Wspomnienie o przeszłości Ziemi. Cixin Liu
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Wspomnienie o przeszłości Ziemi - Cixin Liu страница 21

Название: Wspomnienie o przeszłości Ziemi

Автор: Cixin Liu

Издательство: PDW

Жанр: Научная фантастика

Серия: s-f

isbn: 9788380629103

isbn:

СКАЧАТЬ wiadomość. Okazuje się, że masę żagla można zmniejszyć do poziomu poniżej tych dziesięciu kilogramów. Zlitowali się nad nami i napisali, że możemy tam umieścić ładunek o ciężarze pół kilograma. To jednak nieprzekraczalna granica, bo każde zwiększenie ładunku wymaga grubszych lin, którymi połączony jest z żaglem. Każdy dodatkowy gram ładunku oznacza trzy gramy lin więcej. Tak więc utknęliśmy na zero, przecinek, pięć kilograma. Ha, ha, dokładnie tak, jak przewidziała nasza anielica – sonda lekka jak piórko!

      Wade się uśmiechnął.

      – Powinniśmy poprosić Monnier, kotkę mojej mamy, żeby tam poleciała. Chociaż nawet ona musiałaby stracić połowę wagi.

      Gdy wszyscy ochoczo zajmowali się pracą, Wade wydawał się ponury; gdy byli przybici, stawał się odprężony i tryskał humorem. Początkowo Cheng Xin myślała, że to dziwne zachowanie jest częścią jego stylu kierowania zespołem, ale Wadimow wyprowadził ją z błędu. Powiedział, że nie ma to nic wspólnego ze stylem kierowania zespołem pracowników ani dowodzenia oddziałem żołnierzy, że on po prostu lubi patrzeć, jak inni tracą nadzieję, nawet jeśli sam należy do tych, którzy powinni wpaść w rozpacz. Cheng Xin zdziwiła się, że Wadimow, który zawsze starał się mówić o innych pochlebnie, ma taką opinię o Wadzie. Teraz jednak rzeczywiście wyglądało na to, że widok przygnębionych min ich trojga sprawia Wade’owi przyjemność.

      Zrobiło jej się słabo. Wiele dni wyczerpującej pracy dało o sobie znać i osunęła się na ziemię.

      – Wstań – powiedział Wade.

      Po raz pierwszy Cheng Xin odmówiła wykonania jego polecenia. Pozostała na ziemi.

      – Jestem zmęczona – odparła beznamiętnym głosem.

      – Ty i ty – rzekł Wade, wskazując palcem ją i Camille. – W przyszłości nie wolno wam tracić panowania nad sobą. Musicie iść naprzód i nie cofnąć się przed niczym!

      – Nie ma żadnej drogi naprzód – stwierdził Wadimow. – Musimy się poddać.

      – Uważasz, że nie ma żadnej drogi naprzód, bo nie wiesz, jak lekceważyć konsekwencje.

      – A co ze spotkaniem z ROP? Mamy je odwołać?

      – Nie, powinniśmy postępować tak, jakby nic się nie stało. Ale nie możemy przygotować nowych dokumentów, więc musimy przedstawić im nowy plan ustnie.

      – Jaki plan? Z pięćsetgramowym kotem?

      – Oczywiście, że nie.

      Oczy Wadimowa i Camille pojaśniały. Zdawało się, że w Cheng Xin też wstąpiły nowe siły. Wstała z ziemi.

      W asyście samochodów eskorty i helikopterów odjechała sprzed budynku karetka z czwartym Wpatrującym się w Ścianę. Na tle świateł Nowego Jorku Wade ze swoim zimnym wzrokiem wyglądał jak duch.

      – Wyślemy tylko mózg – oznajmił.

      Fragment Przeszłości poza czasem

      Program Klatka Schodowa

      W czternastowiecznych Chinach, za panowania dynastii Ming, marynarka wojenna wynalazła broń zwaną huolong chu shui, co dosłownie znaczy „ognisty smok wydobywający się z wody”. Była to wielostopniowa rakieta zasilana prochem, w zasadzie podobna do pocisków do zwalczania okrętów z ery powszechnej. Pocisk ten napędzały rakiety nośne. Po wystrzeleniu niosły go tuż nad powierzchnią wody w stronę statku wroga. Kiedy kończył się w nich proch, zapalały wiązkę mniejszych rakiet, które uderzały w cel i wyrządzały tam ogromne szkody.

