Название: Wspomnienie o przeszłości Ziemi
Автор: Cixin Liu
Издательство: PDW
Жанр: Научная фантастика
Серия: s-f
isbn: 9788380629103
isbn:
Oczy Cheng Xin wypełniły się gorącymi łzami. W blasku każdej ze wznoszących się rakiet wyglądały jak połyskujące sadzawki. Co rusz powtarzała sobie, że warto było posunąć tak daleko program Klatka Schodowa.
Ale dwóch stojących obok niej mężczyzn, Wadimowa i Wade’a, ów spektakl rozgrywający się przed ich oczami zdawał się w ogóle nie poruszać. Żadnemu z nich nie chciało się nawet podnieść głowy; palili i rozmawiali ściszonymi głosami. Cheng Xin dobrze wiedziała, o czym dyskutują – kto zostanie wybrany do programu.
Podczas ostatniego zebrania ROP po raz pierwszy przyjęto propozycję w sprawie, której nawet nie przedstawiono na piśmie. A Cheng Xin przekonała się, że Wade, który zwykle był bardzo lakoniczny, potrafi dyskutować. Przekonywał, że gdyby założyć, iż Trisolarianie potrafią ożywić ciało w stanie głębokiego zamrożenia, to można by przyjąć, że potrafią również ożywić sam mózg, który jest w takim samym stanie, i prowadzić z nim rozmowę poprzez jakiś zewnętrzny interfejs. Z pewnością byłoby to błahe zadanie dla cywilizacji, która zdołała rozwinąć proton w dwóch wymiarach i na powstałej płaszczyźnie wyżłobić obwody. W pewnym sensie mózg nie różnił się od całej osoby – miał te same co ona myśli, osobowość i pamięć. I na pewno posiadał też zdolność tej osoby do spiskowania. Gdyby się to udało, ten mózg byłby bombą tykającą w sercu wroga.
Chociaż członkowie ROP nie w pełni się zgodzili, że mózg jest tym samym co cała osoba, nie mieli lepszych propozycji, tym bardziej że program Klatka Schodowa interesował ich głównie ze względu na technologię przyspieszenia sondy do jednego procentu prędkości światła. W końcu podjęto uchwałę pięcioma głosami przy dwóch wstrzymujących się.
Po przyjęciu programu na plan pierwszy wysunął się problem, kogo powinno się wysłać. Cheng Xin brakowało odwagi, by choćby wyobrazić sobie taką osobę. Nawet gdyby jej mózg został przechwycony przez Trisolarian i ożywiony, jej późniejsze życie – jeśli taką egzystencję można było nazwać życiem – byłoby niekończącym się koszmarem. Za każdym razem gdy o tym pomyślała, czuła się tak, jakby jej serce ściskała dłoń schłodzona do minus dwustu stopni Celsjusza.
Pozostali przywódcy i wykonawcy programu Klatka Schodowa nie mieli takich wyrzutów sumienia. Gdyby PAW była agencją wywiadu jakiegoś państwa, sprawę tę rozstrzygnięto by już dawno temu. Jednak ponieważ była ciałem międzynarodowym składającym się z przedstawicieli stałych członków ROP, po przedstawieniu programu społeczności kwestia ta stała się bardzo drażliwa.
Kluczowym problemem było to, że przed wystrzeleniem w przestrzeń kosmiczną osobę tę trzeba było zabić.
Kiedy nieco opadła początkowa panika wywołana kryzysem trisolariańskim, w głównym nurcie polityki międzynarodowej zapanowała zgoda co do tego, że nie można dopuścić, by został on wykorzystany jako narzędzie zniszczenia demokracji. Kraje, których przedstawiciele stanowili personel PAW, poinstruowały ich, by zachowali wyjątkową ostrożność podczas wybierania potencjalnych kandydatów do programu i nie popełnili politycznych błędów, które mogłyby postawić je w kłopotliwej sytuacji.
I znowu wyjątkowy sposób pokonania tej trudności zaproponował Wade. Za pośrednictwem ROP, a potem ONZ, zaproponował, by w jak największej liczbie krajów przyjęto ustawy dopuszczające eutanazję, ale nawet on nie był pewien, czy ten plan się powiedzie.
