nikt by nigdy nie zdążył do pracy czy do szkoły, gdybyśmy korzystali z łazienki kolejno, to znaczy pojedynczo.

      Podciągnęłam szybko spodnie i znalazłam Annę siedzącą w kuchni. Mierzyła wzrokiem pobojowisko z kawałków tostów i rozpaćkanego masła, które zostawił po sobie Sam. Jej palce natrafiły na kleks dżemu na blacie i cofnęły się z obrzydzeniem, jakby właśnie parka karaluchów zaczęła odprawiać jej przed nosem rytuał godowy. Demonstracyjnie wytarłam ręce, żeby nie mogła dodać do swojej listy rzeczy, których nie robiłam tak dobrze jak Caitlin, tego że nie myję rąk po wyjściu z toalety.

      – Przepraszam cię, Anno. Trochę się spieszyłam.

      Czekałam, żeby ona z kolei przeprosiła za wdarcie się do naszego domu bez zapowiedzi, ale szybko uświadomiłam sobie, że nic z tego. Po sposobie, w jaki jej ciemne oczy lustrowały pomieszczenie, zorientowałam się, że celem wizyty nie jest sprawdzenie, czy już się zadomowiłam, lecz ocena moich umiejętności w zakresie prowadzenia domu. Najwyraźniej nie były one tak oczywiste jak, dajmy na to, moja zdolność do oddychania albo chodzenia. Miała minę tak pełną dezaprobaty, że omal nie zaczęłam chichotać.

      Poprawiłam pasek.

      – Herbatki?

      – Piję wyłącznie kawę.

СКАЧАТЬ