      W starożytności używano też kusz powtarzalnych, które były zapowiedzią karabinów maszynowych ery powszechnej. Pojawiły się zarówno na Zachodzie, jak i na Wschodzie, a ich chińską wersję odkryto w grobach z czwartego wieku przed naszą erą.

      Oba rodzaje broni były próbami nowatorskiego wykorzystania prymitywnej technologii, które dawały dysponującymi nimi krajami moc nieprzystającą do tamtych czasów.

      Z obecnego punktu widzenia program Klatka Schodowa, wcielony w życie na początku ery kryzysu, był takim samym osiągnięciem. W jego ramach udało się rozpędzić małą sondę do jednego procentu prędkości światła. Powinno to być niemożliwe bez dostępu do technologii, która miała się pojawić dopiero za półtora wieku.

      Zanim powstał, ludzkości udało się wysłać kilka statków kosmicznych poza Układ Słoneczny i parę sond, które wylądowały na satelitach Neptuna. Tak więc technologia potrzebna do rozmieszczenia bomb jądrowych na odcinku lotu sondy, na którym nabierała przyspieszenia, była już względnie rozwinięta. Niemniej jednak kierowanie sondą tak, by przeleciała koło każdej z tych bomb, i zdetonowanie ich w odpowiedniej chwili było wielkim wyzwaniem.

      Każda z nich musiała wybuchnąć, kiedy mijał ją żagiel radiacyjny, przy czym ich odległość od sondy w chwili eksplozji wynosiła w zależności od ich siły od trzech do dziesięciu tysięcy metrów. Im większej prędkości nabierała sonda, tym dokładniej trzeba było ustalić ten czas. Jednak nawet po osiągnięciu przez sondę jednego procentu prędkości światła margines dopuszczalnego błędu nie przekraczał rzędu nanosekund, co mieściło się w możliwościach ówczesnej technologii.

      Sama sonda nie miała silnika. Jej kierunek całkowicie wyznaczały względne pozycje wybuchających bomb. Każda z nich wyposażona była w małe silniki sterujące. Gdy sonda przelatywała obok którejś z nich, odległość między nimi wynosiła zaledwie kilkaset metrów. Odpowiednio ją zwiększając lub zmniejszając, można było zmienić kąt między żaglem i siłą pchania wytwarzaną przez wybuch bomby, i w ten sposób kierować jej lotem.

      Żagiel radiacyjny był cienką błoną i mógł jedynie ciągnąć ładunek w kapsule za sobą. Tak więc cała sonda przypominała gigantyczny spadochron, z tym że leciał on „do góry nogami”. Żeby zapobiec uszkodzeniom, które mogły spowodować wybuchy jądrowe w odległości od trzech do dziesięciu kilometrów za żaglem, liny łączące go z ładunkiem musiały być bardzo długie – mierzyły około pięciu kilometrów. Samą kapsułę chroniła powłoka ablacyjna. Gdy wybuchała bomba, materiał ablacyjny stopniowo wyparowywał, co schładzało kapsułę oraz zmniejszało jej masę ogólną.

      Liny zrobione były z nanomateriału zwanego „latającym ostrzem”. Nie można ich było dostrzec gołym okiem, bo miały grubość zaledwie jednej dziesiątej nici pajęczej. Z ośmiu gramów tego materiału można było zrobić linę o długości stu kilometrów, na tyle mocną, by mogła bezpiecznie ciągnąć ładunek podczas przyspieszania i nie przerwać się wskutek wybuchów jądrowych.

      Oczywiście huolong chu shui nie dorównywał w istocie rzeczy dwustopniowej rakiecie, a powtarzalna kusza karabinowi maszynowemu. Tak samo program Klatka Schodowa nie mógł zapoczątkować ery kosmicznej. Był jedynie rozpaczliwą próbą wykorzystania wszystkiego, co mogła zaoferować ówczesna prymitywna technologia.

      Lata 1–4 ery kryzysu

      Cheng Xin

      Od ponad pół godziny trwało wystrzeliwanie pocisków Peacekeeper. Smugi pozostawione przez sześć СКАЧАТЬ