Trzech z siedmiu stałych członków szybko poszło za jego radą, ale w przyjętych przez nie ustawach wyraźnie stwierdzano, że z prawa do eutanazji mogą skorzystać tylko osoby nieuleczalnie chore. Nie było to rozwiązanie idealne dla programu Klatka Schodowa, ale wydawało się, że jest to ostateczna granica tego, co jest do przyjęcia pod względem politycznym.
A zatem kandydatów do programu trzeba było wybrać spośród śmiertelnie chorych.
Umilkł grzmot silników, z nieba zniknęły jasne światła. Wszystkie pociski zostały wystrzelone. Wade i inni obserwatorzy z ramienia PAW wsiedli do samochodów i odjechali. Zostali tylko Wadimow i Cheng Xin.
– A może byśmy zerknęli na twoją gwiazdę? – zaproponował.
Przed czterema dniami Cheng Xin otrzymała akt własności DX3906. Była całkowicie zaskoczona i wpadła w szał radości. Przez cały dzień powtarzała sobie: „Ktoś podarował mi gwiazdę, ktoś podarował mi gwiazdę, ktoś podarował mi gwiazdę…”.
Gdy poszła złożyć Wade’owi raport o stanie prac, tak jaśniała szczęściem, że szef zapytał ją, co się z nią dzieje. Pokazała mu akt własności.
– Bezużyteczny świstek papieru – stwierdził i zwrócił go jej. – Jeśli jesteś sprytna, powinnaś od razu obniżyć cenę i odsprzedać to. W przeciwnym razie zostaniesz z niczym.
Ale jego cynizm nie ostudził jej entuzjazmu, bo z góry wiedziała, co powie. Wiedziała o nim bardzo mało poza tym, gdzie wcześniej pracował: najpierw służył w CIA, potem był zastępcą sekretarza Departamentu Bezpieczeństwa Krajowego, a na koniec znalazł się tutaj. Jego życie osobiste, poza faktem, że miał matkę, a matka kotkę, było dla niej tajemnicą. Zresztą nie tylko dla niej. Nie miała pojęcia, gdzie mieszka. Był jak maszyna – kiedy nie pracował, zamykał się w jakimś nieznanym miejscu.
Nie mogła się powstrzymać i pochwaliła się gwiazdą Wadimowowi. Gorąco jej pogratulował.
– Muszą ci zazdrościć wszystkie dziewczyny na świecie – powiedział. – Włącznie z wszystkimi żyjącymi kobietami i martwymi księżniczkami. Z pewnością jesteś pierwszą kobietą w historii ludzkości, której podarowano gwiazdę.
Czy mogło być dla kobiety większe szczęście, niż dostać gwiazdę od kogoś, kto ją kochał?
– Ale kto to jest? – mruknęła.
– Nie powinno być trudno to odgadnąć. Przede wszystkim musi być bogaty. Właśnie wydał kilka milionów na symboliczny podarunek.
Cheng Xin potrząsnęła głową. Miała wielu adoratorów i zalotników, ale żaden nie był aż tak bogaty.
– Ma również kulturalną duszę. Wyróżnia się z tłumu. – Wadimow westchnął. – I zdobył się na romantyczny gest, który nazwałbym cholernie absurdalnym, gdybym przeczytał o tym w książce albo zobaczył w filmie.
Cheng Xin też westchnęła. Za młodu pozwalała sobie na snucie optymistycznych fantazji, z których obecnie tylko by drwiła. Jednak te romantyczne marzenia zupełnie bledły przy tej prawdziwej gwieździe, która pojawiła się znikąd.
Była pewna, że nie zna takiego mężczyzny.
Może był to jakiś tajemniczy wielbiciel z daleka, który pod wpływem impulsu postanowił przeznaczyć część ogromnego majątku na zaspokojenie kaprysu, jakiegoś pragnienia, którego ona nigdy nie zrozumie. Mimo to była mu wdzięczna.
Tamtego СКАЧАТЬ